SEKRETNE ŻYCIE PISARZY. Гийом Мюссо
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу SEKRETNE ŻYCIE PISARZY - Гийом Мюссо страница 6
Audibert nieufnie ściągnął brwi.
– Trochę… O ile można znać Nathana Fawlesa.
Podał mi filiżankę z kawą. Płyn był koloru i konsystencji atramentu.
– Kiedy Fawles pojawił się u nas na spotkaniu autorskim ze swoją nową powieścią, w dziewięćdziesiątym piątym czy szóstym roku, był wtedy na wyspie pierwszy raz. Natychmiast się w niej zakochał. Pomogłem mu nawet w kupnie tej willi, która nazywa się Krzyż Południa. Ale później nasze stosunki się rozluźniły… właściwie zupełnie się urwały.
– Wpada tu od czasu do czasu?
– Nie zdarzyło mu się.
– Jeśli spróbuję go odwiedzić, myśli pan, że podpisze mi książkę?
– Radzę panu o tym zapomnieć. – Audibert westchnął, kręcąc głową. – Najwyżej zarobi pan śrutem.
Wywiad z Nathanem Fawlesem w AFP
AFP – 12 czerwca 1999 (fragment)
Jest pan pewien tej decyzji? Chce pan zakończyć karierę? U szczytu sławy? Przecież ma pan dopiero trzydzieści pięć lat!
Tak, mam już dość. Piszę bez przerwy od dziesięciu lat. Przez dziesięć ostatnich lat co rano siadałem na krześle i wpatrywałem się w ekran komputera. Chcę z tym skończyć.
Czy to nieodwołalna decyzja?
Nieodwołalna. Sztuka trwa, życie jest krótkie.
Ale w zeszłym roku oznajmił pan, że pracuje nad nową powieścią, podał pan nawet roboczy tytuł: Niepokonane lato…
Tak, miałem taki projekt, ale zarzuciłem go.
Co chciałby pan powiedzieć rzeszy czytelników, która czeka na pańską następną książkę?
Niech nie czekają, nie zamierzam już pisać. Ludzie muszą znaleźć sobie innych autorów. Pisarzy nie brakuje.
Czy trudno jest pisać powieści?
Tak, ale z pewnością jest dużo trudniejszych zajęć. Źródłem stresu przy pisaniu jest irracjonalna strona tego zajęcia: to, że napisał pan trzy powieści, nie oznacza, że uda się panu czwarta. Nie ma metody, nie ma reguł, nie ma wskazówek. Każda następna powieść to skok w nieznane.
No właśnie, a co pan umie robić innego, poza pisaniem?
Podobno robię świetną potrawkę cielęcą w śmietanie.
Czy sądzi pan, że pańskie książki przejdą do historii?
Mam nadzieję, że nie.
Jak widzi pan rolę literatury we współczesnym świecie?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem i nie zamierzam tego robić.
Czy pańska decyzja dotyczy również udzielania wywiadów?
Tak, bo dałem ich o wiele za dużo. Odpowiadanie na pytania dziennikarzy to zajęcie, którego jedynym celem jest promocja książki. Przeważnie, a właściwie prawie zawsze, moje słowa są publikowane niedokładnie, zmienia się ich sens, wyjmuje z kontekstu. Mimo że jestem pełen dobrej woli, „wyjaśnianie” moich książek nie daje mi żadnej satysfakcji, a już w ogóle nie lubię pytań o moje poglądy polityczne czy życie prywatne.
Dokładna znajomość życia pisarza, którego się podziwia, pozwala lepiej zrozumieć treści, które przekazuje…
Odpowiem tu słowami Margaret Atwood, że chęć spotkania z pisarzem dlatego, że podobała nam się jego książka, jest jak szukanie osobistego kontaktu z gęsią, ponieważ lubi się pasztet z gęsich wątróbek.
Uważa pan, że czytelnik nie ma prawa porozmawiać z pisarzem na temat sensu jego pracy?
Nie, nie ma. Jedyny sensowny kontakt z pisarzem to przeczytanie tego, co napisał.
2
Nauczyć się pisać
W porównaniu z zawodem pisarza posada dżokeja wydaje się bezpieczna.
John Steinbeck
Tydzień później
Wtorek, 18 września 2018
1
Nie minęło wiele czasu, bo tylko osiem dni, a i ja zakochałem się w wyspie Beaumont. Każdą wolną chwilę poświęcałem na zwiedzanie i zaznajamianie się z jej topografią.
Znałem już prawie na pamięć całe północne wybrzeże – port, miasteczko i najpiękniejsze plaże. Strona
Z głową wtuloną w ramiona i dłońmi zaciśniętymi na kierownicy z trudem wjeżdżałem na strome wzgórze na wschodnim krańcu wyspy. Pot spływał mi po twarzy. Wypożyczony rower ważył tonę, a paski plecaka wrzynały mi się w ramiona.
południowa, kamienna i skalista, była mniej dostępna, bardziej dzika, ale równie piękna. Zapędziłem się tam tylko raz, w drodze na półwysep Sainte-Sophie, gdzie znajdował się klasztor o tej samej nazwie, w którym wciąż jeszcze mieszkało około dwudziestu zakonnic benedyktynek.
Wysokie skalne wzgórze Safranier, cel mojej dzisiejszej wycieczki, znajdowało się daleko od Strada Principale, czterdziestokilometrowej drogi okrążającej wyspę. Żeby tu dotrzeć, należało minąć ostatnią plażę na północy – tę przy Srebrnej Zatoce – i pokonać dwa pozostałe kilometry bitą drogą biegnącą przez sosnowy las.
Udało mi się dowiedzieć, że dróżka ta, która zresztą miała bardzo ładną nazwę – Ścieżka Przyrodników – prowadzi do posiadłości Nathana Fawlesa. Kiedy w końcu stanąłem przed aluminiową bramą wpuszczoną w mur z łupków, nie wiedziałem, co robić. Nie było skrzynki pocztowej z nazwiskiem. Teoretycznie willa nazywała się Krzyż Południa, ale nigdzie tej nazwy nie spostrzegłem. Jedyne, co zauważyłem, to kilka tablic ostrzegawczych: „Posiadłość prywatna”, „Wejście wzbronione”, „Uwaga! Zły pies”, „Obiekt monitorowany”… Nie było dzwonka, żadnej możliwości zasygnalizowania, że ktoś stoi pod bramą. Najwyraźniej właściciele nie byli przyjaźnie nastawieni do gości.
Odstawiłem rower i ruszyłem wzdłuż muru. Po chwili las ustąpił miejsca łące gęsto zarośniętej wrzosem, mirtem i dziką lawendą, a jakieś pół kilometra dalej zaskoczyła mnie wysoka skała wpadająca pionowo do morza.
Zaryzykowałem i zsunąłem się ostrożnie po kamieniach, szukając oparcia dla stóp. Jakoś udało mi się przebrnąć przez urwisko i dotrzeć do mniejszej stromizny. Przeszedłem jeszcze z pięćdziesiąt metrów brzegiem, aż zza skalistego wzniesienia wyłonił się dom Nathana Fawlesa.
Zbudowany na wiszącej skale, wydawał się w nią wrośnięty. Nowoczesny