Up in Smoke. King. Tom 8. T.m. Frazier

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Up in Smoke. King. Tom 8 - T.m. Frazier страница 5

Up in Smoke. King. Tom 8 - T.m. Frazier

Скачать книгу

opuszkami palców muska moje nabrzmiałe i tak boleśnie lekceważone ciało, gdy w pomieszczeniu rozbrzmiewa głośny huk.

      – Skąd to? – szepcze Duke.

      Z piwnicy.

      Odgłos doszedł z piwnicy.

      Rozdział 3

      Frankie

      – Cholera! Twój ojciec! – Duke odskakuje ode mnie, jakby użądliła go osa.

      Zeskakuję z blatu i pospiesznie kieruję go do wyjścia, podczas gdy w mojej piersi płonie strach.

      – Przykro mi, może innym razem. Pójdę sprawdzić, co z moim tatą.

      – To… chyba zobaczymy się jutro… w szkole – mówi, a w jego głosie rozbrzmiewa wyraźne rozczarowanie.

      – Tak. Jutro. W szkole – mamroczę, otwierając serię zamków.

      W rekordowym czasie otwieram drzwi. Duke wychodzi na betonowy ganek i zaczyna pisać coś na telefonie. Jestem pewna, że już wysyła wiadomość do kolejnej – być może bardziej chętnej – dziewczyny na swojej trasie dostarczania zakupów. Szczerze chciałabym, żeby mnie to obeszło, lecz albo tak bardzo stłumiłam tę część siebie, że teraz nie potrafię jej już odnaleźć, albo w ogóle nigdy jej w sobie nie miałam.

      Uśmiecham się i pamiętam, by wyglądać na rozczarowaną, podczas gdy jedyne, czego tak naprawdę pragnę, to krzyczeć, by uciekał i ratował życie.

      Ale tego nie robię. Czekam. Muszę czekać.

      I to mnie zabija.

      Duke wciska telefon do kieszeni. Posyła mi jeszcze jeden zabójczy uśmiech, po czym lekko całuje mnie w usta i wyciąga rękę, by klepnąć mnie w tyłek. Na kilka sekund zatrzymuje wzrok na moim ciele.

      Wsiadaj już do tego pieprzonego wozu.

      Cierpliwie czekam z czymś, co – mam nadzieję – wygląda jak uśmiech na mojej twarzy, aż tyłem zejdzie ze schodków i nie odrywając ode mnie wzroku, ruszy do krawężnika, przy którym stoi jego prius. Na samochodzie widnieje to samo logo GrubTrain, co na jego czapce i koszulce. Przekręca czapkę, po czym wsiada do środka i włącza silnik. Wtedy opuszcza szybę.

      – Do widzenia, Sarah – mówi, machając do mnie ręką.

      Sposób, w jaki „Sarah” leniwie spływa z jego idealnie wykrojonych ust, sprawia, że niemal chciałabym, by było to moje prawdziwe imię.

      Nim jego samochód znika za zakrętem, włączam na telefonie aplikację monitoringu i oglądam czarno-białe nagranie z piwnicy. Natychmiast dostrzegam, że jeden z monitorów mojego komputera leży na podłodze. Krzesło spoczywa przewrócone na boku.

      Próbuję zdecydować, czy powinnam chwycić spakowaną wcześniej torbę, którą zakopałam na placu po przeciwnej stronie ulicy, czy może zostawić ją i po prostu wsiąść w następny autobus do Banyan Cay. Wtedy widzę na wyświetlaczu Izzy. Gruby kot w całej swojej czarno-białej glorii leniwie przechadza się po mojej klawiaturze.

      Jakimś sposobem musiała dostać się do środka przez okienko w piwnicy. Przypominam sobie, żeby sprawdzić tam zamek i okablowanie ochrony.

      Pochylam się i kładę dłonie na kolanach, czując, że jestem bliżej ataku serca niż kiedykolwiek przez te wszystkie lata.

      Opadam tyłkiem na beton i opieram na kolanach głowę.

      Jak długo jeszcze dam radę tak żyć?

      Prawdopodobnie niezbyt długo.

      Kilka minut trwa, nim w końcu dochodzę do siebie na tyle, żeby wstać. Podnoszę się i nagle ogarnia mnie to samo palące uczucie co wcześniej. Gwałtownie podnoszę głowę i tym razem dostrzegam kogoś, kto zdaje się tu nie pasować.

      Po drugiej stronie ulicy dostrzegam mężczyznę, częściowo ukrytego za swoim dużym, czarnym motocyklem. Jego wyrzeźbione i wytatuowane bicepsy się napinają, gdy robi coś przy szerokiej czarnej oponie.

      Jakby wiedział, że na niego patrzę, nieznajomy wygląda zza opony. Przyłapał mnie. Nie uciekam, ale też nie mogę odwrócić wzroku.

      Wszystko w nim jest ciemne – od długich do ramion włosów po czarne ubranie. Zarost na jego twarzy jest czymś pomiędzy szczeciną a brodą, dłuższy, chociaż krótki po bokach.

      Z gniewem ściąga brwi i dociera do mnie, że to nie na mnie patrzy, a na swój motor.

      To po prostu facet, który naprawia motor. Nie przyszedł tu po ciebie. Idź spać, Frankie. Potrzebujesz pieprzonego snu.

      Nieznajomy rzuca na ziemię klucz, który głośno odbija się od betonu. Nawet po drugiej stronie ulicy dobiega mnie jego pełne frustracji warknięcie. Wtedy podnosi się z kolan i wstaje.

      Wow.

      Jest duży. Nie chodzi tylko o jego ciało, ale i o osobowość. Przywodzi na myśl strzelisty wieżowiec, który rzuca niekończący się cień. Długim i zdecydowanym krokiem zmierza na stację benzynową, a z każdym stąpnięciem butów zdaje się zagarniać wszystkie pęknięcia w asfalcie. Czarna, obcisła koszulka opina jego naprężone mięśnie klatki piersiowej i ramion. Jeansy wiszą mu nisko na biodrach, ukazując doskonałą krągłość jego pośladków. W wargach niedbale tkwi niezapalony papieros.

      Nigdy wcześniej nie widziałam kogoś takiego jak on. Surowego. Silnego. Nie mogę przestać mu się przyglądać. Może dlatego, że wciąż jestem na haju, a może dlatego, że jeszcze przed chwilą całowałam się z Dukiem i dalej przepełnia mnie pożądanie. Albo dlatego, że dzisiaj spanikowałam już po raz trzeci. Tak czy inaczej, ten mężczyzna jest chodzącym bilbordem z reklamą przerażenia i żądzy. Niczym burza z piorunami w ludzkim wydaniu.

      Jest piękny.

      W uszach rozbrzmiewają mi słowa ojca sprzed wielu lat. „Przed mężczyznami należy się ukrywać, Frankie. Trzeba się ich bać. W najlepszym wypadku są stworzeni do manipulowania. Bądź manipulatorką, Frankie, a nie manipulowaną. Uciekaj, zanim zapytasz samą siebie, czy powinnaś. Poznaj, czego chcą, po wyrazie ich oczu, a nie po słowach, jakie wychodzą z ich ust”.

      Mężczyzna wychodzi z warsztatu. Podnosi jedną nogę i z łatwością okrakiem siada na motorze. Maszyna z hukiem budzi się do życia. Stoję po drugiej stronie ulicy, lecz wibracje pokonują asfalt i docierają do moich stóp. Czuję dudnienie w piersi. Pył unosi się nad chodnikiem na dobre kilka centymetrów, a ziemia pod nim drży.

      Mężczyzna wyprowadza motor z parkingu i ledwie rzucając jedno spojrzenie w moją stronę, odjeżdża w przeciwną.

      Jestem rozczarowana.

      Czego niby oczekiwałam po tej chwili jednostronnego zauroczenia?

      Pocieram oczy i uznaję, że zaledwie jedna nieprzespana noc dzieli mnie od wymyślania sobie związków z celebrytami. Już słyszę doniesienia w wiadomościach.

      Młoda kobieta została dzisiaj aresztowana w domu Sama Hunta pod zarzutem włamania. Miała przywidzenia i upierała się,

Скачать книгу