Służąca. Alicja Sinicka

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Służąca - Alicja Sinicka страница 11

Służąca - Alicja Sinicka

Скачать книгу

nigdy nie byłam tak rozchwiana emocjonalnie jak w ostatnich dniach. Nie jestem typem osoby, która rozmyśla na tematy oderwane od tu i teraz. Moje teraz jednak zaczyna trząść się w posadach i muszę coś z tym zrobić.

      Marta nie odpisała na moje wiadomości, choć adres z pewnością jest prawidłowy. Gdy wpisuję go w Google, wyskakuje mi strona internetowa hodowli amstaffów pod Chicago. Wszystko się zgadza. Pan Antoni opowiadał, że Marta prowadzi hodowlę psów w Stanach. Jest tam też jej zdjęcie, na którym obejmuje dwa masywne psy z otwartymi pyskami i wywieszonymi różowymi językami.

      Kiedy w środę jadę do willi państwa Skalskich, moich trzecich klientów, jestem przerażona. Boję się, że Ewa Skalska potraktuje mnie tak jak Królikowska. Dostrzegę w jej oczach pogardę, zasugeruje, że jestem dla niej zwykłą złodziejką, i podziękuje mi za współpracę. Nic takiego jednak się nie dzieje. W domu są tylko pan Marek i jego asystentka, piękna blondynka z długimi, prostymi włosami. Wygląda jak młodsza siostra pani Ewy. Pracują w salonie z laptopami na kolanach, mam wrażenie, że zanim przyszłam, o coś się pokłócili. Nie wnikam.

      Ostrożnie zabieram się do pracy, jak zawsze dbając o każdy metr kwadratowy tego pięknego, minimalistycznego wnętrza.

      W piątek jadę do Borewskich. Kacper znowu otwiera, zanim zdążę zadzwonić dzwonkiem. Zwykle wszyscy właściciele powierzają mi klucze od swoich domostw. Maria jednak już podczas pierwszej rozmowy zasugerowała, że to dla niej zbyteczny zwyczaj, bo z reguły ktoś jest w domu.

      „Stęskniłam się za nim” – myślę, gdy widzę Kacpra w progu. Uśmiecha się, jakby wyczytał tę myśl z mojej twarzy albo jakby pomyślał to samo.

      Biorę się do pracy. Po jakimś czasie Maria schodzi z góry. Wpatruje się we mnie z posępną miną, na moje „dzień dobry” odpowiada niewyraźnym skinieniem głowy. Czuję niepokój. Po głowie rozbija się jedno pytanie: „wie czy nie wie?”.

      Po niecałym kwadransie ponownie słyszę kroki na schodach. Mikołaj Borewski wchodzi do salonu w świetnym humorze. Wita mnie słowami:

      – A to dziś piątek?

      Jakby moja obecność mu to uświadomiła.

      Domyślałam się, że jest w domu. Jego białe terenowe auto stało na podjeździe, gdy parkowałam swój samochód. Kacper początkowo nie wyłania się ze swojego pokoju. Chyba pisze książkę. Ma uchylone drzwi. Dostrzegam przez nie włączony ekran komputera, na którym widnieje jakiś tekst. Ostatnio powiedział mi, że mieszka w domu naprzeciwko. Zawsze jednak kiedy przyjeżdżam tutaj, dziwnym trafem to właśnie on mnie wita. Ostatnio wyznał, że ma do mnie słabość. Czy jego ciągła obecność tutaj się z tym jakoś wiąże?

      Po paru minutach wychodzi jednak z pokoju z laptopem w dłoni. Informuje, że jedzie do czytelni w rynku i wróci wieczorem, bo musi zebrać trochę materiałów potrzebnych do pisania. Kiedy to mówi, patrzy na mnie. Mam wrażenie, że zarówno Mikołaj, jak i Maria już o tym wiedzą – albo nie są tą informacją zainteresowani.

      Po wyjściu Kacpra zaczynam czuć się nieswojo, jakby jego obecność neutralizowała ciężką atmosferę panującą w domu. Nie mam pojęcia, co jest jej źródłem.

      Borewscy snują się po parterze w milczeniu. Potem Mikołaj parzy sobie kawę i czyta gazetę oparty o czarną kuchenną wyspę, Maria robi chyba jakieś zakupy online.

      Wycieram kurze z szafek i parapetów, poleruję płytki podłogowe. Gdy nagle się podnoszę, czuję zawroty głowy. Na stole zostawiłam plastikowy bidon, z którego co jakiś czas popijam proteinowy koktajl o smaku truskawek. Podchodzę do niego i biorę kolejny łyk. Nie pomaga, zawroty nie ustępują. Czuję mrowienie na przedramionach, zaczyna mi sztywnieć twarz. Spoglądam na opalcowaną szybę tarasową. Podchodzę do niej ze ścierką z mikrofibry. Przecieram kilkukrotnie zabrudzenia, z każdą chwilą czując się gorzej. W pewnym momencie zauważam coś dziwnego. W szkle odbijają się sylwetki Borewskich. Maria dotyka swojego koka, Mikołaj podpiera się dłońmi w pasie. Oboje mają wzrok wbity w moje plecy, jakby mnie obserwowali. Zanim zdążę się odwrócić, żeby zrozumieć, co się dzieje, miękną mi kolana, ciało wiotczeje. Tracę panowanie nad nogami i rękami, pozostaje oddech, który z każdą chwilą robi się cięższy.

      Mimowolnie osuwam się na podłogę. Nastaje ciemność, która wciąga mnie do środka niczym czarna dziura.

      8

      Budzę się na kanapie w salonie Borewskich. Białe kryształki żyrandola wydają się wibrować. Ich widok przyprawia mnie o mdłości. Zamykam na powrót oczy.

      – Obudziłaś się – słyszę głos Mikołaja.

      Przebija przez niego zniecierpliwienie.

      Odwracam się na bok, wciąż czując mdłości. Znowu otwieram oczy. Rzeczywistość wiruje, nie jestem w stanie zawiesić na niczym wzroku. Stolik na lwich nogach unosi się i opada, angielski kominek jest jakby przechylony. Mam wrażenie, że figurka bogini Temidy zwiększa się i zmniejsza albo przybliża i oddala. Gardło mnie piecze, czuję się, jakby było czymś wypełnione. Przełykam ślinę.

      – Co się stało? – pytam niewyraźnie, na przemian zamykając i otwierając oczy, usiłując zapanować nad rozedrganym widokiem.

      – Zemdlałaś. Jadłaś coś dzisiaj?

      – Tylko koktajl.

      Kiwa głową. Wyczuwam od niego zapach kawy wymieszany z wonią korzennych perfum. Czuję się skrępowana jego bliskością.

      – Jeszcze nigdy coś takiego mi się nie zdarzyło – mówię, próbując się podnieść.

      Mikołaj kładzie ostrożnie dłoń na moim ramieniu i lekko popycha mnie w kierunku kanapy.

      – Nie radzę. Co będzie, jeśli znowu zasłabniesz?

      Błyska mi przed oczami złoty sygnet, gdy Kacper spogląda na zegarek. Mam wrażenie, że sprawdza, ile czasu upłynęło od mojego omdlenia.

      – Która godzina? – pytam, układając się z powrotem na miękkich zamszowych poduszkach kanapy.

      – Szesnasta trzydzieści.

      – Co? – pytam, patrząc mu prosto w oczy.

      Przyciąga mnie zapisana w nich fascynacja, której nie rozumiem. Bolą mnie szyja i ramiona. Całe ciało mam odrętwiałe.

      – Leżałam tu osiem godzin?

      – Tak, ponad osiem. Oddychałaś normalnie, pomyślałem, że musisz odpocząć. – Uśmiecha się i przechyla głowę. – Przeniosłem cię tu. Może ty za dużo pracujesz? Zdaje się, że sprzątasz jeszcze u Skalskich. Znam Marka. – Macha dłonią. – Perfekcjonista w każdym calu. Pewnie jest wymagający.

      – Bardzo przepraszam, nie wiem, jak do tego doszło.

      – Ja też. – Uśmiecha się.

      – Osiem godzin… – Kręcę głową. – Nie dzwonił pan nigdzie? Do lekarza?

      – Nie – odpowiada

Скачать книгу