Służąca. Alicja Sinicka

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Służąca - Alicja Sinicka страница 16

Służąca - Alicja Sinicka

Скачать книгу

      Czuję, że sytuacja zaczyna mnie przerastać. Skąd w nim tyle ogłady, spokoju? Wszystko zaplanował, oplótł mnie jak bluszcz.

      – Oddam krew do badań. Wykryją tę substancję.

      – Po kilkunastu godzinach rozkłada się na wodę i dwutlenek węgla. Nic już nie masz w organizmie. – Rozpina guzik koszuli i nachyla się lekko w moją stronę. – Chyba się nie rozumiemy, Julio. Mam cię w garści. Twoje życie zmieni się na gorsze, jeśli się nie zgodzisz. Nie będziesz mogła już świadczyć swoich usług w Polsce i… – Uniósł wzrok ponad mnie. – …myślę, że na świecie też nie. Zadbam o to. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej mówiłaś Marii, że kochasz to, co robisz. Nie wyobrażasz sobie innego życia. Królikowską już straciłaś, prawda? Chcesz stracić więcej?

      – Skąd pan o tym wie?

      – Wiem dużo. Rozstaniesz się ze Skalskim samodzielnie czy chcesz, żeby Antoni do niego też napisał?

      Imię „Antoni” wymawia z wyraźną ironią.

      – Nie chcę – odpowiadam, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.

      Ciśnie mi się na usta pytanie. Boję się je zadać. Boję się usłyszeć odpowiedź twierdzącą.

      – Coś cię męczy? – odgaduje moje myśli.

      – To pan… – Biorę głęboki wdech. – To pan napisał do Królikowskiej?

      – Kiedy na czymś mi zależy, angażuję w to całą swoją energię. Nie wiesz, do jakich rzeczy jestem zdolny.

      Odbieram to jako „tak”. Przez moment nie mogę wydobyć z siebie głosu. W końcu szepczę:

      – Potwór.

      – Licz się ze słowami. – Unosi palec wskazujący. – Nie jestem potworem. Jestem zwolennikiem dawnego porządku. Uważam, że świat stanął na głowie, nie chcę tego u siebie w domu.

      – Nic z tego nie rozumiem.

      – Wiesz, że mam sentyment do historii, prawda? Kiedyś wszystko było prostsze: podziały społeczne, określone obowiązki dla każdego. Rycerz i giermek. Pan i służąca.

      Nie ruszam się. Patrzę na czarny osad z kawy na brzegach jego filiżanki. Czuję się, jakbym tkwiła w oku cyklonu, otaczający mnie spokój jest pozorny.

      Mówi dalej o tych podziałach, o tym, że każdy w narodzie powinien mieć swoje miejsce. Jego słowa przelatują gdzieś obok, nie docierają do mnie. To jakaś paranoja. Unoszę wzrok na łukowe sklepienie z brązowej cegły nad nami, potem zerkam na białe filary, pomiędzy którymi siedzimy. Wystrój tej kawiarni ma w sobie coś z przeszłości. Czy to dlatego zarówno on, jak i Kacper chcieli się tu spotkać?

      Moich uszu dochodzą dźwięki utworu Wieża radości, wieża samotności. Kelnerka bryluje między stolikami w krótkiej spódnicy odsłaniającej zgrabne nogi. Siedzę naprzeciwko zadbanego bruneta z równo przystrzyżoną brodą, w błękitnej koszuli podkreślającej unikatowy kolor tęczówek przypominający czyste letnie niebo. Z jego ust wypływają słowa, które burzą mi krew, wyniszczają mnie od środka.

      – Chcę, żebyś była u nas rok. Tyle mi wystarczy. Potem będziesz wolna.

      Zatapiam twarz w dłoniach. On tymczasem mówił dalej:

      – Dostaniesz dobre pieniądze. Niejedna dziewczyna zrobiłaby to bez żadnych zdjęć. Ty jednak nam kategorycznie odmówiłaś. Daliśmy ci szansę, ale powiedziałaś „nie”. – Rozkłada ręce. – Co miałem zrobić? Nie pozostawiłaś mi wyboru.

      – Nie naciskał pan szczególnie na przyjęcie tej oferty.

      Przesuwa wąski flakon z goździkiem w prawo, żeby lepiej mnie widzieć, po czym nachyla się nad stolikiem.

      – Bo nie lubię prosić – odpowiada teatralnym szeptem.

      W tym szepcie jest coś szalonego. W oczach Borewskiego pojawia się mroczny błysk. Pierwszy raz myślę sobie, że mógłby mnie zabić. Zrobiłby to bez wahania.

      – Chcę mieć cię w swoim domu, Julio. Dostępną dwadzieścia cztery godziny na dobę. Inaczej zamienię twoje życie w piekło. Te zdjęcia to dopiero początek.

      Wpatruję się w niego w milczeniu. Boję się powiedzieć „nie” i jednocześnie przeraża mnie myśl, że mogłabym się na to zgodzić.

      – Jakie byłyby moje obowiązki? – pytam cicho.

      – Dbanie o dom, chodzenie w odpowiednim ubiorze, służba, nic więcej. Nie będzie żadnych podtekstów, bez obaw. – Unosi dłonie. – Będziesz mogła wychodzić wieczorem do ludzi, nie będę cię trzymał pod kluczem.

      Nagle parska śmiechem, kropla jego śliny spada mi na policzek. Nie wycieram jej. Jestem tak bardzo skamieniała i obojętna.

      – Co to znaczy „w odpowiednim ubiorze”?

      – W sukienkach służby, bardzo dobry materiał, Joanna nie narzekała.

      – Joanna?

      – Kiedyś, wiele lat temu, bawiłem się w to z pewną dziewczyną. Odeszła po roku, zgodnie z umową. Wiele lat żyliśmy bez służącej i było w porządku, kiedy jednak zaczęłaś przyjeżdżać do Antoniego… no cóż. – Wzrusza ramionami. – Rozbudziłaś wspomnienia.

      – Jaką mam pewność, że po roku naprawdę to się skończy?

      – Słowo rycerza. – Uderza się w pierś. – To powinno ci wystarczyć.

      Spuszczam wzrok.

      – Musisz się na to zgodzić, nie powinnaś się nawet nad tym zastanawiać.

      – Wszyscy jesteście w to zaangażowani?

      – Co to znaczy „wszyscy”? – powtarza z nutą zniecierpliwienia w głosie.

      – Pani Maria, Kacper.

      – Maria wie, a Kacper, jak to Kacper, buja w obłokach.

      Wspominam radę Kacpra, żebym się nie godziła, kiedy Maria zaproponuje mi mieszkanie u nich.

      – Muszę iść do domu – mówię słabo.

      – Powiedz mi, Julio: czego w moim przekazie nie zrozumiałaś?

      Patrząc na jego stężałe rysy twarzy i gniew płynący z oczu, myślę, że tak samo będzie w jego domu, kiedy nie zrobię czegoś tak, jak sobie zażyczył.

      – Zrozumiałam wszystko.

      – Masz czas do wieczora. O dwudziestej do ciebie zadzwonię. Wtedy dogadamy szczegóły i przeprowadzisz się do nas na dniach. Tylko ani słowa nikomu, rozumiemy się?

      Powoli wstaję z krzesła, pragnę wyjść na świeże powietrze.

Скачать книгу