Służąca. Alicja Sinicka

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Służąca - Alicja Sinicka страница 5

Służąca - Alicja Sinicka

Скачать книгу

do tych, które znalazłam w pojemnikach do segregacji. Wrodzona dbałość o porządek i harmonię nie pozwala mi potraktować ich po macoszemu. Aby ściągnąć pajęczyny z kątów pod wysokim sufitem w salonie, muszę wspinać się po drabinie, którą przynosi mi Kacper. Potem upiera się, że będzie mnie asekurował. Wyłania się ze swojego pokoju zawsze wtedy, gdy go potrzebuję, jakby mnie podglądał i czekał na moment, w którym może mi pomóc. Chyba jednak ma czas. Odnoszę wrażenie, że żałuje go jedynie swojej matce.

      Na ścianie obok drzwi wejściowych jest duża plastikowa skrzynka, oblepiona czymś tłustym. Maria mówi, że to alarm, którego od lat nie używają. Przecieram go ostrożnie.

      Kobieta jest zachwycona moją dokładnością. Gdy informuję ją wieczorem, że nie zdążyłam zrobić porządku w części pomieszczeń, z uśmiechem na twarzy stwierdza, że mogę zająć się nimi nazajutrz, czyli w sobotę. Mówi, że zapłaci ekstra. Nie widząc innego wyjścia, zgadzam się. W przeciwieństwie do niej nie jestem zadowolona z efektów swojej pracy. Mam wyrzuty sumienia, że się nie wyrobiłam. Zostawiam zatem wszystkie sprzęty u nich i postanawiam wrócić tam na drugi dzień rano.

      3

      Tym razem w domu jest tylko Kacper. Gdy wchodzę do kuchni, w powietrzu unosi się zapach kawy.

      Chłopak stoi oparty o szafkę, na której szumi ekspres.

      – Chcesz? – pyta, unosząc czarną filiżankę ze złotą obwódką.

      – Tak – odpowiadam niepewnie.

      Rano zdążyłam tylko wciągnąć miskę płatków, chciałam jak najszybciej wrócić do Borewskich. Męczyła mnie myśl, że nie zrobiłam wszystkiego wczoraj.

      – Zostaw mi na blacie, napiję się za chwilę – mówię, gdy kawa płynie bystrym strumieniem do filiżanki.

      Spogląda na mnie z urazą. Zatrzymuję się przed schodami prowadzącymi na górę. Dopiero teraz dociera do mnie, że chciał wypić ze mną kawę, a ja zignorowałam tę zakamuflowaną propozycję. Jest bardzo nieoczywisty, trudno go rozgryźć.

      – Co robisz? – pyta, gdy tak stoję z dłonią opartą o poręcz schodów i patrzę na niego.

      – Nic, nic – odpowiadam, po czym ruszam na górę po wciąż zakurzonych schodach.

      Wchodzę do małego pokoju po prawej stronie. Jest tam dość ciasno. Część sufitu stanowi duży skos z oknem dachowym, przez które wlewa się do środka słoneczne światło. Pada na zaścielone łóżko, a dokładnie na czerwoną kołdrę z dużą bladą plamą na środku. Materiał ewidentnie wypłowiał od słońca. Poszwa musiała nie być zmieniana od długiego czasu. W powietrzu unosi się zapach kurzu.

      Podchodzę do drewnianej meblościanki, której drzwi są uchylone. Z reguły nie zaglądam do szaf, chyba że dostanę zlecenie, aby uporządkować ich wnętrze. W tej sytuacji jednak nie mogę nie zajrzeć, gdyż zauważam mole wylatujące ze środka. Borewska wspominała, że mole to ich utrapienie, i poprosiła, żebym porozwieszała gdzie trzeba lawendowe aromaty. Kupiła ich tuzin, specjalnie w tym celu.

      Gdy bardziej odchylam drzwi, moim oczom ukazuje się rząd identycznych czarnych sukienek, przykurzonych, podziurawionych. Wykończone są białą koronką, która rozsypuje się w dłoniach. Z głębi wylatuje jeszcze kilka moli.

      Poniżej, na podłodze, leżą pożółkłe adidasy za kostkę, obok jedna materiałowa tenisówka z lekkim przetarciem od dużego palca z przodu i czarne baleriny, jeszcze z metką.

      Słyszę kroki. Odruchowo zamykam drzwi meblościanki, jakbym przeczuwała, że robię coś złego, patrząc na prywatne rzeczy Borewskich.

      Kacper wchodzi z filiżanką kawy w dłoni.

      – Tu miałaś nie sprzątać. Maria by się wściekła, gdyby zobaczyła, że tu weszłaś.

      – Miałam nie wchodzić do pokoju w lewym skrzydle domu, a nie w prawym – odpowiadam niepewnie.

      Potem jednak uświadamiam sobie, że po przeciwnej stronie domu jest tylko wielkie okno wychodzące z korytarza.

      – Może pomyliła kierunki – mówi. – Jestem pewien, że chodziło jej o ten pokój.

      – Przepraszam – odpowiadam, po czym zamykam drzwi szafy i robię dwa kroki do tyłu.

      Nagle tracę równowagę i opadam na łóżko. Chmura kurzu unosi się w powietrzu, drażniąc mi nos i gardło.

      Sprężyny skrzypią, słyszę też pod sobą przytłumiony trzask drewna. Szybko się podnoszę i opuszczam pokój.

      Kacper wychodzi za mną, wciąż trzymając filiżankę.

      – Pomyślałem, że przyniosę ci na górę – tłumaczy.

      – Mówiłam, żebyś zostawił na blacie, ale dziękuję.

      Ostrożnie domyka białe drzwi od zakurzonego pokoju.

      Na usta ciśnie mi się pytanie, kto tam mieszkał, ale nie odnajduję w sobie odwagi, żeby je zadać. Mam nadzieję, że nie powie Marii o moim wejściu tam pomimo jej zakazu.

      – To może tutaj zostawię. – Stawia napój na złotej konsoli, pod lustrem w czarnej ramie.

      – Dobre miejsce.

      Przez chwilę stoimy naprzeciwko siebie w milczeniu. Kacper jak zawsze trzyma ręce głęboko w kieszeniach dresów. Sprawia wrażenie zamkniętego w sobie chłopaka, który z niewiadomych przyczyn jest mną zainteresowany.

      – Pewnie masz sporo nauki – mówię, chcąc odwrócić uwagę od mojego małego wykroczenia.

      Unosi brew.

      – Nauki?

      – Nie uczysz się do matury? Na twoim biurku jest pełno opracowań lektur, testów. Zauważyłam wczoraj, gdy porządkowałam pokój.

      Uśmiecha się i rzuca mi protekcjonalne spojrzenie, które lekko mnie onieśmiela.

      – Ile mam lat według ciebie? – pyta nieco niższym tonem, przez który od razu wydaje mi się starszy.

      – Nie wiem, dziewiętnaście?

      Znowu się uśmiecha.

      – A mogę wiedzieć, ile ty masz lat, Julio?

      – Dwadzieścia jeden.

      – A ja dwadzieścia cztery. Dwa lata temu skończyłem studia.

      Rozszerzam lekko oczy, kiwam głową.

      – Wyglądasz tak młodo…

      – Moja mama ponoć też wyglądała całe życie bardzo młodo.

      Przejeżdża palcami po czarnych, błyszczących włosach, jakby dobrze wiedział, że to one stanowią jego główny atrybut młodości.

      –

Скачать книгу