.
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу - страница 13
–Więc, nie licząc Amerykanów, cieszysz się na jutrzejszą aukcję? – zapytała Gina, która kruszyła ciastka w misce praską do ziemniaków.
–Cieszę się. Stresuję – Lacey zrobiła łyk wina. – Głównie się stresuję. Znając mnie, nie zmrużę dzisiaj oka.
–Mam pomysł – zakomunikowała Gina. – Jak skończymy, możemy zabrać psy na spacer nad morze. Pójdziemy wschodnią ścieżką. Tamtędy jeszcze nie szłaś, co? Morskie powietrze cię wymęczy i zaśniesz jak bobas, zaufaj mi.
–To dobry pomysł – zgodziła się Lacey. Jeśli teraz poszłaby do domu, tylko martwiłaby się jutrem.
Lacey włożyła swój niezgrabny sernik do lodówki, a Gina poszła do składzika po peleryny przeciwdeszczowe. Wieczory dalej były chłodne, szczególnie nad morzem, gdzie wiał silny wiatr.
Lacey topiła się w swoim ogromnym płaszczu. Ale kiedy wyszły na zewnątrz, ucieszyła się, że ma go na sobie. Wieczór był zimny i przejrzysty.
Zaczęły schodzić w dół klifu. Plaża była zupełnie pusta i ciemna. Lacey poczuła dreszcz emocji. Miejsce było tak opustoszałe, że czuła się, jakby były jedynymi ludźmi na świecie.
Przez chwilę szły w stronę morza, ale skręciły na wschód. Lacey nigdy wcześniej nie zapuszczała się w tę stronę. Dobrze było zobaczyć coś nowego. W miasteczku tak małym jak Wilfordshire zdarzało się to jej coraz rzadziej.
–Hej, a to co? – spytała Lacey, próbując rozpoznać kształty po drugiej stronie wody. Wydawało jej się, że widzi budynek na wysepce.
–Średniowieczne ruiny – powiedziała Gina. – Przy odpływie wyłania się wał piasku, po którym możesz dojść na wyspę. Fajnie się tam pokręcić, jeśli chce ci się tak wcześnie wstać.
–O której godzinie jest odpływ? – zapytała Lacey.
–Piątej rano.
–Auć. To chyba nie dla mnie.
–Oczywiście, możesz też dopłynąć tam łódką – wyjaśniła Gina. – Jeśli znasz kogoś, kto ją ma. Ale jeśli tam utkniesz, będziesz musiała zadzwonić po wolontariuszy ze stacji ratownictwa. A uwierz mi, że nie przepadają za takimi interwencjami. Kiedyś mi się to zdarzyło i dosyć ostro mnie potraktowali. Na szczęście, zanim dopłynęliśmy na brzeg, już śmiali się z mojego paplania i wszystko dobrze się skończyło.
Chester zaczął wyrywać się w stronę wyspy.
–Chyba zna to miejsce – powiedziała Lacey.
–Może poprzedni właściciele go tam zabierali? – zaproponowała Gina.
Chester zaszczekał, jakby chciał potwierdzić.
Lacey schyliła się i zmierzwiła jego sierść. Już od dawna nie myślała o poprzednich właścicielach Chestera i o tym, jak straszna musiała być dla niego tak nagła utrata swojej rodziny.
–Może któregoś dnia cię tam zabiorę, co? – zapytała. – Dla ciebie mogę wstać o świcie.
Chester z ekscytacją pomachał ogonem, po czym odchylił łeb i zaszczekał w stronę nocnego nieba.
Lacey miała rację. Tej nocy nie mogła zasnąć. Nawet morskie powietrze nie zdało egzaminu. Po jej głowie krążyło tyle myśli, że po prostu nie mogła się wyłączyć. Spotkanie z Ivanem i aukcja wracały do niej jak bumerang. Cieszyła się jutrzejszą aukcją, ale była też zdenerwowana. I nie tylko dlatego, że to miała być dopiero jej druga aukcja, ale przez nieproszonych gości – Bucka i Daisy – którymi będzie musiała się zająć.
Może nie przyjdą – pomyślała, przyglądając się cieniom na suficie. – Pewnie Daisy już wyprosiła coś innego od Bucka.
Ale Lacey wiedziała, że Daisy chodziło właśnie o sekstant. Musiał mieć dla niej jakieś specjalne znaczenie. Lacey była pewna, że przyjdą na aukcję, nawet jeśli tylko po to, żeby coś udowodnić.
Lacey słuchała rytmicznego oddechu Chestera oraz odgłosu fal, które rozbijały się o klif i pozwalała kojącym dźwiękom utulać ją do snu. Właśnie zaczynała odpływać, kiedy jej telefon z hałasem zaczął wibrować na drewnianej szafce nocnej. Jego upiorne, zielone światło błysnęło po pokoju. Zazwyczaj wyciszała telefon na noc, jednak dzisiaj, w natłoku innych spraw, musiała o tym zapomnieć.
Jęknęła ze zmęczeniem i sięgnęła po telefon. Zbliżyła go do twarzy, żeby sprawdzić, kto zakłóca jej spokój o takiej nieludzkiej porze. Na ekranie zobaczyła słowo „Mama”.
Oczywiście – pomyślała Lacey i wzięła głęboki oddech. Jej matka musiała zapomnieć, żeby nigdy nie dzwonić do niej później niż o szóstej po południu nowojorskiego czasu.
Westchnęła i odebrała telefon.
–Mamo? Wszystko w porządku?
W słuchawce na moment rozległa się cisza.
–Dlaczego zawsze witasz mnie tymi słowami? Czy coś złego musi się wydarzyć, żebym mogła zadzwonić do własnej córki?
Lacey wywróciła oczami i opadła z powrotem na poduszkę.
–Nie, ale w Anglii jest druga w nocy, a ty zawsze dzwonisz do mnie, kiedy czymś się przejmujesz. Więc? Co tym razem?
Cisza, która zapanowała tym razem, była dla Lacey potwierdzeniem tego, że trafiła w sedno.
–Mamo? – zachęcała Lacey.
–Byłam właśnie u Davida… – zaczęła jej matka.
–Co? – krzyknęła Lacey? – Po co?
–Żeby poznać Edę.
Lacey zesztywniała. Tylko żartowała, kiedy sugerowała, że David, Eda i jej mama powinni wybrać się na wspólny manicure, ale z tego, co słyszała, naprawdę spędzali razem czas! Lacey nie mogła pojąć, dlaczego jej matka chciała utrzymywać kontakt z jej byłym mężem. To było niedorzeczne!
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне