Zima świata. Ken Follett

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zima świata - Ken Follett страница 5

Zima świata - Ken Follett

Скачать книгу

być niebezpieczni, kiedy się ich zdenerwuje.

      W oczach matki błysnął gniew.

      – Nie waż się traktować mnie z góry, Walterze. Zdaję sobie sprawę, że są niebezpieczni, i dlatego przeciwko nim występuję.

      – Mimo to nie wiem, po co ich irytujesz.

      – Ty atakujesz ich w Reichstagu – zauważyła matka. Ojciec Carli był deputowanym z ramienia Socjaldemokratycznej Partii Niemiec.

      – Uczestniczę w racjonalnej debacie.

      Jakie to charakterystyczne, pomyślała Carla. Ojciec myśli logicznie, jest ostrożny i stara się przestrzegać prawa, a matka ma swój styl i poczucie humoru. On dąży do celu ze spokojnym uporem, ona sięga po swój czar i odwagę. Nigdy się ze sobą nie zgodzą.

      – Ja nie doprowadzam nazistów do furii – stwierdził ojciec.

      – Być może dlatego, że niespecjalnie im szkodzisz.

      Dowcipna riposta żony rozzłościła Waltera.

      – A tobie się wydaje, że zaszkodzisz im żartami?! – spytał podniesionym głosem.

      – Walczę z nimi kpiną.

      – Kpina według ciebie ma zastąpić argumenty?

      – Uważam, że potrzebne jest jedno i drugie.

      Ojciec jeszcze bardziej się rozgniewał.

      – Ależ, Maud, nie widzisz, na jakie niebezpieczeństwo narażasz siebie i swoją rodzinę?

      – Wprost przeciwnie. Prawdziwe niebezpieczeństwo tkwi w tym, że przestaniemy ich wyśmiewać. Jakie będzie życie naszych dzieci, jeśli Niemcy staną się państwem faszystowskim?

      Takie rozmowy przyprawiały Carlę o dreszcze. Nie mogła znieść myśli, że rodzinie coś zagraża. Życie musi się toczyć swoim torem. Marzyła, aby zawsze było tak samo: jest ranek, ona siedzi z rodzicami przy sosnowym stole, Ada krząta się przy kuchni. Za chwilę Erik zbiegnie na dół, tupiąc na schodach, jak zwykle spóźniony. Dlaczego coś miałoby się zmienić?

      Przez całe życie słuchała przy śniadaniu rozmów o polityce i wydawało jej się, że rozumie, do czego dążą rodzice, w jaki sposób chcą zmienić Niemcy na lepsze. Ostatnio jednak zaczęli rozmawiać inaczej. Z ich słów wynikało, że nad krajem zawisło straszliwe niebezpieczeństwo. Carla nie bardzo potrafiła sobie wyobrazić, co to takiego.

      – Bóg mi świadkiem, że robię wszystko, co w mojej mocy, by powstrzymać Hitlera i jego zgraję.

      – Ja również, ale ty uważasz, że wybrałeś właściwy kierunek – Głos matki stał się twardszy, zabrzmiała w nim niechęć. – A mnie oskarżasz o to, że narażam rodzinę na niebezpieczeństwo.

      – I mam po temu powody – odparował ojciec. Kłótnia dopiero się zaczynała, lecz po schodach zbiegł Erik, tupiąc jak koń. Wpadł do kuchni z torbą szkolną na ramieniu. Miał trzynaście lat, był dwa lata starszy od Carli, i na jego górnej wardze pojawiły się brzydkie czarne włoski. Kiedyś bez przerwy się razem bawili, lecz tamte czasy odeszły w przeszłość. Erik urósł i teraz utrzymywał, że Carla jest głupia i dziecinna. W rzeczywistości była mądrzejsza od niego, wiedziała dużo rzeczy, których on nie rozumiał, znała na przykład cykle miesięczne kobiety.

      – Jaką melodię grałaś? – zapytał matkę.

      Rankiem często budził ich dźwięk fortepianu Steinwaya. Odziedziczyli go, podobnie jak dom, po rodzicach ojca. Mama grywała rano; mówiła, że w ciągu dnia jest zajęta, a wieczorem zbyt zmęczona. Tego ranka zagrała sonatę Mozarta, a później melodię jazzową.

      – Nosi tytuł Tiger Rag – odparła mama. – Chcesz sera?

      – Jazz to dekadencja – prychnął Erik.

      – Nie pleć głupstw.

      Ada podała chłopcu talerzyk z serem i plasterkami kiełbasy, a on zaczął wpychać sobie jedzenie do ust. Carla uważała, że ma okropne maniery.

      Ojciec spojrzał na niego surowo.

      – Kto ci opowiada takie bzdury, Eriku?

      – Hermann Braun mówi, że jazz to nie muzyka, tylko murzyńskie hałasy. – Hermann był najlepszym kolegą Erika. Jego ojciec należał do Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników.

      – Powinien sam spróbować zagrać. – Ojciec spojrzał na matkę nieco łagodniej. Uśmiechnęła się do niego. – Twoja mama przed wielu laty próbowała nauczyć mnie ragtime’u, ale nie mogłem opanować rytmu.

      Matka się zaśmiała.

      – Prędzej żyrafa nauczyłaby się jeździć na wrotkach.

      Carla stwierdziła z ulgą, że kłótnia dobiegła końca. Poczuła się lepiej. Wzięła kromkę czarnego chleba i umoczyła w mleku.

      Teraz jednak Erik otworzył nowe pole sporu.

      – Murzyni to niższa rasa – stwierdził wyzywająco.

      – Wątpię – odparł cierpliwie ojciec. – Gdyby murzyński chłopiec wychował się w domu pełnym książek i obrazów i chodził do drogiej szkoły, w której uczą dobrzy nauczyciele, mógłby okazać się bystrzejszy od ciebie.

      – To śmieszne! – zaprotestował Erik.

      – Nie mów tak do ojca, głuptasie – odezwała się łagodnie Maud, która całą złość zużyła na męża. Wydawało się, że jest rozczarowana, a zarazem zmęczona kłótnią. – Nie wiesz, o czym mówisz, podobnie jak Hermann Braun.

      – Ale rasa aryjska musi być najlepsza ze wszystkich – upierał się Erik. – To my rządzimy światem!

      – Twoi koledzy naziści nie mają pojęcia o historii – odparł ojciec. – Starożytni Egipcjanie budowali piramidy, kiedy Niemcy mieszkali w jaskiniach. W średniowieczu Arabowie władali światem, muzułmanie znali algebrę, gdy niemieccy książęta nie potrafili napisać swoich nazwisk. Inteligencja nie jest związana z rasą.

      – A więc z czym? – zapytała Carla.

      Ojciec spojrzał na nią czule.

      – To bardzo dobre pytanie, a ty jesteś mądrą dziewczynką, skoro je zadałaś. – Rozpromieniła się, słysząc tę pochwałę. – Cywilizacje powstają i upadają, tak było z Chińczykami, Aztekami, Rzymianami, ale tak naprawdę nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje.

      – Zjedzcie i włóżcie palta – powiedziała matka. – Robi się późno.

      Ojciec wyciągnął zegarek z kieszonki kamizelki i uniósł brwi.

      – Nie jest jeszcze późno.

      – Muszę iść z Carlą do domu Francków – wyjaśniła

Скачать книгу