Krzyżacy. Henryk Sienkiewicz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Krzyżacy - Henryk Sienkiewicz страница 47
A jej hubka i krzesiwo wypadły na ziemię.
– Daj spokój! Czego? – poczęła powtarzać stłumionym głosem, ale jednocześnie nie usuwała mu twarzy, owszem, ustami dotknęła nawet niby wypadkiem ust Zbyszka.
On zaś puścił ją i rzekł:
– Bóg ci zapłać. Nie wiem, co by się bez ciebie przygodziło913.
A Jagienka kucnąwszy w ciemności, by odnaleźć krzesiwo i hubkę, poczęła się tłumaczyć:
– Bojałam się914 o ciebie, bo Bezduch poszedł też z widłami i z toporem – i niedźwiedź go ozdarł915. Broń czego Boże, Maćkowi byłoby markotno, a on przecie i tak ledwie dycha… No, to i wzięłam widły, i poszłam.
– Toś to ty zachodziła tam za sosny?
– Ja.
– A ja myślał, że to „złe”.
– Niemały i mnie strach brał, bo tu koło Radzikowego błota w nocy bez ognia niedobrze.
– Czemuś się nie obezwała916?
– Bom się bała, że mnie odpędzisz.
I to rzekłszy, znów zaczęła krzesać, a następnie położyła na hubkę kłaczek suchych konopnych paździerzy917, które wnet strzeliły jasnym płomieniem.
– Mam dwie szczypki918 – rzekła – a ty nazbieraj wartko919 sucharzy920; będzie ogień.
Jakoż po chwili buchnęło rzeczywiście wesołe ognisko, którego blask rozświecił ogromne, rude cielsko niedźwiedzia leżące w kałuży krwi.
– Hej, sroga stwora! – ozwał się z pewną chełpliwością Zbyszko.
– Ale ci łeb prawie caluśki rozwalony! o Jezu!
To powiedziawszy, schyliła się i zanurzyła rękę w kudły niedźwiedzie, aby przekonać się, czy zwierz dużo ma w sobie sadła, po czym podniosła się z wesołą twarzą:
– Będzie sadła na jakie dwa roki!
– A widły połamane, patrz!
– To i bieda, bo co ja w domu powiem?
– Albo co?
– Bo tatuś nie byliby mnie wcale do boru puścili, więc musiałam czekać, póki się wszyscy nie pokładą.
Po chwili zaś dodała:
– Nie powiadaj921 też, żem tu była, żeby nade mną nie cudowali.
– Ale cię pod dom odprowadzę, bo jeszcze wilcy na cię napadną, a wideł nie masz.
– No – dobrze!
I tak rozmawiali czas jakiś przy wesołym brzasku ogniska, nad trupem niedźwiedzia, podobni oboje do jakichś młodych leśnych stworzeń.
Zbyszko popatrzał na wdzięczną twarz Jagienki oświeconą blaskiem płomienia i rzekł z mimowolnym zdziwieniem:
– Ale takiej drugiej dziewczyny jak ty, to chyba na świecie nie ma. Tobie by na wojnę chodzić!
Ona zaś spojrzała mu na chwilę w oczy, po czym odrzekła prawie smutno:
– Ja wiem… ale nie śmiej się ze mnie.
Rozdział trzynasty
Jagienka sama wytopiła duży garnek niedźwiedziego sadła, którego pierwszą kwartę922 wypił Maćko z ochotą, albowiem było świeże, nie przypalone i miało zapach dzięgielu, którego znająca się na lekach dziewczyna dorzuciła w miarę923 do garnka. Pokrzepił się też zaraz Maćko na duchu i nabrał nadziei, że wyzdrowieje.
– Tego mi było trzeba – mówił. – Jak się w człeku wszystko godnie924 wytłuści, to się może i ta, psia mać, drzazga którędy wypsnie925.
Następne kwarty926 nie smakowały mu jednak tak dobrze jak pierwsza, ale pił przez rozum927. Jagienka dodawała mu też otuchy, mówiąc:
– Będziecie zdrowi. Biludowi z Ostroga wbili ogniwa od kolczugi928 głęboko pod karkiem, a od sadła mu wyszły. Jeno929, jak się rana otworzy, trzeba skromem930 bobrowym zatykać.
– A skrom masz?
– Mamy. Jeśli zasie świeżego będzie trzeba, to pójdziem ze Zbyszkiem do żeremiów931. O bobra nietrudno. Ale nie wadziłoby932 także, żebyście jakiemu świętemu co przyobiecali, takiemu, który jest patronem od ran.
– Mnie już to przez głowę przechodziło, tylko że nie wiem dobrze: któremu? Święty Jerzy933 jest patronem rycerzów: on ci strzeże wojennika934 od przygody i wżdy935 męstwa we wszelakiej potrzebie mu przydawa936, a powiadają, że często osobą własną po sprawiedliwej stronie staje i niemiłych Bogu bić pomaga. Ale taki, co sam rad937 bije, rzadko rad sam smaruje, i od tego może być inny, któremu on nie będzie chciał wchodzić w drogę. Każdy święty ma w niebie swój urząd i swoją gospodarkę – to się wie! A jeden do drugiego nigdy się nie miesza, bo z tego mogłyby niezgody wyniknąć, w niebie zaś nie przystoi się świętym wadzić alibo się potykać… Są Kosma i Damian938, też wielcy święci, do których się medycy modlą o to, by choróbska na świecie nie wyginęły, gdyż inaczej nie mieliby co jeść. Jest także święta Apolonia939 od zębów i święty Liboriusz940 od kamienia – ale to wszystko nie to! Przyjedzie opat941, to mi powie, do kogo mam się udać – bo i nie byle kleryk wszystkie tajemnice boskie posiadł, i nie każdy takie rzeczy wie, chociaż ma głowę wygoloną942.
– A żebyście samemu Panu Jezusowi ślubowali.
– Pewnie, że On nad wszystkimi. Ale to byłoby tak, jakoby mi, nie przymierzając, twój ojciec chłopa pobił, a ja bym do Krakowa do króla na skargę jechał. Co by mi ta król powiedział? Powiedziałby tak: „Ja nad całym Królestwem gospodarz, a ty do mnie z twoim chłopem przychodzisz! A to nie masz urzędów? nie możesz iść do grodu, do mojego kasztelana943 i pośrzednika944?” Pan Jezus jest gospodarzem nad całym światem – rozumiesz? – a od mniejszych spraw ma świętych.
– To ja wam powiem – rzekł Zbyszko, który nadszedł na koniec rozmowy – ślubujcie naszej nieboszczce królowej, że jeśli się za wami przyczyni, to pielgrzymkę do Krakowa, do jej grobu odprawicie. Albo to się tam mało cudów już w naszych oczach przygodziło945? Po co obcych świętych szukać, kiedy jest swoja Pani od innych lepsza.
– Ba!