Cherub. Przemysław Piotrowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Cherub - Przemysław Piotrowski страница 21
Komisarz posłał doktorowi posępne spojrzenie.
– Myślę, że do ciebie – odparł.
Wymuszony uśmiech zgasł, a Krzywicki poczuł nieprzyjemne łaskotanie w żołądku.
– Nieee… – jęknął, ale zabrzmiało to nieprzekonująco nawet dla niego.
Dochodziła dziesiąta. Słońce powoli kryło się za drzewami, sprawiając, że puste korytarze komendy zaczęły tonąć w półmroku. Potrzebował godziny, aby to sobie poukładać. Podzielił się zadaniami z Julką, która z nowym dowodem oraz wymazami z odbytu ofiary udała się do laboratorium. On miał poinformować o znalezisku Winnicką.
Spojrzał na zegarek. Przyszedł kilka minut przed czasem. Mimo to nacisnął klamkę i wszedł do pomieszczenia przeznaczonego dla grupy dochodzeniowo-śledczej. Ze zdumieniem stwierdził, że zamiast prokurator w biurze krząta się sprzątaczka. Zaskoczona aż podskoczyła.
– Dobry wieczór – przywitała się, pochylając głowę. – Nie spodziewałam się, że o tej porze ktoś będzie jeszcze korzystał z biura.
Brudny się przywitał. Był równie zaskoczony i przez moment nie miał pewności, czy powinien zostać, czy poczekać na zewnątrz. Ostatecznie postanowił usiąść przy stole, przy którym odbywały się narady grupy.
– Już kończę, proszę pana – rzekła. Miała dość szorstki i gardłowy głos, nie do końca pasujący do kobiety w jej wieku, który Brudny ocenił na „po czterdziestce”.
– Proszę sobie nie przeszkadzać. Też nie planowałem przychodzić tu o tej porze.
– A już myślałam, że coś pomieszałam. Zawsze przed rozpoczęciem pracy dostajemy wykaz pomieszczeń do wysprzątania i…
– Naprawdę nic się nie stało. Proszę nie zwracać na mnie uwagi.
– Dobrze, dziękuję.
Kobieta skinęła, jakby nieco zawstydzona całą sytuacją. Odwróciła się, aby dokończyć zmywanie podłogi. Kilka razy przejechała jeszcze zamaszyście mopem i wykręciła go, po czym schowała do wózka środki czystości i dyskretnie przemknęła w kierunku drzwi. Brudny odprowadził ją wzrokiem. Była raczej drobnej postury, a długie blond włosy spięła w niedbały kok. W oczy komisarzowi rzuciły się pełne usta i imponujący biust, którego rozmiarów nie mógł ukryć nawet roboczy fartuch. Chyba zauważyła, że przykuł jego uwagę, bo jeszcze bardziej się speszyła i rzuciwszy krótkie „do widzenia”, opuściła pomieszczenie.
Brudny nie miał czasu zastanawiać się nad swoją – co najmniej – niezręczną reakcją, bo od korytarza niósł się już stukot szpilek. Winnicka weszła do biura, praktycznie mijając się w drzwiach ze sprzątaczką. Nie poświęciła jej żadnej uwagi, nawet nie odpowiedziała „dobry wieczór”. Podeszła do stołu.
– Co to za sprawa niecierpiąca zwłoki? – zapytała.
– Usiądź.
Winnicka wyglądała na podenerwowaną. Przewiesiła torebkę przez oparcie krzesła i usiadła.
– Co znalazłeś? Bo znalazłeś coś, prawda?
Brudny wyciągnął z kieszeni spodni telefon i wszedł do galerii zdjęć. Jedno z nich powiększył i położył urządzenie na stole.
– Co to jest?
– Ostrzeżenie.
– Mów jaśniej, Igor, bo nie mam cierpliwości do takich gierek.
– To lepiej ją w sobie odszukaj, bo ktoś chyba chce zagrać nie tylko ze mną.
Winnicka chwyciła smartfon i przyjrzała się zdjęciu, które przedstawiało wygniecioną kartkę papieru z wydrukowanym napisem: „Kto następny? Może właśnie ty…?”.
– Co to, kurwa, ma być?
– Gdybyś poczekała do końca sekcji, to nie musiałabyś tu teraz przychodzić. Kotelski miał to w żołądku.
– Kurwa mać.
– Ten, kto go zabił, zmusił go wcześniej do połknięcia pojemnika z tą kartką. I najwyraźniej nie zamierza poprzestać na jednym morderstwie.
Prokurator podniosła się z krzesła i podeszła do okna. Otworzyła je i pozwoliła, aby wieczorny wiatr owiał jej twarz.
– Masz fajki?
Brudny dołączył do niej i poczęstował ją papierosem, a drugiego włożył sobie w usta. Przypalił oba.
– Odbieram to jako ostrzeżenie – rzekł, patrząc w krajobraz za oknem.
– Chryste… – Winnicka westchnęła, po czym mocno się zaciągnęła. – Ta sprawa znów trafi na czołówki gazet. Jak go teraz nazwą? Rzeźnik już był. Bestia i Kanibal też. O! Kat! Kat z Zielonej Góry to by było coś. Kurwa mać!
– Będziesz miała szansę się wykazać.
– Nie pierdol, Igor. Ta ironia nie jest w twoim stylu.
– Tak jak to efekciarstwo w twoim.
Winnicka obrzuciła komisarza zjadliwym spojrzeniem. Zgasiła niedopalonego papierosa w popielniczce.
– To, że naczytałeś się o prowadzonych przeze mnie sprawach, nie znaczy, że mnie znasz.
– I vice versa.
– Gdzie ta kartka?
– Julka zabrała ją do laboratorium.
– Kto o tym wie?
– Na razie tylko ona, my i Krzywicki z tą swoją asystentką. No i Borucka, jeśli już się spotkały.
– I na razie niech tak zostanie. Nie ufam nikomu, a nie potrzebujemy przecieku do prasy, że w mieście znów pojawił się seryjny.
Prokurator odwróciła się i zrobiła kilka kroków w kierunku stołu. Odgłos jej wysokich obcasów odbił się echem.
– Sądzę, że powinnaś zawnioskować o ochronę dla Krzywickiego.
– Nie przesadzasz?
– Nie nosi broni, a wiadomość brzmiała, jakby została skierowana bezpośrednio do niego.
– Mogła być skierowana do każdego.
– Ale to on miał ją odczytać pierwszy. W przeciwnym razie sprawca nie umieszczałby jej w żołądku ofiary.
– Hmm…
– Uważam