Afekt. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Afekt - Remigiusz Mróz страница 4
Imienni partnerzy pochylili się nad wydrukami, Chyłka skrzyżowała ręce na piersi, wciąż oparta o drzwi.
– Co to za rewelacje? – rzuciła.
– Materiały od dziennikarzy NSI… a konkretnie informacje, które sprawiły, że zamiast zaprosić dziewczynę przed kamerę, odezwali się do mnie.
Kosmowski przejrzał szybko obydwie kartki, a potem podniósł wzrok na Joannę.
– Dziewczyna startowała w ostatnich wyborach lokalnych z ramienia PDP do rady powiatu – oznajmił.
– A parę lat temu pracowała jako wolontariuszka w kampanii prezydenckiej Darii Seydy – dodał Halski. – Według tych materiałów zawsze była zaangażowana politycznie, oczywiście po stronie naszych przeciwników.
Chyłka obeszła powoli stół i zerknęła z góry na materiały. Rzeczywiście wyglądało to jak ustawka Pedepu, co właściwie w świecie polityki nie byłoby niczym dziwnym.
– Jest jeszcze coś – dorzucił Mirek i sięgnął po ostatnią z kartek. – Dziewczyna formułowała już identyczne zarzuty pod adresem innego znanego polityka. Być może go kojarzysz.
Halski podał Joannie wydruk, a ona przesunęła wzrokiem po tekście. Nie spodziewała się znaleźć nazwiska, które tam widniało.
– Patryk Hauer.
– Na długo, zanim został premierem – oświadczył Mirek. – Był dopiero wschodzącą gwiazdą, nie objął jeszcze tej głośnej komisji śledczej.
– Schemat był taki sam?
– Podobny. Wtedy dziewczyna zgłosiła się bezpośrednio do niego. Żadnych dowodów, żadnych wcześniejszych powiązań z Hauerem. Zapłacili, ona podpisała, co trzeba, i sprawa została zakopana. Trafiłem na to tylko dlatego, że mój brat ma jeszcze dobrych przyjaciół z czasów walki z komuną, którzy życzą mu dobrze.
Chyłka odłożyła kartkę i przeszła wokół stołu. Patryka Hauera znała jedynie z doniesień medialnych, ale trudno było wyobrazić sobie, by mógł kiedykolwiek dopuścić się czegoś takiego. A skoro tak, to dziewczyna mogła kłamać także teraz, starając się po raz kolejny powtórzyć trik, który już raz się udał.
W pomieszczeniu zaległa cisza tak absolutna, że słychać było niewyraźne rozmowy na korytarzu.
– A więc… – zaczął Halski.
– E! – ucięła od razu Joanna. – Nie przerywa się Chyłce, kiedy milczy.
Krat wyglądał, jakby miał zamiar schować twarz w dłoniach, a Messer z trudem trzymał nerwy na wodzy. Ostatni z imiennych partnerów robił zaś wszystko, by nie dać po sobie poznać, jak ważne jest to, co teraz powie Joanna.
Kosmowski i reszta doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że Kazimierz Halski wedle wszelkiego prawdopodobieństwa pokona urzędującą prezydent. A kiedy się to stanie, nie zapomni o kancelarii KMK.
– Dobra – rzuciła w końcu Chyłka. – Ale mam kilka warunków, które nie podlegają żadnej, kurwa, negocjacji.
2
Gabinet Oryńskiego, The Warsaw Hub
– Zordon! – rozległ się z korytarza głośny krzyk, który bez trudu sforsował teoretycznie dźwiękoszczelne ściany.
Kordian uniósł wzrok znad laptopa akurat w momencie, kiedy Chyłka wpadła do gabinetu. Zatrzasnęła za sobą drzwi i stanęła przed biurkiem, po czym położyła dłonie na biodrach.
– Słuchaj – rzuciła.
– Zawsze cię słu…
– Zostaw wszystko, co robisz, i przygotuj się na przygodę życia.
– Muszę?
– Tak – odparła Chyłka, nie ruszając się z miejsca.
– I na czym ta przygoda będzie polegała?
– Na tym, że poprowadzisz ze mną sprawę.
– Znowu?
Joanna opuściła ręce i położyła dłonie na blacie. Pochyliła się tak, że dekolt zrobił swoje, a Oryński od razu skorzystał z okazji.
– Opanuj się, Zordon. Jako nastolatek naoglądałeś się więcej piersi niż twoi przodkowie przez setki pokoleń.
Kordian odchrząknął i odchylił się na krześle.
– Ale nie takich – zaznaczył.
– Słuszna uwaga.
Oryński podniósł się z krzesła, a potem podszedł do Chyłki i przysiadł na biurku. Było całkowicie białe, w stylu skandynawskim – jak niemal każdy element wystroju kancelarii. Gabinety wszystkich prawników poza imiennymi partnerami były identyczne i Kordianowi kojarzyły się ze szpitalem. Nie narzekał na nie jednak tak bardzo, jak Chyłka. Jej zdawało się w tym miejscu przeszkadzać właściwie wszystko.
– Powiesz mi, o co chodzi, czy mam zgadywać?
– Będziemy bronić pedofila.
Oryński niemal zakrztusił się śliną.
– Że co?
– To znaczy nie jest pedofilem.
– No to teraz wszystko jasne.
Podeszła do niego i położyła ręce na jego udach.
– Kojarzysz Halskiego? – rzuciła.
Kordian zmarszczył czoło, sięgając pamięcią wstecz. Nazwisko niemal od razu skojarzyło mu się z jednym.
– Dawno nie czytałem Tyrmanda, ale…
– Nie chodzi mi o doktora ze Złego, farfoclu.
– Farfoclu?
Joanna wzruszyła lekko ramionami.
– Doszłam do wniosku, że potrzebuję nowych pieszczotliwych określeń na ciebie.
– Kiedy?
– W tej konkretnej chwili.
– I właśnie na to wpadłaś? – spytał Oryński, zsuwając się z biurka, które nagle wydało mu się znacznie mniej stabilne. – Normalni ludzie używają „kotku”, „kochanie”, „słońce”…
– Nie jesteśmy normalnymi ludźmi, cielaku.
– Racja – przyznał, kładąc ręce na jej biodrach. – To co to za Halski?
– Kazimierz.