Zwodniczy punkt. Dan Brown
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Zwodniczy punkt - Dan Brown страница 23
– Tak, a Mike szanowanym naukowcem. – Corky pogrzebał w pudełku po butach, wyjął trzy niewielkie kawałki skał i ułożył je na biurku. – To trzy główne rodzaje meteorytów.
Rachel popatrzyła na próbki, nieregularne sferoidy wielkości piłek golfowych. Każda została przecięta na pół, żeby widać było przekrój.
– Meteoryty różnią się pod względem ilości stopów niklowo-żelazowych, krzemianów i siarczków – mówił Corky. – Klasyfikujemy je na podstawie stosunku metali do krzemianów.
Rachel przeczuwała, że wykład Corky’ego Marlinsona potrwa znacznie dłużej niż trzydzieści sekund.
– Ta pierwsza próbka… – Wskazał lśniący, czarny jak smoła kamień. – Meteoryt żelazny. Bardzo ciężki gość. Wylądował na Antarktyce kilka lat temu.
Rachel przyjrzała się meteorytowi. Zdecydowanie wyglądał na obiekt nie z tego świata – gruda ciężkiego szarawego żelaza ze spaloną, poczerniałą powłoką.
– Ta osmalona zewnętrzna warstwa zwana jest skorupą obtopieniową – wyjaśnił Corky. – Powstaje wskutek działania wysokich temperatur, gdy meteor przechodzi przez atmosferę. Wszystkie meteoryty wykazują obecność takiego obtopienia. – Przeszedł do następnej próbki. – A tutaj mamy meteoryt żelaz-no-kamienny.
Rachel przyjrzała się próbce. Ta również była przyczerniona, miała jednak zielonkawe zabarwienie, a przekrój przypominał kalejdoskopową układankę z kolorowych, kanciastych kryształów.
– Ładne – mruknęła.
– Ładne? Olśniewające! – Corky mówił przez minutę o wysokiej zawartości oliwinu, który nadał meteorytowi zielonkawy połysk, a potem dramatycznym gestem sięgnął po trzecią próbkę.
Trzymała w dłoni ostatni meteoryt. Ten był szarawobrązowy, podobny do granitu, ale trochę cięższy. Jedynie ciemna skorupa obtopieniowa wskazywała, że nie jest zwyczajnym kamieniem.
– To meteoryt kamienny – wyjaśnił Corky. – Najpospolitszy rodzaj. Do tej kategorii należy ponad dziewięćdziesiąt procent meteorytów znajdowanych na Ziemi.
Rachel była zaskoczona. Zawsze myślała, że wszystkie meteoryty są podobne do pierwszej próbki – metaliczne, obłe grudy, obce już na pierwszy rzut oka. Kamień w jej ręku wcale nie wyglądał na przybysza z kosmosu. Pomijając spaloną powierzchnię, przypominał otoczaka, na którego mogłaby nastąpić na plaży.
Oczy Corky’ego zaokrągliły się z podniecenia.
– Meteoryt pogrzebany w Lodowcu Milne’a jest kamienny, podobny do tego, który pani trzyma. Kamienne meteoryty są niemal identyczne z ziemskimi skałami magmowymi, co sprawia, że trudno je wypatrzyć. Zwykle tworzy je mieszanina lekkich krzemianów – skalenie, oliwin, pirokseny. Nic ekscytującego.
Też tak sądzę, pomyślała Rachel, oddając mu próbkę.
– Wygląda jak kamień przypalony w palenisku.
Corky parsknął śmiechem.
– Nie byle jakim palenisku! Największy wielki piec zbudowany przez człowieka nawet w przybliżeniu nie wytwarza ciepła, które oddziałuje na meteoroidy wchodzące w naszą atmosferę. To dla nich piekło!
Tolland obdarzył Rachel współczującym uśmiechem.
– Teraz będzie najlepsze.
– Proszę sobie wyobrazić… – ciągnął Corky, biorąc próbkę z jej ręki – proszę sobie wyobrazić, że ten kamyk jest wielkości domu. – Podniósł próbkę nad głowę. – Dobra… jest w kosmosie… leci przez nasz Układ Słoneczny… schłodzony do minus stu stopni Celsjusza.
Tolland zaśmiał się pod nosem. Najwyraźniej już widział odtworzone przez Corky’ego przybycie meteorytu na Wyspę Elles-mere’a.
Corky zaczął opuszczać próbkę.
– Nasz meteor leci w kierunku Ziemi… ściąga go nasza grawitacja… przyspiesza… przyspiesza…
Rachel patrzyła, jak Corky zwiększa prędkość lotu próbki, naśladując przyspieszenie nadawane przez grawitację.
– Teraz pędzi naprawdę szybko! – krzyczał Corky. – Ponad piętnaście kilometrów na sekundę, niemal sześćdziesiąt tysięcy kilometrów na godzinę! Sto trzydzieści pięć kilometrów nad powierzchnią Ziemi wchodzi w atmosferę i podlega działaniu sił tarcia. – Mocno potrząsał próbką, opuszczając ją w kierunku lodu. – Na wysokości stu kilometrów zaczyna się żarzyć! Gęstość atmosfery wzrasta, tarcie jest niewiarygodne. Powietrze wokół meteoroidu rozjarza się, gdy ciepło topi powierzchnię. – Corky wzbogacił narrację o efekty dźwiękowe, sycząc i skwiercząc. – Mija wysokość osiemdziesięciu kilometrów, powierzchnia nagrzewa się do ponad tysiąca ośmiuset stopni Celsjusza!
Rachel patrzyła z niedowierzaniem, jak wybrany przez prezydenta, wyróżniony medalem astrofizyk jeszcze mocniej potrząsa meteorytem, radośnie posykując i parskając.
– Sześćdziesiąt kilometrów! – krzyknął. – Nasz meteoroid zderza się z murem atmosferycznym. Powietrze jest zbyt gęste! Gwałtownie o trzysta razy zmniejsza prędkość. – Corky zapiszczał jak hamujący samochód i dramatycznie spowolnił opadanie. – Meteor błyskawicznie stygnie i przestaje się żarzyć. Tracimy go z oczu. Powierzchnia twardnieje, płynny materiał zastyga w skorupę obtopieniową.
Rachel usłyszała jęk Tollanda, gdy Corky ukląkł na lodzie, żeby wykonać coup de grâce – zderzenie z powierzchnią Ziemi.
– Teraz nasz wielki meteoryt mknie przez dolną warstwę atmosfery… – Klęcząc, Corky opuszczał skałę ukosem. – Leci w stronę Oceanu Arktycznego… schodzi pod niewielkim kątem… opada… wygląda na to, że przeskoczy nad oceanem… opada… i… – Dotknął próbką lodu. – BUM!
Rachel podskoczyła.
– Zderzenie jest katastrofalne! Meteoryt eksploduje. Oderwane fragmenty koziołkują nad wodą. – Corky w zwolnionym tempie obracał próbkę, przenosząc ją nad niewidzialnym oceanem w kierunku stóp Rachel. – Jeden kawałek szybuje ku Wyspie Elles-mere’a… – Przysunął próbkę do jej nogi. – Przemyka nad oceanem, spada na ląd… – Przetoczył próbkę po czubku buta i wturlał na podbicie, blisko kostki. – Wreszcie spoczywa wysoko na Lodowcu Milne’a, gdzie szybko przykrywa go śnieg i lód, chroniąc przed erozją.
Rachel zaśmiała się z uznaniem.
– Doktorze Marlinson, wyjaśnienie było nadzwyczaj…
– Obrazowe? – podsunął Corky.
Uśmiechnęła się.
– Można tak powiedzieć.
Corky podał jej próbkę.
– Proszę