Ekspozycja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz страница 26

Ekspozycja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

Gospodyni w każdym razie wyglądała, jakby miała zaraz zejść na zawał.

      Rozległy się kolejne dzikie nawoływania. Za kilkoma stojącymi w progu policjantami ustawili się kolejni. Szczęśliwie kuchnia nie była widna, więc nikt nie mierzył do niego z okien.

      – Dawać tutaj Osicę – rzucił Wiktor, nie odrywając wzroku od dziennikarki.

      Obecność dowódcy dodatkowo komplikowała sprawę, ale wolał rozmówić się z nim jako pierwszym. Edmund znał go na tyle dobrze, by zdawać sobie sprawę, że nigdy nie strzeli do niewinnego cywila. W gestii Forsta leżało przekonanie go, że się myli.

      – Rzuć broń! – ryknął kolejny funkcjonariusz.

      Wiktor wymierzył między oczy Szrebskiej i przymknął oko.

      – Jeszcze jedno słowo, a będziecie ścierać jej mózgowie ze ściany – powiedział.

      Zaraz potem rozległy się pierwsze uspokajające rozkazy i jakaś kobieta szybko okiełznała poruszenie podkomendnych. Wiktor wiedział, że ci policjanci nie stanowią problemu – gorzej będzie ze snajperami, którzy czaili się gdzieś nieopodal. Jeśli zdoła stąd wyjść i za progiem ustawi się pod niefortunnym kątem, rozłupią mu czaszkę.

      Gasić obecne pożary, potem przejmować się tymi, które dopiero wybuchną.

      Po chwili pojawił się Osica, wymijając pozostałych stróżów prawa.

      – Z drogi – burknął. – No, już, odsuwać się.

      Robili mu miejsce z oporami, nie spuszczając Wiktora z muszki.

      – Opuścić broń – dodał Edmund, mijając ostatniego funkcjonariusza. – Nie widzicie, że celowanie do niego nic nie da? Kaśkiewicz, uspokój ich i wyprowadź stąd.

      – Tak jest – powiedziała kobieta, a potem wydała jeszcze kilka krótkich rozkazów. Jej ludzie wycofywali się niechętnie, ale ostatecznie wszyscy opuścili kuchnię. Stanęli tuż za progiem, opuszczając broń. W ułamku sekundy mogliby znów ją podnieść, ale Forst zdawał sobie sprawę, że nikt nie będzie ryzykował wymiany ognia w tak małym pomieszczeniu.

      Skupił wzrok na najwyższej stopniem policjantce. Była całkiem ładną blondynką. Nieco pulchną, ale to tylko dodawało jej uroku.

      – Widzę, że się rozgościłeś – powiedział na powitanie Osica.

      – Niech pan siada obok babery – rzucił Wiktor. – I ręce na blat.

      Edmund skinął głową i bez wahania wykonał polecenie. Starał się sprawiać wrażenie rozluźnionego, jakby znał Forsta na wylot i wiedział doskonale, że dalej się nie posunie.

      – I co teraz? – zapytał podinspektor.

      – Wytłumaczę panu, co musicie zrobić, żebym nie rozwalił jej głowy.

      – Bzdura.

      Wiktor uśmiechnął się półgębkiem. Nie miał zamiaru odstawiać przed dowódcą teatrzyku, na który nie był w stanie go nabrać. Nie było to jednak konieczne.

      – Dobrze wiem, że ta kobieta działa z tobą, Forst – odezwał się cicho Osica. – Kogo chcesz zrobić w bambuko?

      – Z pewnością nie pana.

      – Ano nie.

      – Ale gdyby pana tu nie było, być może by się udało.

      – Wątpię – odparł pewnym tonem Edmund. – Każdy głupi wie, że dziennikarka nie jest tu przetrzymywana wbrew własnej woli.

      – Może i tak.

      Forst rozpromienił się, przesuwając broń. Powoli wycelował w swojego dowódcę, a ten natychmiast pobladł.

      – Zaraz, zaraz…

      – Szrebska, doposaż się kosztem inspektora.

      – Będę tego żałowała – odparła Olga, sięgając pod stół.

      Funkcjonariusze w progu drgnęli, gotowi znów unieść broń, ale Kaśkiewicz szybko ich powstrzymała. Zerknąwszy na nią, Wiktor zauważył, że nie jest specjalnie zdziwiona rozwojem sytuacji. A przynajmniej nie dawała tego po sobie poznać.

      Szrebska wyciągnęła służbowego glocka z kabury Osicy, a potem obróciła pistolet w dłoni.

      – Będzie pani żałowała – wydukał Edmund. – Będzie pani błagała Boga, żeby cofnął czas…

      – Nie sądzę.

      – To, co pani robi, to poważne przestępstwo – odparł podinspektor.

      – Co robię? Do nikogo nie celuję, nikomu nie grożę.

      – Wszyscy wiemy, że to bzdura – zaoponował Edmund, spoglądając po siedzących przy stole ludziach. Na dłużej zawiesił wzrok na gospodyni, która patrzyła na niego z odrazą.

      – Zdrajca narodu – syknęła.

      – Słucham?

      – Ślepia wykolę – odezwała się babinka. – Niech nie zezuje.

      Osica oderwał od niej spojrzenie. Skupił się na powrót na dziennikarce.

      – Wie pani, że ten sukinsyn potrafi urobić – oznajmił.

      – Oczywiście.

      – Zmanipulował obie panie – dodał Edmund, nie patrząc jednak na starą. – I nie będzie z tego nic dobrego. Ani dla niego, ani dla was. Musicie zdawać sobie z tego sprawę.

      Forst przypuszczał, że dowódca będzie próbował zasiać ferment między nim a Szrebską. Nie miał innego wyjścia, bo inaczej z tej sytuacji nie sposób było się wyplątać. Osica nie był jednak mistrzem perswazji, a nawet gdyby, Wiktor był pewien, że Olga się od niego nie odwróci.

      Nie żeby jej ufał – co to, to nie. Wiedział jednak doskonale, że nagroda Grand Press i rozgłos jaki zyska sprawiały, że gra była dla niej warta świeczki.

      – Wszyscy wiemy też, że do mnie nie strzeli.

      – Jeśli chcesz się przekonać, Edmund, to wykonaj jakiś ruch, który mnie zaniepokoi.

      Osica nawet na niego nie spojrzał. Skupiał całą uwagę na Oldze.

      – Może gdyby wiedziała pani, co zrobił mojej córce, nie pokładałaby pani…

      – Lubi pan tak ględzić, co? – ucięła Szrebska. – Ale obawiam się, że nie mamy na to czasu. Musimy się stąd zbierać.

      – Dokąd?

      Forst wzruszył ramionami.

      – Jest pewne miejsce, gdzie możemy znaleźć odpowiedzi – odparł.

Скачать книгу