Ekspozycja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz страница 24

Ekspozycja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

Forst z pewnością by się za nią wziął.

      Osica zaklął w duchu na tę myśl. Prawdziwym smrodem ciągnącym się po gaciach była świadomość tego, co Forst wyczyniał z jego córką. I tego, że biedaczka była tylko kroplą w morzu. Do dzisiaj się po nim nie otrząsnęła.

      – Idę – powiedział. – Niech pani trzyma nerwy snajperów na wodzy.

      – Panie inspektorze…

      – Tak?

      – Mam pozwolenie, żeby ich unieszkodliwić. Wedle dostępnych informacji są to niebezpieczni, uzbrojeni ludzie, którzy zaatakowali jednego funkcjonariusza, a do drugiego mierzyli z broni.

      Edmund zagwizdał pod nosem.

      – No, no – powiedział. – Ted Bundy, Charles Manson i Hannibal Lecter to przy nich owieczki.

      – Mówię tylko, że nie zawaham się, gdy…

      – Proszę pamiętać, że na tamtym parkingu mieli do czynienia z zupełnymi idiotami – odparł podinspektor. – Poza tym, z tego co pamiętam, to ten tępak im groził. Całej trójce, łącznie z dziennikarką. Jeśli macie kogoś zastrzelić, to zdecydowanie jego.

      – Panie…

      – Mam dosyć tego pieprzenia – odparł Osica. – Do zobaczenia.

      Gdy zbliżał się do chałupy, przeszło mu przez myśl, by unieść ręce. Ostatecznie jednak stwierdził, że nie będzie odstawiał szopki. Przyspieszył kroku, a chwilę później stanął przed drzwiami wejściowymi. Zapukał i czekał.

      Nic.

      – Halo! – krzyknął. – Forst, to ja!

      Nadal brak jakiegokolwiek odzewu. Edmund zaczął się niepokoić. Co, jeśli temu facetowi naprawdę odbiło tak, jak wszyscy twierdzili? Może rzeczywiście wziął dziennikarkę jako zakładniczkę, a teraz dołożył do tego jeszcze staruszkę? Nie, z pewnością tak nie było. Szrebska miałaby dziesiątki okazji żeby uciec, a skoro tego nie zrobiła, należało mniemać, że z nim współdziałała.

      – To ja, Osica! – krzyknął podinspektor.

      Cisza jak makiem zasiał.

      Edmund obrócił się do niewielkiej grupy policjantów, którzy wyszli zza linii drzew. Przed nimi stała Kaśkiewicz, opierając dłonie na biodrach.

      – Odezwij się, kretynie! – zaapelował podinspektor.

      Naraz pomyślał, że Forsta nie ma w budynku. Tyle tylko, że nie miałby jak zbiec. Chata była pilnowana z każdej strony, a jego widziano w środku, gdy pierwsi funkcjonariusze zjawili się na miejscu.

      Nie zastanawiając się dłużej, Osica pociągnął za klamkę. Drzwi ustąpiły ze skrzypieniem i policjant wszedł do środka. Unosił się tam zapach przypalonego mleka, w tle cicho buczało radio.

      Edmund przeszedł do kuchni, gdzie zastał staruszkę siedzącą na krześle.

      Nie była związana, nie miała zakneblowanych ust. Po prostu tkwiła przy stole, patrząc przed siebie.

      – Gdzie ci ludzie? – zapytał, rozglądając się.

      – Nie ma.

      – Jak to nie ma?

      – Znikli, panie. Nie ma.

      – Co też pani opowiada?

      – Niech pan lepiej wraca do siebie, radziecki zdrajco – burknęła pod nosem, opuszczając wzrok.

      – Słucham?

      – Oni wszystko mnie powiedzieli.

      Osica spojrzał na puste opakowanie po gumach Big Red, leżące na parapecie.

      – Co pani powiedzieli?

      – Że polujecie na nich, tak jak wcześniej na Kuklińskiego.

      – Co takiego?

      – Słyszałeś, zdrajco narodu – odparła kobiecina, obracając się do niego. – Psie łańcuchowy na usługach bolszewików.

      Edmund cofnął się, skonfundowany. Właściwie powinien się tego spodziewać. Jeśli Forst miał jakiś talent, który przyćmiewał wszystkie inne, to była nim właśnie zdolność mydlenia damskich oczu. Najwyraźniej nie miało znaczenia, czy chodzi o nastolatkę, kobietę w kwiecie wieku czy staruszkę.

      – Co za brednie pani naopowiadał?

      – Z bezpieką nie rozmawiam – bąknęła stara i skrzyżowała ręce na piersi.

      – Niech pani mówi, gdzie oni są!

      – Będziesz pan krzyczeć, to będziesz pan musiał wyjść. Nie będę tego znosić, mam już swoje lata. Czerwonoarmiści i hitlerowcy na mnie krzyczeli, nie będzie teraz milicjant jeszcze.

      – Ale…

      – Nic nie powiem – ucięła gospodyni, znów wbijając wzrok w ścianę przed sobą.

      Osica stwierdził, że dalsza rozmowa nie ma sensu. Forst i Szrebska musieli gdzieś tutaj być. Wyszedł z kuchni i przeszedł przez sień, rozglądając się na wszystkie strony. Stanąwszy w progu drzwi wejściowych, przywołał Kaśkiewicz ruchem ręki. Policjantka zbliżyła się, uważnie się rozglądając.

      – Chowają się gdzieś w chałupie – oznajmił Edmund. – Weź kilku swoich i znajdźmy ich.

      15

      W pierwszej chwili Szrebska miała ochotę zwyzywać kobiecinę od najgorszych jędz. W porę jednak się zmitygowała, stwierdzając, że została urobiona przez ojca dyrektora – w tym przypadku wyjątkowo przyjął taką samą linię jak wszystkie inne media.

      Zaraz potem do dzieła przystąpił Wiktor.

      Nastawił RMF, Zetkę, Trójkę, TOK FM… przeszedł przez wszystkie stacje, na których w kółko nadawano informacje na temat dwojga zbiegów poszukiwanych przez organy ścigania. Nie trzeba było wiele, by staruszka uwierzyła, że to wszystko zmowa żydomasońskiego konglomeratu medialnego. Sprawę uwiarygadniał fakt, że w Radiu Maryja przebąknięto tylko na ten temat, a potem do niego nie wracano.

      Forst długo rozwodził się nad tym, że najwyraźniej w toruńskiej rozgłośni przejrzano na oczy i zorientowano się, że to wszystko mistyfikacja.

      – Ale po co to wszystko? – zapytała nieprzekonana jeszcze babinka.

      Wiktor długo milczał, patrząc na kobietę, jakby wahał się, czy może wyjawić jej tajemnicę.

      – Odkryliśmy prawdę o Smoleńsku – powiedział w końcu. – Mamy dowody.

      Od tego do rosyjskiego spisku było już niedaleko.

      Teraz

Скачать книгу