Ekspozycja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz страница 27

Ekspozycja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

Miało to wpływać na podświadomość przestępcy – i mimo że było kompletnie bzdurnym podejściem, praktykowano je bezustannie.

      – Życzyłbym sobie, żeby fajki pojawiły się już – dodał Wiktor, podnosząc wzrok na blondynkę. – Albo inspektor odniesie pierwsze rany.

      Policjantka ani drgnęła. Zerknęła na Osicę i dopiero gdy ten skinął lekko głową, obróciła się przez ramię i wydała kilka krótkich rozkazów. Po chwili jeden z policjantów podał jej paczkę elemów lightów. Forst spojrzał na nią z dezaprobatą.

      – Co teraz? – zapytał Edmund. – Wypalisz papierosa, potem drugiego… trzeciego i czwartego, ale twoja sytuacja się nie zmieni. Wiesz dobrze, jak to wszystko działa.

      – Wiem.

      – Więc zdajesz sobie sprawę, że jakikolwiek samochód dostaniesz, będzie miał nadajnik GPS. Jakąkolwiek forsę ci dadzą, będzie znaczona. I jakiekolwiek papierosy zapalisz, będą spryskane jakimś środkiem, który…

      – Nie fantazjuj, Edmund. Paczka jest fabrycznie zamknięta.

      – Już nie takie rzeczy robiliśmy.

      – Starasz się wpędzić mnie w paranoję? Uważaj, bo mogę stać się nieobliczalny.

      Osica uśmiechnął się niewyraźnie.

      – Nie staniesz się – odparł. – I czego byś teraz nie powiedział, wątpię, żeby…

      – Kaśkiewicz – rzucił Wiktor. – Zamknij drzwi, z łaski swojej.

      Policjantka wbiła w niego wzrok, najpewniej zastanawiając się, czy ocena Osicy jest zgodna z prawdą. Forst przypuszczał, że dowódca ma mniej więcej dziewięćdziesięcioprocentową pewność, że do niego nie strzeli. W przypadku zagrożenia życia jednak nawet jeden promil wystarczyłby, żeby tańczyć tak, jak zagra facet trzymający broń.

      – Nie ma mowy – powiedziała.

      – Zamykaj drzwi, albo strzelę.

      – Nie.

      Forst skinął głową. Potem pociągnął za spust.

      17

      Wolałby, żeby drzwi były zamknięte. Nie byłoby ryzyka, że któryś z funkcjonariuszy przedwcześnie zareaguje, narażając życie swojej dowódczyni i postrzelonego inspektora.

      Kaśkiewicz na szczęście zachowała zimną krew. Widząc, że był to pojedynczy strzał, natychmiast krzyknęła, by reszta zachowała spokój i wstrzymała ogień.

      Wiktor nie patrzył nawet w kierunku jej ludzi. Obserwował wyjącego z bólu Osicę, który ściskał się za przegub ręki. Dłoń krwawiła obficie, ale Forst miał nadzieję, że nie uszkodził jej na stałe. Celował wprawdzie w skraj śródręcza, ale wszystko działo się na tyle szybko, że nie mógł być pewien, czy nie przestrzelił jakiegoś ścięgna.

      – Ty skurwysynu! – ryknął Edmund, a potem wydał z siebie przeciągły jęk. – Przestrzeliłeś mi rękę!

      Forst spojrzał na dziennikarkę. Wyglądała, jakby była zaskoczona i trudno było jej się dziwić. Cóż, mógł ją uprzedzić.

      Przeniósł wzrok na dłoń dowódcy i zalany krwią stół. Nie wyglądało to najlepiej, ale Wiktor nie miał innego wyjścia. Gdyby nie okazał bezkompromisowości, obezwładniliby go zaraz po opuszczeniu budynku.

      Kaśkiewicz nadal uspokajała swoich ludzi.

      – Szrebska – odezwał się. – Zatamuj krwawienie.

      Olga podniosła się, niepewnie patrząc na rannego policjanta. Ten wciąż cedził przekleństwa, ściskając nadgarstek z całej siły.

      – Ręce precz! Psychopaci zasrani!

      Zareagował gorzej, niż Wiktor się spodziewał, ale tym lepiej dla ogólnego efektu. Za jakiś czas podinspektor zapewne zrobi wszystko, by odpłacić mu pięknym za nadobne, ale innego wyjścia nie było.

      – Ma pani jakiś spirytus? – zapytała Szrebska, patrząc na gospodynię.

      Staruszka z przestrachem obserwowała całą sytuację. Przez moment trwała w bezruchu, a potem wskazała dziennikarce komórkę, w której wcześniej się chowali.

      – Tam znajdzie się jakaś butelka… niegdyś mąż pędził samogon.

      Olga wyjęła spirytus i obficie oblała nim ranę. Potem staruszka wskazała jej, gdzie trzyma gazę. Osica protestował, ale Szrebskiej udało się założyć całkiem przyzwoity opatrunek.

      Wiktor nie odrywał wzroku od Kaśkiewicz. Nie wydawała żadnych rozkazów, ale nie musiała. Ktoś na zewnątrz z pewnością wezwał już ABW lub antyterrorystów. Forst miał tylko nadzieję, że nikt nie pomyśli o tym, by na miejscu zdarzenia pojawił się GROM. Wówczas mógłby już układać epitafium na swój grób.

      Gdy Olga upewniła się, że bandaż się nie zsunie, Forst podniósł się z krzesła i kazał Osicy zrobić to samo. Potem posłał staruszce uśmiech.

      – Dziękujemy pani za gościnę – powiedział, stając za dowódcą. Przyłożył mu pistolet do skroni i lekko go popchnął. Edmund opornie ruszył do przodu. Olga szła tuż za nimi.

      – Boże drogi… – jęknęła tylko gospodyni.

      Wiktor zignorował ją, starając się nie myśleć o tym, ile problemów mógł przysporzyć kobiecie.

      – Szrebska – odezwał się. – Jak tylko wyjdziemy, wyceluj mu w głowę.

      – W porządku – powiedziała cicho, beznamiętnym głosem.

      Spojrzał na pistolet służbowy dowódcy, który nieporadnie trzymała.

      – Gdyby któryś ze snajperów mnie ściągnął, ty przestrzelisz czerep Osicy – powiedział bardziej do zebranych policjantów, niż do niej.

      – Rozumiem.

      Forst popatrzył na wprost.

      – A teraz cofać się! Już! – krzyknął.

      Kaśkiewicz szybko spełniła żądanie, a stłoczeni w sieni funkcjonariusze poszli w jej ślady.

      – I opuścić broń! – dodał Wiktor, przyciskając lufę mocniej do skroni Edmunda.

      Szczerze mu współczuł, ale od początku wiedział, że to wszystko nie mogło skończyć się inaczej.

      Funkcjonariusze opuścili budynek, a zaraz za nimi wyszedł Edmund i dwoje uzbrojonych ludzi. Wiktor potoczył wzrokiem wokół, szukając snajperów. Tym razem nie dostrzegł żadnego steyra, choć z pewnością wszystkie były wycelowane w jego głowę.

      – Jakie mają rozkazy? – zapytał, obracając głowę do Kaśkiewicz.

      – Słucham?

Скачать книгу