Ekspozycja. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ekspozycja - Remigiusz Mróz страница 4

Ekspozycja - Remigiusz Mróz Komisarz Forst

Скачать книгу

zeszło z łańcuchów i powoli ruszyło w kierunku Kondrackiej Przełęczy. Wiktor oglądał zdjęcia awersu i rewersu monety, będącej zapewne niezbyt wyszukanym falsyfikatem. Pieniądz stylizowany był na czasy antyczne – na jednej stronie widniały cztery kolumny, na drugiej inskrypcja, której Forst nie potrafił rozszyfrować. Nie wiedział, jakim alfabetem została zapisana, ale na pewno nie łacińskim.

      – Skąd wiedziałeś, że morderca zostawił coś w gardle? – zapytał podinspektor, gdy zbliżali się do nieustannie gęstniejącego tłumu.

      – Tylko przypuszczałem.

      – Ponieważ?

      – Kość gnykowa nie powinna być złamana, nie przy powieszeniu nietypowym.

      Osica uniósł brwi.

      – Gardziel wyglądała, jakby użyto liny statycznej, nie dynamicznej.

      – No tak.

      – Ktoś męczył tego człowieka, dusząc go, a tę kość złamał już po fakcie. Innymi słowy, zostawił subtelną wskazówkę, gdzie szukać jego autografu. – Wiktor zawiesił głos, wskazując na kobietę w tłumie. – A oto i Szrebska.

      Dowódca rozejrzał się, skonsternowany.

      – Skąd wiedziałeś, że ta kobieta tutaj będzie? – zapytał.

      – Musi pan zadawać tyle pytań?

      – Na tym polega moja praca. A twoja na tym, by udzielać mi odpowiedzi.

      – NSI zawsze sięga swoimi mackami daleko – wyjaśnił komisarz.

      – Ale ma na usługach kilkudziesięciu reporterów w kraju.

      – Tak – przyznał Forst. – Tyle że nie wszyscy byli dziś widziani w Kalatówkach.

      – Słucham?

      – Zatrzymałem się tam rano na kawę.

      – W drodze na miejsce zbrodni?

      – Nie lubię zaczynać dnia bez kawy. Bywam potem opryskliwy.

      – Rozumiem – odparł Osica. – Nic nie powinno mnie zaskakiwać po tym, czego się o tobie nasłuchałem od ludzi z Komendy Powiatowej.

      – I od pańskiej córki.

      Edmund syknął coś pod nosem, dostrzegając w oddali kamery NSI. Pociągnął za poły marynarki oficerskiej i poprawił krawat.

      – Wspomnij o niej jeszcze raz, a twoja grdyka będzie wyglądała tak, jak tego nieboszczyka na górze.

      – Przyjąłem, panie inspektorze.

      – I nie odzywaj się przed kamerą, jasne? Choćby Szrebska pytała, czy pójdziesz z nią do łóżka.

      – Byłoby to pytanie retoryczne, panie inspektorze.

      – Zachowaj absolutną, kurwa, ciszę. I na Boga, Forst, rób w miarę inteligentne wrażenie. Pochodzisz w końcu z inteligenckiej rodziny, prawda?

      – Owszem. Mój świętej pamięci ojciec wykładał na Jagiellonce, a…

      – A ty poszedłeś do policji. Brawo – uciął dowódca, lustrując go wzrokiem i cmokając przy tym z dezaprobatą. – Co ty masz na sobie?

      – Koszulę Springfielda i jeansy z Pull&Bear. A tę kurtkę…

      – Mniejsza z tym. Wyglądasz beznadziejnie.

      – Kilka młodych turystek na Kalatówkach polemizowałoby.

      – Być może były jeszcze pijane po ubiegłej nocy.

      – Bez wątpienia.

      – Twój wygląd nie licuje ze stanowiskiem – dodał pod nosem Edmund. – Trzymaj się krok za mną.

      – Tak jest.

      Wiktor obserwował, jak Olga Szrebska przejmuje dowodzenie na Kondrackiej Przełęczy. Poprzesuwała ciekawskich, organizując sobie skrawek miejsca przed taśmami policyjnymi. Zdołała zmieścić tam siebie i kamerę, która teraz rejestrowała, jak dwóch policjantów zbliża się do dziennikarki. Włosy miała upięte z tyłu w niewielki kok, który nijak nie pasował do krótkiej kurtki z logiem stacji telewizyjnej. Uwagę komisarza przykuło jednak coś innego.

      – Widzi pan te pośladki?

      – Zamknij się, Forst – żachnął się Osica, przyspieszając kroku.

      Zatrzymali się kilka metrów od kamery, niczym karny pochód, który czeka na znak, że może iść dalej. Olga obejrzała się przez ramię, uraczyła ich zdawkowym uśmiechem, a potem zapowiedziała wiadomości. Najwyraźniej NSI nadawała na żywo. Wiktor nie miał wątpliwości, że sam komendant główny i minister spraw wewnętrznych oglądają ten przekaz. Potem zmitygował się, że premier i prezydent zapewne także. Dzisiaj rano cała Polska zobaczyła trupa wiszącego na Giewoncie. To nie mogło przejść bez echa.

      – Czy mogą nam panowie podać jakiekolwiek informacje o ofierze? – zapytała Szrebska, wyciągając mikrofon w kierunku funkcjonariusza w pełnym umundurowaniu.

      – Nie – odezwał się Wiktor, wychylając zza przełożonego.

      Kamera i mikrofon natychmiast się przesunęły.

      – W materiale widzowie mogli zobaczyć, że ofiara to około sześćdziesięcioletni mężczyzna, zupełnie nagi i…

      – Samobójca – wypalił Forst, robiąc krok w przód.

      Z kieszeni koszuli wyciągnął sfatygowaną paczkę Big Redów, po czym spojrzał pytająco na reporterkę, jakby zamierzał ją poczęstować. Wyrzucił przeżutą gumę na bok i rozpakował kolejny listek.

      – Twierdzi pan…

      – Że ten człowiek popełnił samobójstwo na Giewoncie, tak – uciął komisarz. – Nie ulega to wątpliwości. – Kątem oka obserwował, co robi dowódca, ale ten musiał uznać, że jest już za późno, by ratować sytuację.

      – Brzmi to absurdalnie – odparła Olga.

      Forst wzruszył ramionami i patrząc na dziennikarkę, zaczął żuć gumę. Zaległo milczenie. Kamerzysta wychylił się zza aparatury i zerknął na Szrebską.

      – Czy może pan powiedzieć nam coś więcej?

      – Nie – włączył się podinspektor Osica. – W swoim czasie rzecznik przekaże państwu wszystkie informacje. Dziękuję.

      Nie czekając na odpowiedź, policjanci ruszyli między tłum, eskortowani przez młodego sierżanta i kilku innych funkcjonariuszy. Zebrani szybko zrobili im przejście, wykrzykując pytania, na które nie mogli dostać odpowiedzi.

      – Jesteś martwy – burknął

Скачать книгу