Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz страница 20

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

a potem skrzyżowała ręce na piersi. Kilka płatków spadło na podłogę.

      – Co to jest? – zapytał Artur.

      – Kolejne ostrzeżenie.

      – Przed czym?

      – Przed tym, żebym nie zajmowała się tą sprawą.

      – Ale…

      – Dlatego jeśli wezwałeś tu Zordona po to, by przekonał mnie do obrony ojca, zastanów się dwa razy. Coś ewidentnie jest na rzeczy. Coś większego, niż przypuszczałam.

      7

      ul. Wyspowa, Zacisze

      Ochroniarz po raz kolejny spróbował dodzwonić się do mieszkania sędziego Sendala. Pokręcił głową, rozłożył ręce, a potem spojrzał bezradnie na Chyłkę.

      – Niech pan zatarabani jeszcze raz.

      – Próbowałem już czterokrotnie…

      – Do pięciu razy sztuka.

      – Pana Sendala najwyraźniej nie ma w domu.

      – Ani jego żony? O tej porze?

      Stojący obok Kordian podciągnął rękaw marynarki i spojrzał na zegarek. Uwadze Joanny nie uszło, że był to nowy model szwajcarskiego mondaine’a. Klasyczny, minimalistyczny, ale jednocześnie nowoczesny. Ceny pewnie zaczynały się od trzech tysięcy, co świadczyło o tym, że kancelaria Żelazny & McVay coraz bardziej ceniła sobie Oryńskiego. Nic dziwnego, miał na swoim koncie już kilka głośnych sukcesów. Problem polegał na tym, że im szybciej młodzi prawnicy wspinali się w hierarchii, tym szybciej spadali z piedestału. Chyba że po drodze zaprzedali duszę korporacyjnym demonom. To gwarantowało nietykalność.

      Chyłka potrząsnęła głową. Potrzebowała się napić, jej myśli zaczynały dryfować w niebezpiecznych kierunkach.

      – Która jest? – spytała.

      – Dziesięć po ósmej.

      Przeniosła wzrok na ochroniarza w budce.

      – O której zwykle przyjeżdżają z pracy?

      – Ale skąd ja mam…

      – Niech pan nie pierdoli – wypaliła. – Siedzi pan tu dzień w dzień, doskonale się pan orientuje.

      Przez chwilę się zastanawiał, jakby był szafarzem tajemnej wiedzy.

      – Nie mogę ot tak…

      – Jestem adwokatem pana Sendala, wszystko pan możesz. Więc?

      – Ona wraca po ósmej, on dużo wcześniej.

      Joanna pokiwała głową. Wyciągnęła telefon, a potem wybrała numer sędziego. Zadzwoniła, ale po raz kolejny usłyszała tylko informację, że abonent jest tymczasowo niedostępny.

      Zaklęła pod nosem.

      – Powinien dawno się z nami skontaktować – zauważyła.

      – Wiem.

      – Do tej pory ma już wszystkie szczegóły. Wie kto, co, gdzie i kiedy.

      – Spokojnie…

      – Jestem spokojna, Zordon. Zważywszy, że mój klient zapadł się nagle pod ziemię, jestem bardzo spokojna. Pamiętasz, co było ostatnim razem, kiedy do tego doszło?

      – Nie. Wymazałem to z pamięci.

      Skinęła tak energicznie, że zakręciło jej się w głowie. Emocje zaczynały wzbierać, tamy powoli przeciekały. Wraz z nimi coraz gorzej trzymały się też bariery, które wzniosła. Kilka metrów dalej był sklep spożywczy, a przy drugiej bramie na osiedle – Żabka. Wystarczyło wejść do środka, poprosić o…

      – Jedzie – oznajmił ochroniarz, wskazując czarnego forda mondeo.

      Kierująca zatrzymała się przed szlabanem i przez chwilę patrzyła nierozumiejącym wzrokiem na Chyłkę.

      – Joanna?

      – We własnej osobie.

      Natalia Sendal trwała z otwartymi ustami, jakby prawniczka była ostatnią osobą, którą spodziewała się zastać w tym miejscu.

      – Co ty tutaj robisz?

      – Przyjechałam zobaczyć się z klientem. Nie odbiera telefonów.

      – Może ma rozprawę lub posiedzenie. TK obraduje teraz właściwie bez…

      – O tej porze? Nie. Poza tym byliśmy na Szucha. Nie widzieli go tam od rana.

      – W takim razie może jest w ministerstwie? Miał rozmawiać z kimś, kto wie, co się dzieje w całej tej sprawie.

      O tym nie raczył jej poinformować, ale nie było to nic nadzwyczajnego. Sama poleciła mu, by zebrał wszystkie okruchy informacji, jakimi będą gotowi podzielić się prokuratorzy i politycy. Rozmowa z ministrem sprawiedliwości byłaby z pewnością na miejscu.

      – Wejdziecie? – zapytała Natalia. – Zaraz spróbuję się z nim skontaktować. Może rozładował mu się telefon… tak czy inaczej zaraz powinien być. Możecie poczekać na niego u nas.

      – W porządku.

      – Wsiadajcie – odparła, patrząc na tylne drzwi.

      – Przejdziemy się.

      Natalia uniosła brwi, ale ostatecznie sięgnęła po pilota, otworzyła bramę i ruszyła przed siebie. Poszli za samochodem.

      Nie uszli kilku kroków, nim rozbrzmiał dźwięk refrenu Afraid to Shoot Strangers. Chyłka zatrzymała się i sięgnęła po komórkę. Nieznany numer, kierunkowy z Warszawy. Odebrała i przez chwilę słuchała tego, co miał do powiedzenia rozmówca. Potem podziękowała zdawkowo i się rozłączyła.

      – Sendal? – zapytał Oryński, kiedy ruszyli w stronę zaparkowanego w oddali forda.

      – Nie. Ludzie z UPS.

      – Po braku entuzjazmu wnoszę, że niczego się nie dowiedzieli.

      – Absolutnie niczego – potwierdziła.

      – Jak to możliwe? Przecież ktoś musiał odebrać tę przesyłkę, muszą być dane nadawcy i…

      – Nadano ją w Access Poincie przy Sienkiewicza. W małym Carrefourze, jednym z tych ekspresowych. Wystarczy opłacić to przez Internet, wydrukować nalepkę i po sprawie. Nie musisz podawać nawet prawdziwych danych, bo i po co?

      – No tak.

      Do czarnej róży nie dołączono żadnego listu, żadnej informacji. Właściwie nie

Скачать книгу