Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz страница 18

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

dziegciu wobec…

      – To nie łyżka dziegciu, a kubeł gówna.

      Buchelt otworzył usta, ale się nie odezwał. Przez chwilę trwał w bezruchu, a cisza zdawała się robić coraz cięższa. Joanna skrzyżowała ręce na piersi, nie mając zamiaru jej przerywać.

      – Oczywiście większość ma odpowiednie kompetencje, ale… część przecież jest wybierana z pobudek politycznych.

      Dla Kordiana było to oczywiste i wydawało mu się, że dla patronki także. Ustawa była skonstruowana w taki sposób, że wiele zależało od dobrej woli polityków. A jeśli w tym kraju istniał jakikolwiek towar deficytowy, to była nim właśnie ona.

      Gdyby to od niego zależało, podniósłby większość sejmową konieczną do powołania sędziego do dwóch trzecich głosów. Dzięki temu kandydat musiałby zdobyć także poparcie opozycji i znacznie trudniej byłoby przepchnąć niekompetentną osobę.

      Wydawało mu się nawet, że taki pomysł podsunęła mu niegdyś Chyłka. Teraz jednak najwyraźniej nie miało to znaczenia. Liczyło się wyłącznie to, by nie zgodzić się z Bucheltem.

      – Wszystko oczywiście zależy od składu orzekającego – ciągnął niepewnie Lew. – W tym przypadku będzie to pełne gremium, więc analizować trzeba szeroko. Do niektórych przemówią względy natury praktycznej, zasiada tam wszakże dwóch adwokatów, o ile mnie pamięć nie myli.

      – Może i dwóch – przyznała.

      – Ale cała reszta to teoretycy. Należy im przedstawić racjonalny, zgodny ze sztuką wywód, który stanowi próbę całościowego ujęcia…

      – Zawsze pan tak międli te słowa?

      Buchelt powoli rozłożył ręce, a potem spojrzał na Kordiana w poszukiwaniu ratunku. Oryński starał się przybrać najbardziej neutralny wyraz twarzy, na jaki było go stać. Ostatnim miejscem, w którym chciał się znaleźć, było to między młotem a kowadłem.

      – Staram się po prostu pani wytłumaczyć, że ci ludzie docenią naukowe podejście do sprawy.

      – Doprawdy?

      – Tak. Większość była akademikami, nim zajęli się orzekaniem w Trybunale. Będą oceniać pani argumentację pod kątem doktryny, a…

      – A zdania w doktrynie są podzielone.

      – Słucham?

      – Nic. Tak się mówi – odparła pod nosem. – Szczególnie na egzaminie, kiedy nie zna się odpowiedzi. Prawda, Zordon?

      – Nie mam zielonego pojęcia. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji.

      – Będziesz już niebawem, kiedy razem z ponad dwoma tysiącami innych nieboraków przystąpisz do egzaminu adwokackiego. Ile to teraz trwa? Cztery dni?

      Skinął niechętnie głową. Nie chciał teraz o tym myśleć, miał jeszcze sporo czasu na naukę – i jeszcze więcej na zamartwianie się.

      – Przez pierwsze trzy dni egzamin trwa sześć godzin, w czwartym dniu osiem.

      – Nieźle. Zdążysz się napocić, choć i tak nic z tego nie będzie.

      – Jeśli wciąż będziesz okazywać mi tak daleko idące wsparcie, z pewnością…

      Lew Buchelt chrząknął tak głośno i głęboko, że oboje natychmiast popatrzyli na niego, jakby miał się zadławić. Zmierzył wzrokiem jedno i drugie i ledwo zauważalnie pokręcił głową.

      – Jeśli to wszystko…

      – Nie, nie wszystko – odparła Joanna. – Chcę się jeszcze dowiedzieć, jak to jest z wnioskami dowodowymi.

      – W pewnym sensie tak, jak w normalnym postępowaniu, choć Trybunał nie jest nimi związany. Może sam dopuścić jakikolwiek dowód, jeśli uzna to za słuszne. A w sprawach nieuregulowanych ustawą o TK stosuje się odpowiednio przepisy Kodeksu postępowania cywilnego.

      – Cywilne. Świetnie.

      Lew zmarszczył czoło. Przez moment zdawał się głęboko nad czymś zastanawiać. Przypuszczalnie nad tym, czy warto podejmować rzuconą rękawicę.

      – Coś nie tak? – zapytał w końcu.

      – Po prostu nie darzę cywilnego przesadną sympatią.

      – Ponieważ jest zbyt cywilizowane?

      Chyłka popatrzyła na niego z niedowierzaniem i prychnęła.

      – Czyżby pan próbował żartować? – zapytała, uśmiechając się. – Albo zdobyć się na przytyk?

      – Po prostu zauważam, że prawo cywilne czy gospodarcze zajmuje się zupełnie inną materią niż ta, do której pani przywykła. W prawie karnym wszystko obraca się wokół zbrodni, wynaturzeń i…

      – Tak, tak. Samo dobro, podczas gdy u was same nudy.

      Lew poprawił okulary, przez moment się zastanawiał, a potem wstał. Zapiął stanowczo zbyt duży i zbyt luźno przyszyty guzik marynarki, obracając się w kierunku drzwi. Chyłka ani Oryński nie odezwali się słowem.

      Stary mecenas zatrzymał się w progu i obejrzał przez ramię.

      – Proszę po prostu w swej argumentacji przytaczać opracowania szanowanych autorów. Sugeruję przede wszystkim opinie profesorów Garlickiego, Działochy, Sokolewicza, Skrzydły, Granata czy…

      – Najbardziej przekonujące będą moje opinie.

      – Z pewnością. Ale proszę wystrzegać się przytaczania tych, którzy… cóż, zostali oskarżeni o plagiat, jeśli wie pani, kogo mam…

      – Doskonale wiem – ucięła. – I dziękuję za rady. W kwestii ich udzielania jest pan prawdziwym odpowiednikiem kopalni odkrywkowej.

      Buchelt skinął głową, a potem wyszedł na korytarz. Ledwo drzwi się zamknęły, Chyłka wyjęła z kieszeni pogięty kawałek kartki i coś na nim zapisała. Kordian przypatrywał się jej w milczeniu.

      – Co robisz?

      – Zapisuję nazwiska tych konstytucjonalistów.

      – Powinnaś zainwestować w notes. Albo skorzystać z komórki.

      – Wszystko w swoim czasie, Zordon. Na razie wracam do siebie po przejściach alkoholowych.

      Mimo że używała lekkiego tonu, przypuszczał, że nie jest jej łatwo. Właściwie spodziewał się, że od razu po wyjściu ze szpitala Joanna jakimś cudem niepostrzeżenie nabędzie butelkę i tym samym trąci kamień, który wyzwoli lawinę. Tymczasem nic takiego się nie stało. A jeśli toczyła wewnętrzną walkę, to bynajmniej nie było tego po niej widać.

      Rozległo się pukanie do drzwi. Oryński odwrócił głowę, przekonany,

Скачать книгу