Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz страница 13

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

na kanapie. Wbiła wzrok w sufit.

      – Poniekąd – odparł, siadając na fotelu. – Niektórzy powiedzieliby, że to synonim adwokata.

      – Adwokatem jeszcze nie jesteś. I nie będziesz, jeśli nie zaczniesz ryć. Czekają cię egzaminy.

      – Ryję, kiedy tylko mam czas.

      – Nie matacz.

      – Nie mataczę.

      – Więc powtórzyłbyś to w sądzie?

      – Oczywiście.

      – Chyba tylko jeśli poprzedziłbyś to słowami, że przysięgasz mówić prawdę, samą prawdę i gówno prawdę.

      Pokręcił głową z uśmiechem, a potem zmienił kanał na inną stację informacyjną. Trafił wprost idealnie, bo reporter właśnie mówił coś o Trybunale Konstytucyjnym. Joanna natychmiast zmieniła pozycję i spojrzała na ekran.

      – Politycy obozu rządzącego najwyraźniej nie mają zamiaru stawać murem za swoim kandydatem – powiedział dziennikarz nadający sprzed gmachu przy Szucha. – Nieoficjalnie mówi się, że w działaniach prokuratury dopatrują się pobudek politycznych, ale nikt nie jest gotów przyznać tego publicznie. Na korytarzach sejmowych panuje jednak przekonanie, że prokuratura krakowska, w dużej mierze związana z poprzednią władzą, chce wykorzystać tę sprawę, by poprawić notowania opozycji.

      Dalszy ciąg analizy był utrzymany w podobnym, spekulatywnym tonie. Chyłka przestała słuchać reportera. Do podobnych wniosków doszła jakiś czas temu, ale szybko odsunęła je od siebie jako mało prawdopodobny scenariusz. Kandydatura Sendala była ukłonem rządzących w kierunku opozycji, stanowiła kompromis, którego władza wcale nie musiała realizować. Trudno było spodziewać się, by ktokolwiek chciał wykorzystać teraz Sebastiana jako obuch w walce politycznej.

      – I co? – odezwał się Oryński, kiedy reporter zakończył relację.

      – Banialuki.

      – Mam na myśli liścik – doprecyzował. – Jeśli dojdziemy do tego, kto ci go zostawił, może uda nam się ustalić, kto za tym stoi.

      – Świetnie. Jedź na Bielany, znajdź dzieciaka, który dostarczył kwiaty, a potem zrób mu waterboarding. Ewentualnie napchaj mu surowego ryżu do żołądka i zalej wodą. Czytałam w jakiejś książce, że to wyjątkowo efektywna metoda.

      – Może wystarczyłoby zapytać. Albo dać mu… cokolwiek, czym przekupuje się teraz dzieci.

      – Tablet.

      – Hę?

      – To odpowiednik wszelkich niegdysiejszych prezentów, Zordon.

      – A ty nagle stałaś się specjalistką od dzieci?

      – Mam siostrę, która się ich dorobiła, prawda?

      Chyłka spojrzała na stojącą na podłodze torebkę. Wiedziała, że powinna sięgnąć do niej po komórkę i zadzwonić do Magdaleny. Powiedzieć jej, że wszystko jest w porządku, a potem dać jasno do zrozumienia, że nie będzie reprezentować ich ojca.

      O jaką sprawę chodziło, do cholery? Pamiętała, że zobowiązała się przed Żelaznym do wzięcia jej, ale ni w ząb nie potrafiła sobie przypomnieć, czego tym razem dopuścił się Filip.

      Nieistotne, uznała. Nawet jeśli zależałoby od tego jego życie, nie miała zamiaru mu pomagać. Nie po tym, co zrobił lata temu.

      Naraz uświadomiła sobie, że otrzymała co najmniej kilka kolejnych dobrych powodów, by zaraz wybrać się do spożywczego. Ewentualnie do Saskiej Gęby, będzie bliżej, a napije się od razu przy stoliku.

      Oryński odchrząknął, upominając się o uwagę.

      – Trzeba podrążyć – powiedział.

      – A zatem drąż. Niczym nornik polny.

      – Raczej jak Elisabetta.

      – Co?

      – No wiesz… ta tarcza maszyny drążącej, która przebiła się pod Wisłą, jak budowali drugą linię metra.

      – Nie, nie wiem. I przeceniasz się, Zordon.

      – Może, ale nic innego na razie nie mamy.

      – I nie będziemy mieć, dopóki prawo nie zmusi prokuratury, by udostępniła nam wszystko, co ma na temat Sendala. Do tego czasu czytaj o immunitecie, zgłębiaj tę tajemną wiedzę.

      – Zgłębiam, ale nic z tego nie wynika.

      – Skorzystamy z niej w odpowiednim momencie.

      Nie wyglądał na przekonanego, a Chyłka pomyślała, że najlepiej byłoby pozbyć się go jak najszybciej. Sklep mogą niebawem zamknąć, a w Saskiej Gębie nie wypije tyle, ile by chciała. W dodatku nie kupi niczego do domu. A nie miała zamiaru zasypiać dzisiaj o suchym pysku.

      Kiedy podjęła tę decyzję? Wydawało jej się, że jeszcze przed momentem sprawa nie była przesądzona, a teraz…

      – Dobrze się czujesz? – zapytał Oryński.

      – Zawsze.

      – Jesteś blada jak śmierć.

      – Potraktuję to jako komplement. A teraz mów, wylałeś cały alkohol?

      – Mhm. Znikł cały, co do kropli.

      – W takim razie spraw jeszcze, że sam znikniesz.

      – Słucham?

      – Wiesz, którędy do wyjścia.

      Sprawiał wrażenie, jakby jej obcesowość go zaskoczyła. Dziwne, znał ją wystarczająco dobrze, by spodziewać się bardziej szorstkich słów. Wydawało jej się, że kto jak kto, ale Zordon dawno się uodpornił.

      – Czarująca jak zawsze – bąknął.

      – Nie mam zamiaru cię czarować. Poza tym pozostajemy jeszcze w stanie wojny.

      – Doprawdy?

      – Oczywiście. Po numerze, który mi wyciąłeś…

      – Już dawno odpokutowałem.

      – Za to, że wybrałeś karierę, a nie lojalność wobec patronki? O nie, za to nie można tak po prostu odpokutować.

      Pokręcił głową, jakby rzeczywiście dziwiło go, że ma mu to za złe. Chyłka nie zamierzała mu odpuszczać, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas. Teraz, gdy wspomnienia stawały się nieco wyraźniejsze, doskonale pamiętała szczegóły jego zdrady.

      – Mniejsza z tym – powiedział. – I nigdzie się nie wybieram.

      – O,

Скачать книгу