Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz страница 12

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

Mogę powiedzieć jedynie tyle, iż odnaleziono materiał biologiczny, który w świetle nowych badań okazał się zbieżny z materiałem sędziego Sendala.

      – Jaki materiał?

      – Ponownie muszę…

      – W porządku, w porządku – ucięła, a potem przez moment się zastanawiała.

      W końcu musiała uznać, że niczego więcej od niego nie wyciągną, bo wstała i skinęła na Kordiana. On również się podniósł.

      Opuszczali biuro Abramowskiego bogatsi jedynie o strzępek informacji, ale był to strzępek, który rzucał trochę światła na to, co się wydarzyło. Ledwo Oryński zamknął za nimi drzwi, Joanna sięgnęła po komórkę.

      Kiedy wrócili do bmw, była już po krótkiej rozmowie z Sendalem. Usiadła na siedzeniu pasażera i trzasnęła drzwiami, co było do niej niepodobne. Zaklęła pod nosem, a Kordian zapuścił silnik.

      Odezwał się dopiero, kiedy w tle rozbrzmiał głos Dickinsona.

      – Co powiedział? – spytał cicho.

      – Że był w Krakowie tylko raz, w kwietniu dwa tysiące szóstego roku.

      – Po co?

      – Pojechał na pogrzeb Stanisława Lema.

      Oryński wbił kierunkowskaz i włączył się do ruchu.

      – Pamiętam, że na studiach był zagorzałym fanem – dodała Joanna nieobecnym głosem, jakby była myślami już daleko. – Rzucał cytatami z książek, ciekawostkami z jego życia, zachłystywał się alegoriami w Dziennikach gwiazdowych i tak dalej. Powiedział mi nawet, że kiedyś Lem napisał powieść detektywistyczną. Katar.

      – Od kraju?

      – Nie. Od alergii gościa, który chciał zostać kosmonautą – odparła cicho. – Ale mniejsza z tym. Sendal twierdzi, że na pogrzebie było wielu czytelników. Znali się, więc potwierdzą, że tam był. Datę i czas łatwo sprawdzić, wszystko jest w elektronicznej bazie danych cmentarza, nie wspominając już o archiwach medialnych.

      – Co potem robił?

      – Wsiadł w samochód i wrócił do Warszawy.

      – Nie został na dłużej?

      – Nie. Twierdzi, że to był środek tygodnia. Wtorek.

      – Ot tak sobie to przypomniał? Jest pewien, że nie środa czy…

      – Nie ot tak – ucięła, wpatrując się w autobus wyjeżdżający z przystanku. Normalnie zaprotestowałaby, że Kordian zdecydował się ustąpić mu pierwszeństwa, ale tym razem zdawała się tego nie odnotować. – Po naszym spotkaniu Sendal sprawdził cały ten wątek krakowski. Wygląda na to, że ma porządne alibi.

      – Porządne? Jeśli wracał samochodem, to raczej mało prawdopodobne. Po tylu latach nie sprawdzisz ani danych z bramek na autostradzie, ani monitoringu ze stacji benzynowych.

      – Ano nie.

      – Ale?

      – Ale pamięta, że od razu po powrocie spotkał się ze znajomym w pałacu Staszica na Nowym Świecie. Rozmawiali o Lemie, a potem o sprawach naukowych. Jest tam taka siermiężna restauracja.

      Kordian uniósł brwi.

      – A więc ma alibi.

      – Dość mocne – przyznała.

      – Mimo to nie brzmisz, jakbyś była przekonana…

      – Bo nie jestem.

      – Dlaczego?

      Nie musiała odpowiadać, by wiedział, że chodzi o kobiecą intuicję. Nie napawało go to optymizmem, bo ta zazwyczaj się nie myliła. Popatrzył na Chyłkę badawczo, ale prawniczka była myślami już tak daleko, że nie było sensu liczyć na kontynuowanie rozmowy.

      5

      ul. Argentyńska, Saska Kępa

      W mieszkaniu śmierdziało tak, jak Joanna się spodziewała. Typowa gorzelnia z domieszką nut nikotynowych. Oryński odwiózł ją do domu, ale potem zamiast skierować się na najbliższy przystanek, poszedł za nią. Mruknęła, żeby zbierał się do siebie, ale przypuszczała, że na nic się to nie zda. Sytuacja była wyjątkowa.

      Nie miał zamiaru zostawić alkoholiczki samej. Przynajmniej do momentu, aż będzie miał pewność, że w apartamencie nie została ani kropla tequili czy piwa.

      Alkoholiczka. Dotychczas nie dopuszczała do siebie tego określenia.

      A może jednak? Może określała się tak od samego początku, tylko niespecjalnie się tym przejmowała? Tak, ta druga możliwość była znacznie bardziej prawdopodobna. Ostatecznie trudno było jednak przesądzić. Wspomnienia z ostatnich tygodni były zamglone i nie potrafiła ułożyć ich chronologicznie. Wydały jej się roztrzaskanym obrazem, którego nawet najlepszy konserwator nie potrafiłby uratować.

      Weszła do salonu i spojrzała na rozrzucone na podłodze materiały. Musiała je pozbierać, upchnąć gdzieś głęboko i nigdy więcej do nich nie zaglądać. To samo należało zrobić ze wspomnieniami o Bukano, poprzednim kliencie.

      – Dobra – odezwał się Oryński. – Gdzie trzymasz arsenał?

      – Wszędzie.

      Rozejrzał się, przez moment zastanawiał, a potem skinął głową i zabrał się do roboty. Niedopite butelki właściwie można było znaleźć w każdym zakamarku przestronnego mieszkania. Ostatnia leżała w progu sypialni.

      Chyłka opadła ciężko na kanapę i włączyła telewizor. NSI relacjonowała najnowsze doniesienia z amerykańskiej sceny politycznej, zapewne sprawa Sebastiana Sendala została już w tym paśmie omówiona.

      Joanna żałowała, że przegapiła materiał. Publiczny wydźwięk, komentarze innych prawników i światło, w którym został przedstawiony jej klient, miały znaczenie. Wiedziała jednak, że niczego konkretnego się nie dowie. O istotnych szczegółach miał poinformować ją po południu sam Sendal, po rozmowie z prezesem Trybunału.

      – Nie zostało ci tego wiele – odezwał się z łazienki Kordian.

      – Nie zwykłam nie dopijać.

      Mruknął coś w odpowiedzi, ale nie usłyszała co. Szybko zresztą się wyłączyła, nie odnotowując nawet, o czym rozprawiali dziennikarze na antenie NSI. Skupiała się zupełnie na czym innym. Na argumentach przemawiających za tym, by zaraz po wyjściu Kordiana nie popędzić do sklepu przy alei Stanów Zjednoczonych i nie kupić sobie butelki tequili.

      Nie było ich wiele.

      – Chyłka?

      Potrząsnęła głową i uświadomiła sobie, że Oryński stoi

Скачать книгу