Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz страница 11

Immunitet. Joanna Chyłka. Tom 4 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

czy szóstym razem w końcu znalazła miejsce, którego szukała. Tym razem po zapukaniu odczekała chwilę, nim pociągnęła za klamkę – choć nie na tyle długo, by dać sędziemu czas na odpowiedź.

      Weszła do środka i zmierzyła wzrokiem mężczyznę nieco młodszego od Kornackiej. Podniósł się zza biurka skonsternowany. Popatrzył na nią, potem na Kordiana, po czym otworzył usta.

      – Mecenas Joanna Chyłka – przedstawiła się. – Reprezentuję sędziego Sendala.

      – Ale co pani…

      – Twierdzi, że jeśli mam z kimkolwiek rozmawiać, to wyłącznie z panem.

      Sędzia przez chwilę marszczył brwi. W końcu usiadł z powrotem na krześle.

      – Niech pan zamknie drzwi – polecił Kordianowi.

      Oryński zrobił, jak mu kazano, a potem się przedstawił. Tym razem miał wrażenie, że jego obecność została odnotowana. Przez moment przypatrywał się starszemu prawnikowi, ale nie potrafił przypisać nazwiska do twarzy. Wydawało mu się wręcz, że nigdy nie widział tego człowieka, co właściwie nie było niczym dziwnym, bo członkowie TK co do zasady znajdowali się w cieniu, pracowali za kulisami. Prezes czy wiceprezes czasem pojawiali się w mediach, ale pozostali byli praktycznie anonimowi. Lub być powinni.

      Prawnicy od Żelaznego & McVaya stanęli przed biurkiem niczym dwójka żołnierzy czekająca na rozkazy.

      – Dlaczego sędzia Sendal skierował państwa do mnie?

      – Nie skierował – odparła Chyłka. – Po prostu dał do zrozumienia, że to z panem można porozmawiać.

      Mężczyzna spojrzał na Joannę, potem na Oryńskiego, a ostatecznie zawiesił wzrok na prawniczce. Odchrząknął.

      – Z innymi nie? – spytał.

      – Wyszliśmy właśnie od sędzi Kornackiej. Czy może raczej wylecieliśmy stamtąd.

      – Doprawdy?

      – Nie miała ochoty rozmawiać o Sebastianie, ale przypuszczam, że pan ma.

      Kordian spojrzał na plakietkę stojącą na biurku. Zdzisław Abramowski. Wciąż nic mu to nie mówiło. Najwyraźniej sędzia nie był autorem żadnego znanego podręcznika, a jego artykuły nie przewijały się w bibliografiach.

      – Usiądźcie państwo.

      Odsunęli sobie krzesła.

      – Nic nie stoi na przeszkodzie, by sam sędzia Sendal poinformował państwa, co się dzieje.

      – Tyle że on sam niewiele wie – odparła Chyłka.

      – Jak to?

      – Zapewniam, że nie zawracałabym panu… nie przychodzilibyśmy do pana, gdyby było inaczej.

      – Zastanawiające.

      – Dlaczego?

      – Ponieważ dziś rano rozmawiałem z ministerstwem i mój rozmówca nie sprawiał wrażenia, jakby temat stanowił tajemnicę.

      – Więc może po prostu nie chcą, by główny zainteresowany wiedział zbyt wiele. W końcu mają zamiar wystąpić przeciwko niemu, prawda?

      – Owszem.

      Ani momentu zawahania. Oryński przypuszczał, że „rozmówcą z ministerstwa” był sam prokurator generalny i najwyraźniej jasno dał Abramowskiemu do zrozumienia, że nie zamierzają chronić człowieka, którego sami niedawno wybrali do Trybunału.

      Ciekawa sprawa, uznał w duchu Kordian. W zasadzie każdy jej aspekt wydawał się sprzeczny z innym. Ale może nie powinien się dziwić? W polityce nie ma wiele miejsca dla racjonalności. Jedno zdarzenie mogło sprawić, że Sebastian z dnia na dzień zmienił się z zasłużonego prawnika we wroga publicznego numer jeden.

      – Więc wystosowano już wniosek o uchylenie immunitetu? – zapytała Joanna.

      – Tak.

      – Kiedy będzie rozstrzygany?

      – Pojutrze.

      – To dość szybko, nawet jak na TK.

      Zdzisław Abramowski docenił ten komplement zdawkowym skinieniem. W kraju, gdzie przewlekłość postępowania była codziennością, nawet tak subtelna uwaga stanowiła najwyższą pochwałę dla jakiegokolwiek organu sądowego.

      – Sprawa najwyraźniej jest nagląca – podjął członek Trybunału.

      – W jakim sensie?

      – Oskarżyciele twierdzą, że zachodzi obawa matactwa, więc wystosowano prośbę, by Zgromadzenie Ogólne zajęło się sprawą możliwie jak najprędzej.

      – I jaki będzie werdykt?

      – Nie mnie to oceniać.

      – A gdyby miał pan spekulować? Uchylicie mu immunitet czy nie?

      – Nie wiem.

      Kordian uważnie przyglądał się sędziemu, korzystając z okazji, że ten niemal całą uwagę skupiał na Chyłce. Abramowski sprawiał wrażenie, jakby mówił prawdę. Nie miał pojęcia, jaki będzie rezultat głosowania.

      – A pan za czym się opowie?

      – Tego nie mogę pani ujawnić.

      – No tak… – odparła pod nosem. – Za to może mi pan zdradzić, za co chcą go ścigać.

      Zanim zdążył zająknąć się o tym, że nie zobaczył jeszcze żadnego dokumentu, który potwierdzałby, że Joanna ma umocowanie, prawniczka sięgnęła do torebki. Wyjęła z niej pełnomocnictwo i podsunęła sędziemu.

      Oryński spojrzał przelotnie na podpis. Trudno było powiedzieć, czy był prawdziwy, czy sfałszowany. Nie byłby to pierwszy ani ostatni raz, kiedy Joanna wywinęłaby taki numer.

      Zdzisław pokiwał głową. Docenił to, że prawniczka zdawała się czytać w jego myślach i nie musiał nawet pytać o podstawę reprezentacji.

      – Wiele nie mogę państwu powiedzieć, nie leży to bowiem w mojej gestii – zastrzegł. – Najlepiej będzie, jeśli skontaktują się państwo z Prokuraturą Okręgową w Krakowie, to oni prowadzą… cóż, może jeszcze nie śledztwo, ale czynności wyjaśniające.

      Chyłka nachyliła się do niego.

      – Wyjaśniające co konkretnie?

      – Zabójstwo mężczyzny, którym zajmowała się pewna dość znana komórka w małopolskiej policji.

      Dość znana komórka mogła znaczyć tylko jedno.

      – Archiwum X? – zapytał Kordian.

      Sędzia

Скачать книгу