Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6 - Remigiusz Mróz страница 19

Oskarżenie. Joanna Chyłka. Tom 6 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

przeciwnym wypadku możesz przecież urazić tych wszystkich mężczyzn, którzy też zaszli.

      – Tego byśmy nie chcieli.

      – Nie, oczywiście, że nie. Natomiast chcielibyśmy poznać znaczenie tych cyfr, nieprawdaż?

      – Mhm.

      – A to osiągniemy tylko dzięki rozmowie z Tesarewiczem.

      – Skąd ta pewność?

      – Stąd, że skoro jest to wskazówka, to zaadresowano ją do konkretnej osoby. Stanowi sygnał przeznaczony dla kogoś, kto zna znaczenie tych liczb. A tym kimś jest właśnie nasz były opozycjonista.

      – Może.

      Jego rezerwa była dla niej niezrozumiała. Nie twierdziła przecież, że to zakonspirowana wiadomość, którą potrafił rozszyfrować jedynie Tadeusz.

      – Ale możliwe jest też, że to przypadkowy świstek papieru. Skrawek faktury, rachunku…

      – Technicy twierdzą, że nie.

      – Raczej Szczerbiński twierdzi, że oni twierdzą – poprawił ją cicho.

      – Nie ufasz mu, Zordon? Konkurentowi w walce o względy wybranki twojego serca? Nie może być.

      – Byłemu.

      – Co?

      – O ile mnie pamięć nie myli, ta rywalizacja się zakończyła.

      W gabinecie zaległa niewygodna cisza. Chyłka przypuszczała, że jeszcze kilka takich podchodów, a rzeczywiście będą musieli skończyć z żartami i porządnie się rozmówić. Problem polegał na tym, że nie miała pojęcia, czym by się to skończyło. I czym chciałaby, by się skończyło.

      – Nie mamy teraz czasu na słonie w pokoju – oznajmiła.

      Kordian uniósł brwi.

      – Gigantyczne stworzenia, Zordon, które stoją obok nas, a my udajemy, że ich nie widzimy.

      – Tak, wiem, co oznacza elephant in the room. Ale nie…

      – Co? Chcesz udawać, że nie mamy o czym rozmawiać?

      – Przeciwnie.

      – W takim razie nie trzaskaj takich zdziwionych grymasów.

      – Trudno tego nie robić, kiedy ma się do czynienia z wyjątkowo…

      – I trzymaj nerwy na wodzy.

      – W porządku – odparł, poprawiając nerwowo poły marynarki. – Ale mogę to robić jeszcze tylko przez pewien czas.

      Westchnęła i podniosła się zza biurka. Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że do umówionego spotkania z Tesarewiczem nie ma wystarczająco dużo czasu, by uporać się z tutejszym słoniem.

      – Nadal nie wiem nawet, kim jest ojciec – dodał Kordian, też się podnosząc.

      Stanęła przy oknie i wyjrzała na plac Defilad. Najpierw sprawa, potem osobiste problemy. Tak to zawsze wyglądało i powinno wyglądać nadal.

      – Nie wiesz? – odbąknęła. – Kormak nie puścił pary?

      – Nie.

      – Myślałam, że wykaże się męską solidarnością.

      – Przegrała w starciu z instynktem samozachowawczym.

      Położyła dłonie na brzuchu i powiodła wzrokiem wzdłuż korkujących się Alei Jerozolimskich. Za chwilę powinni wyjść, o ile nie mieli zamiaru się spóźnić na widzenie.

      – A potrzebne ci to do czegoś? – spytała. – On i tak nie dowie się, że jest ojcem.

      – Może powinien.

      – Na dobrą sprawę nawet go nie znam, Zordon – odparła, obracając się. – I nie mam zamiaru wpuszczać nieznajomego do mojego życia tylko dlatego, że…

      – A jednak wpuściłaś go do…

      – Hola – powstrzymała go, unosząc dłoń. – Masz prawo być wkurwiony, ale jak tylko zaczniesz szarżować, wszystkie wynikające z tego korzyści odgalopują w siną dal.

      Przez moment miała wrażenie, że odpuści, ale ostatecznie emocje musiały wziąć górę.

      – Powinnaś się z tym zmierzyć – odparł. – Chociaż z tym, skoro z pozostałymi sprawami nie potrafisz.

      – Ta?

      Skinął nerwowo głową.

      – On ma prawo wiedzieć.

      – On jest dla mnie zupełnie obcą osobą.

      – Jeśli nie liczyć drobnego, niemalże zupełnie nieistotnego faktu, że cię zapłodnił.

      Prychnęła cicho, a potem energicznym ruchem zerwała żakiet z oparcia fotela.

      – Pieprzę to – rzuciła, ruszając w stronę drzwi.

      Oryński poszedł za nią. Wyszli na korytarz, a potem bez słowa skierowali się w stronę wind. Kilka osób spojrzało ukradkiem na dwójkę prawników sunących przez korytarz jak buldożer. Większość jednak udawała, że ich nie widzi, zawczasu usuwając się z drogi.

      – To anonimowy, nic nieznaczący gość – rzuciła Joanna, wciskając guzik.

      Kordian stanął obok.

      – Który z czasem powinien stać się mniej anonimowy, skoro to ojciec twojego dziecka.

      Obróciła się do niego i posłała mu długie spojrzenie, na które nie odpowiedział.

      – Wiesz, jak go poznałam, Zordon? Wiesz, dzięki czemu chudzielec w ogóle go namierzył?

      – Nie.

      – Po pijaku dla zabawy założyłam konto na Tinderze.

      – Co?

      – Tak, tak. Wszystko przez aplikację, której dziesiątki milionów ludzi używają, żeby umówić się na randkę lub szybki seks.

      Rozległ się sygnał dźwiękowy, drzwi windy się rozsunęły. Kordian drgnął dopiero, kiedy Chyłka weszła do środka.

      – I właściwie chyba nie powinnam dziwić się swojej pijanej wersji, że się zdecydowałam – dodała po chwili Joanna. – W końcu Tinder to narzędzie idealne. Zaoszczędza czas, pozwala znaleźć…

      – To zwyczajne sito dla potencjalnych partnerów seksualnych.

      – No tak – przyznała. –

Скачать книгу