Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz страница 20

Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

wyjątkowo smętnego uśmiechu.

      – Dobre pytanie.

      Wszyscy zgodnie ruszyli z powrotem w kierunku Europejskiej. Zanim dotarli do zaparkowanej przed domem iks piątki, omówili właściwie każdy istotny aspekt sprawy. Julian i Magdalena mieli więcej nie kontaktować się z Awitem i uważać na wszystko, co mówią. Chyłka przypuszczała, że powinna przyjąć taką samą strategię. Szczególnie że do jej samochodu porywacz także się dostał.

      Siadając za kierownicą, czuła się, jakby znalazła się w obcym miejscu. Westchnęła, a potem włączyła radio i skierowała się w stronę Tarchomina. Po minięciu kilku skrzyżowań utknęła w korku, a na antenie TOK FM akurat rozpoczynało się pełne pasmo informacyjne. Myślami była daleko, ale kiedy tylko z głośników padło nazwisko jej klientki, natychmiast się ocknęła i dała głośniej.

      Wyłapała jedynie końcówkę wiadomości. Kabelis miała spławić w niewybrednych słowach kilka osób, które zaczepiły ją w autobusie. Relacjonująca to zdarzenie dziennikarka dodała, że Klara była w towarzystwie znanego warszawskiego prawnika, co potwierdzało, że wynajęła do obrony renomowaną kancelarię.

      Tylko tego było Chyłce potrzeba. Dziewczyna zasadniczo nie musiała otwierać ust, by wywoływać negatywne emocje i zagrzewać publikę do hejtu. Dobre geny zapewniły jej ponadprzeciętną urodę i kształtne ciało, a regularne uprawianie sportu tylko zwiększało efekt. Klara przebiła się przez środowisko, w którym wciąż rządzili mężczyźni, a fakt ten w połączeniu z jej atrakcyjnością nasuwał jednoznaczne, stereotypowe skojarzenia.

      W dodatku była wygadana i jak każda alpinistka brnęła do celu za wszelką cenę. Czasem także po trupach, co wielu komentatorów traktowało stanowczo zbyt dosłownie w przypadku zdarzeń na Annapurnie.

      Wdawanie się w utarczki słowne z przypadkowo spotkanymi ludźmi mogło okazać się gwoździem do trumny.

      Chyłka sięgnęła po telefon, zamierzając skontaktować się z Zordonem, ale zobaczyła, że ma nieprzeczytanego esemesa. Natychmiast wyświetliła wysłaną z bramki wiadomość.

      „Żwirki i Wigury 99A. Pod schodami”.

      Joanna zamarła. Samochody przed nią zaczęły powoli ruszać, ale prawniczka nawet nie drgnęła. Po chwili kierowca stojący za nią zaczął trąbić, a zaraz potem dołączyli do niego inni.

      Ignorowała klaksony, wbijając wzrok w pęknięty wyświetlacz. Ta krótka wiadomość mówiła więcej niż wszystko, co do tej pory udało jej się ustalić. Nie tylko o sprawie, ale także o tożsamości stalkera.

      10

      Tarchomin, Białołęka

      Szli z przystanku szybkim krokiem, a Kordian modlił się, by już nikt po drodze ich nie rozpoznał. Spięcie w autobusie było najgorszym, do czego mogło dojść – media będą rozpisywały się teraz wyłącznie na ten temat, podkreślając, jak arogancka i butna jest Klara Kabelis, a niekorzystny obraz utrwali się w oczach wszystkich osób interesujących się sprawą. Także jeśli chodziło o sędziów i ławników, którzy za jakiś czas będą decydować o losie alpinistki.

      Kabelis poprowadziła swojego obrońcę na jedno ze starszych osiedli nieopodal Białołęckiego Ośrodka Sportu. Kompleksu boisk wprawdzie nie było stąd widać, ale Kordian bez problemu mógł usłyszeć charakterystyczne dźwięki towarzyszące grom zespołowym.

      Weszli do mieszkania na parterze, i dopiero wówczas Oryński w końcu odetchnął. Teraz mógł być pewien, że do żadnego kolejnego kryzysu nie dojdzie.

      – Ciężko ci na duchu, Ponton?

      Kordian zerknął na dziewczynę z niepewnością.

      – Na mnie tak nie patrz – zastrzegła. – To twoja druga połówka cię tak nazwała.

      – Zordon.

      – Jeszcze gorzej – odparła Klara, rozglądając się po niewielkim mieszkaniu, jakby była tu po raz pierwszy. – Skąd taka ksywa?

      – To długa i skomplikowana historia.

      – Nie ma wersji tl;dr?

      Kordian wszedł do kuchni i również się rozejrzał. Zarówno tu, jak i w innych pomieszczeniach panował lekki zaduch. Wystrój mieszkania sugerował, że właścicielka głęboko do serca wzięła sobie ideę „zielonej Białołęki”. Wszystkie parapety były zastawione roślinami doniczkowymi, podobnie wyglądały meble i większość blatów – a na dobrą sprawę każde miejsce, gdzie można było postawić jakieś kwiaty, łącznie z podłogą. Większość jednak obumierała albo już całkowicie uschła.

      – Ktoś przekręcił moje imię i już tak zostało – wyjaśnił w końcu Oryński.

      – Pech.

      – Nawet nie wiesz jaki – odparł pod nosem, a potem uchylił jedno z okien. – Nikogo tu nie było od twojego wyjazdu?

      – Ano nie. Jak widać.

      – I czuć – zauważył. – Nie masz kogoś, kto mógłby wpadać tu choćby po to, żeby trochę przewietrzyć i podlać kwiatki?

      Spojrzał na uschnięte liście na parapecie, a potem przesunął palcem po futrynie okna. Złogi kurzu przywodziły na myśl te, które swego czasu zalegały w ruderze Harry’ego McVaya na Elsnerowie.

      – Raczej nie. Jestem typem borsuka.

      Niewiele mu to mówiło, jeśli pominąć Lwa Buchelta, jego niegdysiejszego i na szczęście tylko przejściowego patrona.

      – Na równinach stronię od ludzi – ciągnęła Kabelis. – W górach siłą rzeczy musisz spędzać z członkami wyprawy dwadzieścia cztery godziny na dobę, czasem w niewielkim namiocie. Ciśniecie się jak sardynki, w oczekiwaniu na poprawę pogody. Tutaj sobie odbijam.

      – Mhm.

      – Jeśli chcesz spytać o mycie się, wypróżnianie i ewentualne doznania węchowe na wyprawach, to załatwmy to od razu.

      – Nie miałem zamiaru.

      Odsunęła sobie krzesło i usiadła przy stole. Narysowała na zakurzonym blacie uśmiechniętą buźkę, a potem przeniosła uwagę na wciąż rozglądającego się Oryńskiego.

      – Szkoda, bo to dałoby ci jakieś pojęcie o warunkach panujących w Himalajach – dodała. – Na dużej wysokości zamarza wszystko, bakterie też. Dlatego gdybyś kiedyś porwał się na jakiś ośmiotysięcznik, przynajmniej przez parę dni brakiem kąpieli nie musisz się przejmować.

      – Raczej się nie wybieram – odparł Oryński, siadając obok. – Ale chcę się dowiedzieć wszystkiego na ten temat.

      – To uzbrój się w cierpliwość, bo jest sporo do gadania.

      Przypuszczał, że żadne słowa, zdjęcia ani filmy nie oddadzą tego, co dzieje się w górnych partiach Himalajów czy Karakorum. Musiał jednak mieć

Скачать книгу