Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz страница 19

Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

o porwaniu? – jęknęła Chyłka.

      – A mieliśmy wybór? – odparł Julian. – Było oczywiste, że nie zdążysz w porę.

      – I jeśli komuś w takiej sytuacji mogliśmy zaufać, to właśnie Awitowi. Przechodził przez coś podobnego.

      Joanna zapaliła papierosa, zaciągnęła się głęboko i wskazała przed siebie. Powolnym krokiem ruszyli w stronę niewielkiego placu zabaw, niemal pustego o tej porze.

      – To porządny facet – dodała Magdalena. – Nie wnikał, nie drążył, nie chciał narażać nas na większe niebezpieczeństwo. Po prostu powiedział, że pomoże. Jak nikt inny wie, co teraz przeżywamy i… myślę, że zrobiłby znacznie więcej, gdybyśmy tylko go o to poprosili.

      Chyłka przypuszczała, że nie odbierał telefonów od niej albo z obawy o to, że jej komórka jest na podsłuchu, albo dlatego, że wolał, by to siostra jej o wszystkim powiedziała. Wcześniej zaś musiał być zajęty tym, by w porę uiścić poręczenie.

      – Zdajecie sobie sprawę, na co ją naraziliście?

      Żadne z nich nie odpowiedziało.

      – Jeśli porywacz się o tym dowie, to…

      – To co? – przerwał jej Julian. – Naprawdę sądzisz, że tego nie przewidział?

      – Hm?

      – Do tej pory kontrolował każdy nasz ruch. Nasz, twój, Kordiana, właściwie wszystkich – ciągnął Brencz. – Z pewnością musiał przynajmniej dopuszczać, że tak postąpimy.

      Być może coś w tym było, uznała w duchu Chyłka. Przeciwnik rzeczywiście zdawał się wyjątkowo przewidujący i nie można było odmówić mu solidnego, wręcz perfekcyjnego przygotowania.

      Do cholery, kim mógł być ten człowiek? Czy naprawdę mogło chodzić o osobę, która oblała ją kwasem pod Skylight? O najbardziej wynaturzony wariant stalkera?

      – Musieliśmy zaryzykować – dodał Brencz.

      – I dobrze, że to zrobiliśmy.

      Joanna nie miała zamiaru wdawać się w oceny, nie w tej chwili, kiedy ostateczny rezultat nie był do końca pewny.

      – Co teraz? – spytała Magdalena.

      Chyłka sztachnęła się krótko i pstryknęła niedopałkiem w błoto.

      – Zażegnaliście jeden kryzys – powiedziała. – Ale prawdziwe problemy zaczynają się dopiero teraz.

      – W takim razie dobrze, że mamy ciebie.

      Po raz pierwszy w głosie siostry zadrgała nuta optymizmu. I choć był on pozorowany, stanowił dobrą zapowiedź.

      – W końcu jesteś nimi napędzana – dodała Magdalena.

      – To obelga czy pochwała?

      – O ile dobrze pamiętam, sama kiedyś powtarzałaś, że „kryzys” po chińsku zapisuje się jako dwa symbole. Jeden oznaczający niebezpieczeństwo, a drugi…

      – Szansę – dokończyła Joanna. – Tak, ale powiedział to Kennedy, nie ja.

      Przeszli jeszcze kawałek, a potem zatrzymali się przy kilku zniszczonych, zbutwiałych łódkach, przycumowanych na słowo honoru w miejscu, które niegdyś musiało stanowić namiastkę przystani.

      – Musisz doprowadzić do uniewinnienia – odezwała się Magdalena błagalnym tonem.

      – Wiem.

      – Jesteś w stanie to zrobić?

      Chyłka chciała zapewnić ją, że tak, ale nie mogła tego zrobić z czystym sumieniem. Nie znała jeszcze nawet szczegółów sprawy, nie wiedziała, jaki był materiał dowodowy. Ani dlaczego okazał się na tyle mocny, by prokuratura rzuciła się na Klarę jak hieny na bezbronną ofiarę.

      – Mam nadzieję – odparła. – Na początek muszę utrzymać ją na wolności.

      – Przecież Awit wpłacił pieniądze.

      – Ale prokuratura złoży zażalenie. Będą argumentować, że Kabelis już raz próbowała dać nogę.

      Magdalena i Julian patrzyli na nią jak na wyrocznię. Znała ten wzrok, pojawiał się u wielu klientów zdesperowanych na tyle, by wierzyć, że ich obrońca potrafi przewidywać przyszłość.

      – Jakie realnie mamy szanse? – zapytał Brencz.

      – Nie wiem.

      – Zajmujesz się tym wystarczająco długo, żeby…

      – Musiałabym zgadywać – zastrzegła. – A od tego jest druga strona. Właściwie na tym polega cała praca śledcza. Ja zajmuję się faktami, nie gdybaniami.

      Przypuszczała, że w zdecydowanej większości przypadków była to wierutna bzdura, ale w tej chwili stanowiła także najlepszą z możliwych odpowiedzi.

      – Muszę się przede wszystkim dowiedzieć, co się stało w górach – dodała, widząc, że Brenczowie czekają na więcej. – I stworzyć odpowiednią narrację w mediach.

      – Z tym będzie problem – zauważył Julian. – Opinia publiczna już zdążyła wydać wyrok i uznać, że Klara zostawiła swoich kumpli na śmierć, żeby sama się ratować. Dla większości to nie do przełknięcia.

      – Wszystko staje ością w gardle, kiedy siedzi się wygodnie na kanapie – odparła Joanna. – Ja sprawię, że ci ludzie na chwilę wyobrażą sobie, jak się z niej podnoszą.

      Wiedziała, że musi zrobić dużo więcej – doprowadzić do tego, by publika choć na moment postawiła się w sytuacji Kabelis i dostrzegła, że alpinistka walczyła już nie o zdobycie szczytu, ale o ocalenie własnego życia.

      – Empatii raczej nie wzbudzisz – odezwała się Magdalena.

      – Nie potrzebuję jej, w zupełności wystarczy mi odrobina zrozumienia.

      – Na nią też trudno liczyć.

      – Liczę tylko na siebie – odparła stanowczo Chyłka. – To dobra zasada, bo jesteś jedyną osobą, która z natury rzeczy ma problem z wbiciem ci noża w plecy. Chyba że masz wyjątkowo długie ręce.

      Siostra Joanny zerwała kilka liści z krzewu przy ścieżce i zaczęła je nerwowo skubać.

      – Nie przeskoczysz tego, że ona uciekła – włączył się Julian. – Nie chodzi tylko o to, że zostawiła tych wspinaczy, ale też o to, że próbowała potem zbiec przez granicę.

      – Jakby miała coś do ukrycia – dorzuciła Magdalena.

      – A to wszystko sprawi, że dojdzie do publicznego linczu.

      Chyłka

Скачать книгу