Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz страница 21

Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz Joanna Chyłka

Скачать книгу

interesuje tylko nas i jeszcze jedną grupę społeczną. Wiesz jaką?

      – Nie.

      – Pilotów samolotów pasażerskich. Na ośmiu tysiącach wieją jet streamy, którymi przejmują się tylko oni i my.

      – Okej.

      – Przyda ci się jeszcze informacja, że od siedmiu tysięcy ośmiuset metrów wzwyż zaczyna się strefa śmierci.

      – Brzmi świetnie.

      – Bo tam jest początek prawdziwej zabawy. W zawrotnym tempie tracisz siły, masa ciała spada jak szalona, a twój organizm nie potrafi już się regenerować. Pali jak szalony nie tylko tłuszcz, ale też białka w mięśniach.

      Może na myśl o skrajnym wygłodzeniu, a może przez to, że nie zjadł śniadania, Oryńskiemu zaburczało w brzuchu. Kabelis uśmiechnęła się pod nosem.

      – Innymi słowy poruszasz się do przodu, ale tak naprawdę powoli umierasz – dodała. – Jeśli jesteś dobrze zaprawiony, wytrzymasz w strefie śmierci dwa, może trzy dni. A pamiętaj, że my wchodzimy jeszcze wyżej.

      I to z własnej, nieprzymuszonej woli, co było dla niego raczej osobliwe.

      – Na Evereście wylądował w historii tylko jeden śmigłowiec, francuski eurocopter. Gdybyś znalazł się na jego pokładzie i zdecydował się wyjść na szczyt, umarłbyś po dwóch minutach od opuszczenia maszyny – ciągnęła Kabelis. – Szczyt ma osiem tysięcy osiemset czterdzieści osiem metrów, co właściwie jest uśmiechem losu, bo górny limit wytrzymałości organizmu ludzkiego to dziewięć tysięcy.

      – Nieźle.

      Klara wzruszyła ramionami.

      – Co tu dużo mówić, ktoś zaprojektował góry tak, żeby dało się na nie wejść. Dodałby do Everestu te sto pięćdziesiąt metrów z hakiem i byłoby pozamiatane.

      Oryński podniósł się i bez większej nadziei sprawdził lodówkę. Była wyłączona, a kiedy tylko otworzył drzwiczki, buchnął z niej wyjątkowo nieprzyjemny smród. Natychmiast z powrotem ją zamknął.

      – Na dole mają niezłe kebsy – rzuciła Kabelis. – Szczególnie falafela na cienkim cieście. Osiem zeta, a napełnisz brzuch jak polityk kieszenie przy dojeniu funduszy europejskich.

      Kordian docenił to porównanie lekkim uśmiechem.

      – Chodź – dodała Klara, a potem skierowała się do wyjścia.

      Zanim zdążył zaproponować, że weźmie dwa falafele na wynos i tym samym sprawi, że unikną konfrontacji z innymi przypadkowymi ludźmi, Kabelis już otwierała drzwi. Ostatecznie uznał, że może i lepiej tę rozmowę prowadzić w innych warunkach.

      Miejsce wyglądało niepozornie, właściwie jak każda inna kebabiarnia. Szyld przedstawiający mięso palące się niemal w ogniach piekielnych z pewnością przemówiłby jednak do Chyłki, podobnie jak smak serwowanych tu potraw.

      Klara i Oryński usiedli przy skleconych z desek stolikach na zewnątrz i mimo że miejsca nie było wiele, nie musieli się przejmować, że ktoś będzie się przysłuchiwał rozmowie – pozostali klienci albo brali na wynos, albo zajadali się kebabami w środku.

      – Zanim zaczniesz przesłuchanie, powiedz mi jedno – powiedziała Kabelis, ocierając dolną wargę z sosu.

      Kordian skinął głową, nie chcąc mamrotać z pełnymi ustami.

      – Dlaczego w ogóle wzięliście moją sprawę?

      Przeżuwając, przyglądał się rozmówczyni i starał się ustalić, czy naprawdę nie zna odpowiedzi, czy tylko gra. Jeśli pierwsza wersja była słuszna, nie tylko Daria padła ofiarą tej sytuacji, ale także himalaistka. Jeśli nie, dwoje prawników było wyjątkowo perfidnie rozgrywanych.

      Oryński w końcu przełknął kęs. Falafel z ciecierzycy rzeczywiście robił wrażenie.

      – Nie zrozum mnie źle, jestem wdzięczna – dodała Klara. – Ale sami wiecie, że jestem czarną owcą polskiego alpinizmu. A w tej chwili pewnie też jedną z najbardziej znienawidzonych osób w tym kraju.

      – W dodatku dowody przeciwko tobie są mocne, jeśli wierzyć prokuraturze – dodał Kordian, odkładając bułkę. – I nie zapominaj o tym, że nawet jeśli wygramy sprawę, spadnie na nas sporo krytyki. Jeżeli zaś przegramy, nasza renoma w środowisku pójdzie się rąbać.

      – I tak źle, i tak niedobrze – podsumowała Kabelis. – Więc dlaczego mnie bronicie? Awit aż tyle wam płaci?

      Niespecjalnie wiedział, co odpowiedzieć. Najlepszym wybiegiem byłoby chyba lakoniczne oznajmienie, że lubią wyzwania. Rozmówczyni jednak nie dała mu dojść do słowa.

      – I dlaczego w ogóle to robi? – dodała.

      – Mnie pytasz?

      – A kogo? Z nim nie mam kontaktu, a ty chyba powinieneś wiedzieć, dlaczego jest gotów wyłożyć tyle kasy. W tym też na waszą gażę.

      Od opuszczenia Grochowa Oryński właściwie się nad tym nie zastanawiał, wychodząc z założenia, że Chyłka wyciągnie wszystko ze swojej siostry, a potem przekaże jemu. Sprawdził telefon z nadzieją, że już jej się to udało, ale Joanna wciąż nie dawała żadnego znaku życia.

      – No? – wybełkotała Kabelis. – Co was podkusiło?

      – Czasem takie sprawy mają tendencję do obracania się jak fidget spinner.

      – Słabe porównanie, bo to dziadostwo wyszło już z mody.

      – Ale podejmowanie wyzwań nie. To zawsze jest trendy.

      Pokręciła głową niby zrezygnowana, ale w jej zachowaniu było coś, co kazało sądzić, że ta odpowiedź w zupełności ją satysfakcjonuje. Kordian obawiał się jednak, że kiedy to on zacznie zadawać pytania, jego reakcja będzie dokładnie odwrotna.

      – Sama powinnaś coś o tym wiedzieć – dodał po chwili.

      „Coś” stanowiło gigantyczne niedomówienie, jeśli chodziło o podejmowane przez nią wyzwania. Oprócz próby poprowadzenia nowej trasy na najniebezpieczniejszą górę świata miała za sobą zdobycie kilku ośmiotysięczników, dwukrotnie starała się pokonać zimą Nanga Parbat i raz powtórzyć sukces Marianne Chapuisat na Czo Oju. Przy tak imponującym życiorysie, prawdziwym sprawdzianem dla niej było wysiedzenie na równinach przez kilka tygodni.

      A mimo to środowisko nie darzyło jej sympatią, nigdy nie zyskała szacunku, na który według wielu zasługiwała. Teraz w dodatku wszystko wskazywało na to, że będzie tylko gorzej.

      – Co tam się stało? – zapytał w końcu Kordian.

      – A jak myślisz?

      Nie odezwał się, wbijając wzrok w oczy Klary. Ta zawieszała spojrzenie gdzieś w oddali, zupełnie jakby na horyzoncie nie widać było starych bloków,

Скачать книгу