Nieodgadniona. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nieodgadniona - Remigiusz Mróz страница 19

Nieodgadniona - Remigiusz Mróz Damian Werner

Скачать книгу

gąbki do mycia były w tej samej kolorystyce. Spokoju ani komfortu temu miejscu wszędobylska zieleń jednak nie dodawała. Farba odchodziła właściwie od wszystkiego, przez co całość sprawiała raczej przygnębiające wrażenie.

      Pomiędzy pryczami więźniarki rozwiesiły sznurki, na których schły bluzki i ręczniki. Na stoliku pod oknem leżało kilka książek, krzyżówki, przybory do pisania, talia zużytych kart i trochę artykułów spożywczych.

      Od razu poczułam się klaustrofobicznie, bo na jedną osobę przypadało tutaj nie więcej niż trzy metry kwadratowe powierzchni. W dodatku niemal fizycznie czułam przygnębiającą atmosferę tego miejsca.

      Dwie z kobiet nie zwróciły na mnie uwagi. Leżały na pryczach, odwrócone tyłem do drzwi. Trzecia jednak natychmiast zeskoczyła ze swojej.

      – O w chuj – odezwała się. – Ale niespodziewajka.

      Spojrzałam prosto w oczy Migocie, ani przez moment nie mając wątpliwości, że się mnie tutaj spodziewała. Przypuszczałam, że dwie pozostałe osadzone również nie muszą się odwracać, by wiedzieć, kto został do nich dokooptowany.

      Migota wskazała pryczę nad jedną z nich.

      – Twoje – rzuciła.

      Myślałam, że usłyszę słowo „kojo” i szereg innych, które budowały więzienną nomenklaturę. Po prawdzie nie wiedziałam jednak, czy w kobiecych więzieniach też funkcjonuje.

      Jedno było pewne, równouprawnienie w systemie penitencjarnym wyraźnie działało bez zarzutu. Cela nie różniła się od tych, które widywałam w reportażach z męskich więzień.

      Toaleta była oddzielona od reszty jedynie lichą zasłoną, jaką na wolności znaleźć można było w starych łazienkach w peryferyjnych slumsach dużych miast. W pomieszczeniu unosił się nieprzyjemny zapach, właściwym takim miejscom, ale pomieszany z tanimi perfumami przywodzącymi na myśl raczej męskie niż damskie.

      – No – odezwała się Migota. – Nie stój tak, rozgość się. I mów, jaki zarzut.

      Złożyłam swoje rzeczy na łóżku, raz po raz zerkając na odwróconą plecami kobietę, nad którą miałam spać. Była starsza i wyraźnie przy ciele, a pośród przerzedzonych włosów widać było łyse placki. Ostatnia z więźniarek była w wieku Migoty.

      – Pytałam, jaki zarzut?

      – Zabójstwo.

      Obydwie osadzone w końcu się odwróciły, ale żadna się nie odezwała.

      – Kogo zajebałaś? – spytała Migota.

      – Męża.

      Wszystkie trzy przypatrywały mi się przez moment, a ja miałam wrażenie, jakbym uczestniczyła nie w swoim życiowym dramacie, ale w komedii. Atmosfera jednak szybko się zmieniła.

      – I po co ją wypytujesz? – odezwała się ta starsza.

      – Tak o, Ciotka.

      – Wiesz wszystko, co masz wiedzieć.

      – No, ale…

      – Zresztą nie posiedzi w tej sali długo.

      Poczułam dotkliwy niepokój. Te trzy kobiety tutaj na mnie czekały. Nie znalazłam się tu przypadkiem, podobnie jak przypadkowe nie było spotkanie z Migotą w celi przejściowej. Ci, którzy wpędzili mnie za kratki, zadbali o to, by wszystko poszło po ich myśli.

      – Pytanie, czy ona wie, o co kaman – rzuciła Migota, patrząc na mnie. – Chciałam tylko się upewnić, nie?

      – Daj jej, kurwa, spokój – odezwała się trzecia.

      – Bo co?

      – Bo wstanę. I przypierdolę ci tak, że zesrasz się własnymi zębami.

      Migota zaśmiała się pod nosem.

      – Tipsy w górę i szał – skwitowała. – Dajesz radę, Kamikaze.

      Stałam przy swojej pryczy, niepewna, jak się zachować. Jedynym plusem całej tej wymiany zdań było to, że wiedziałam już, z kim siedzę. Migota, Ciotka i Kamikaze. Ta ostatnia sprawiała wrażenie… cóż, najmniej nieprzychylnej – choć ksywa mogła świadczyć o tym, że jest zdolna do wszystkiego.

      Usiadła na pryczy, a potem mi się przyjrzała.

      – Wiesz, że nie jesteś tu przez przypadek? – spytała.

      – Wiem.

      – I zdajesz se sprawę, co musimy zrobić?

      Uznałam, że najlepiej będzie, jeśli nie odpowiem. Nie spodziewałam się niczego dobrego, ale wolałam nie gdybać. Przynajmniej nie na głos.

      – Nic do ciebie nie mamy – kontynuowała Kamikaze. – Czaisz? Nie chodzi o to, że czymś podpadłaś. Zajebałaś swojego fagasa, bo pewnie miałaś powód, nie nam oceniać. Ale musimy zrobić to, co musimy. Jasne?

      – Posłuchajcie…

      – Nie ma innej opcji – ucięła Kamikaze, a potem wskazała zabrudzoną zasłonę prysznicową. – Tam jest kibel. Nie bawimy się w żadne bzdury, które znasz z telewizji. Wchodzisz, robisz swoje z odkręconą wodą, a potem wyłazisz. Bez syfu, bez jęczenia. Jasne?

      Skinęłam lekko głową.

      – Byłaś już w ambulatorium?

      – Nie.

      – To niedługo wezmą cię na badanie zębów i cipy.

      – Co?

      – Stomatolog i ginekolog zrobią ci przeglądy, czaisz?

      Z trudem przełknęłam ślinę, wyobrażając sobie, że jeden i drugi gabinet wyglądają mniej więcej tak samo jak cela.

      Kamikaze westchnęła.

      – Budzenie jest o szóstej. Faza od ósmej do dziewiątej, potem wraca dopiero na wieczór – dodała i chyba zobaczyła, że nie bardzo rozumiem. – Wyłączają prąd po dziewiątej, łapiesz?

      – Dlaczego?

      – Oszczędność.

      – Tak mówią – włączyła się Migota. – Ale naprawdę chodzi o to, żeby nam dowalić.

      – Przyzwyczajaj się do chujozy – poradziła Kamikaze. – Posiedzisz tu z nami, dopóki nie zrobisz tego, co od ciebie chcą, a potem pójdziesz do zamkniętego, jak inni kiblujący za zabójstwo.

      Nie sprecyzowała, kim są oni, ale nie musiała. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

      Podobnie jak z tego, czego ode mnie wymagali.

      – Tam będziesz miała jeszcze bardziej przesrane.

Скачать книгу