Szpieg z Bejrutu. Joakim Zander

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Szpieg z Bejrutu - Joakim Zander страница 17

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Szpieg z Bejrutu - Joakim Zander

Скачать книгу

pieszo. Jeśli nie spotka się z Yassimem, pójdzie obejrzeć demonstracje.

      Dochodzi do placu Męczenników i dopiero tam uświadamia sobie, co faktycznie się szykuje. Protesty mają naprawdę szeroki zasięg. Przed meczetem tłoczą się tysiące ludzi: studenci, rodziny z dziećmi, zamaskowani młodzieńcy z obnażonymi torsami i kamieniami w rękach. Jest też drut kolczasty i mnóstwo ubranych na czarno i uzbrojonych po zęby policjantów. Ulice spowite są kłębami dymu. Jacob kieruje się w tamtą stronę, czuje, że chce być częścią tych wydarzeń, coś przeżyć i coś w końcu zobaczyć.

      Przeciska się przez tłum ludzi i razem z nimi idzie na plac. Rodzin z dziećmi ubywa, za to przybywa zamaskowanych młodych mężczyzn. Mają wykrzywione złością twarze i skandują hasła. Zamaskowanych twarzy wciąż przybywa, podobnie jak dłoni ściskających kamienie. Jacob jest coraz bardziej podekscytowany, już wie, że chce w tym uczestniczyć, przekonać się, do czego to wszystko doprowadzi. Pozwala się nieść ludzkiej fali w kierunku dzielnicy rządowej, powoli staje się jej częścią. Pot spływa mu po plecach i miesza się z potem innych ludzi. Otaczają go flagi i plakaty, słyszy pieśni, skandowane hasła i dudnienie bębnów. Hałas jest tak ogłuszający, że nawet nie słyszy, gdy w kieszeni dzwoni mu telefon. Na szczęście czuje wibrowanie. Wyjmuje aparat i przyciska go do ucha.

      – Gdzie jesteś?

      Głos jest słabo słyszalny, ale Jacob rozpoznałby go wszędzie. Yassim. Czuje, jak uginają się pod nim kolana, z trudem zachowuje równowagę i nawet nie wie, w którą stronę się kieruje.

      – Na demonstracji! – krzyczy do słuchawki. – Nie dzwoniłeś, nie wiedziałem, co się z tobą dzieje. Gdzie jesteś?

      – Posłuchaj, co ci powiem. Natychmiast stamtąd uciekaj. Przyjadę taksówką do Four Seasons przy nadmorskiej promenadzie… za dwadzieścia minut. Powtórz, co powiedziałem.

      – Four Seasons! – krzyczy Jacob. – Za dwadzieścia minut.

      Yassim się rozłącza i wszystko inne przestaje się liczyć. Jacob zatrzymuje się w samym środku tłumu. Czuje się tak, jakby otaczały go morskie fale, które pchają go do przodu, chociaż wcale tego nie widzi.

      Potem idą powoli ulicą Charles’a Hélou na zachód. Zostawiają za sobą hotel Four Seasons i nowe wieżowce. Ruch uliczny słabnie. Zdążyli odejść dość daleko od miejskiego harmidru i dróg wylotowych biegnących do granicy między wschodnim a zachodnim Bejrutem.

      Jacob kaszle, jak zwykle wieczorem zaschło mu w gardle. Przez cały dzień nawdychał się smogu i odoru śmieci. Trudno mu uwierzyć, że znowu idzie obok Yassima. Zerka na niego i widzi, że Yassim uśmiecha się lekko rozbawiony.

      – Pewnie zwątpiłeś, że się odezwę? – pyta. – Myślałeś, że gdzieś przepadłem?

      Jacob wzrusza ramionami i odwraca wzrok. Wpatruje się w ciemności zalegające nad morzem.

      – Gdzie byłeś? – pyta cichym głosem.

      Jego słowa zagłusza przejeżdżający obok motocykl, który próbuje prześlizgnąć się między samochodami.

      – Gdzie byłeś? – powtarza głośniej Jacob. – Co to był za wyjazd?

      Ale Yassim milczy. Z początku nie odpowiada, tylko wpatruje się w niego swoimi dużymi, zatroskanymi oczami.

      – Byłem w Syrii – mówi w końcu. – W okolicach Aleppo.

      Jacob zatrzymuje się w miejscu. Nagle dostał gęsiej skórki na rękach.

      – W Aleppo? A co tam robiłeś? I jak się tam dostałeś? Nie wiem, co powiedzieć.

      Yassim unosi przewieszony przez pierś aparat.

      – Robiłem zdjęcia – odpowiada. – Jestem fotografem.

      – Nie wiedziałem.

      Jacob od samego początku zastanawiał się, gdzie Yassim pracuje. Tworzył w myślach tysiące scenariuszy, żeby znaleźć wytłumaczenie, dlaczego gdzieś przepadł. Robił to po to, żeby pozbyć się podejrzenia, iż jego nowy przyjaciel nie chce utrzymywać z nim dalszych kontaktów.

      – A skąd mogłeś wiedzieć? Przecież ostatnim razem prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy.

      Jacob oblewa się rumieńcem i powoli rusza chodnikiem. Yassim wyprowadza go z Charles Hélou, gdzieś między nowe wieżowce. Kierują się do centrum miasta, gdzie panują tłok i zgiełk.

      – Nic o tobie nie wiem – mówi Jacob.

      Yassim znowu się uśmiecha.

      – Niewiele można o mnie powiedzieć. Jestem fotografem, a ponieważ w Syrii trwa wojna, mam tam mnóstwo pracy. I to chyba jedyna pozytywna rzecz, którą można o tym zajęciu powiedzieć. Dużo pracy z bliska.

      Nie brzmi to cynicznie, przypomina raczej wypowiedzianą z rezygnacją refleksję.

      – Nie boisz się? – pyta Jacob. – Przecież to takie… niesamowite!

      Yassim wzrusza ramionami i kieruje się w stronę dzielnicy bankowej. O tej porze jest tam cicho i spokojnie. Wszędzie widać wypasione czarne bmw, szklane fasady budynków i dźwigi. Czuć zapach pieniędzy zarobionych na handlu ropą.

      – Można się przyzwyczaić. Staram się o tym nie myśleć.

      W końcu docierają do wzniesionego niedawno wieżowca. Gmach liczy przynajmniej dwadzieścia nieregularnych kondygnacji z białymi tarasami i panoramicznymi oknami. Wygląda tak, jakby był pozbawiony zewnętrznych ścian. Można nawet zajrzeć do pomieszczeń znajdujących się na dolnych piętrach, bo pali się w nich światło. Budynek jest całkowicie transparentny. Jacob zastanawia się, jak są rozmieszczone sypialnie i czy one też wychodzą na miasto.

      Ku jego zdziwieniu Yassim kieruje się do wejścia, przy którym stoi znudzony ochroniarz. Mężczyzna pali papierosa, o krzesło oparty jest karabin maszynowy. Yassim wita się ze strażnikiem, podchodzi do drzwi i odwraca się do Jacoba.

      – Wejdziesz?

      Na górę jadą elegancką, lśniącą windą. Jacob czuje się tak, jakby płynął w wodzie. Winda porusza się bezszelestnie, prawie nie czuć oporu. W końcu zatrzymuje się łagodnie na ósmym piętrze. Yassim uśmiecha się do Jacoba i wychodzi na korytarz. Są tu trzy mieszkania, na drzwiach zamiast tabliczek z nazwiskami wiszą numery. Yassim podchodzi do mieszkania z numerem osiemset jeden, wyjmuje niewielką kartę, przykłada ją do klamki i otwiera drzwi.

      – Jak w hotelu – zauważa Jacob.

      To pierwsze słowa, jakie wypowiedział od wejścia do budynku. Yassim nie odpowiada, może w ogóle ich nie słyszał? Wchodzi do środka.

      Mieszkanie ma ponad sto metrów kwadratowych. Ulokowane jest w rogu budynku, dwie szklane ściany wychodzą na ulicę. Jest w nim betonowa podłoga i aneks kuchenny, który wygląda jak zbędny dodatek. Całość przypomina typowe wzorcowe mieszkanie w salonie meblowym. Na środku stoi duży stół, na którym

Скачать книгу