Dobra córka. Karin Slaughter

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dobra córka - Karin Slaughter страница 7

Dobra córka - Karin  Slaughter

Скачать книгу

że zawsze będziesz opiekować się Charlie”.

      – Charlie, wstań. – Pociągnęła siostrę za ramię, uciekając przy tym wzrokiem. Nie była w stanie patrzeć na otwartą klatkę piersiową mamy, na żebra sterczące jak zęby.

      „Wiedziałaś, że zęby rekina to tak naprawdę stwardniałe łuski?”.

      – Charlie, wstań – szepnęła.

      – Nie mogę. Nie…

      Samantha pchnęła ją z powrotem na krzesło i przysunęła usta do jej ucha.

      – Biegnij, kiedy nadarzy się okazja. – Jej głos był tak cichy, że wiązł jej w gardle. – Nie oglądaj się. Po prostu pędź przed siebie.

      – Co knujecie? – Zach przytknął lufę do czoła Sam. Metal był ciepły. Do lufy przywarły kawałki ciała Gammy. Ich zapach przypominał Samancie woń grillowanego mięsa. – Co jej kazałaś zrobić? Biec? Próbować uciec?

      Charlotte pisnęła i zakryła dłonią usta.

      – Co kazała ci zrobić, laleczko?

      Ton, jakim mówił do jej siostry, przyprawił Sam o mdłości.

      – Chodź, skarbie. – Łakomy wzrok Zacha ślizgał się po drobnych piersiach Charlotte, po jej wąskiej talii. – Chcesz się ze mną zaprzyjaźnić?

      – Prze…przestań – zająknęła się Samantha. Pociła się i trzęsła z emocji. Jeszcze chwila, a tak samo jak Charlie straciłaby kontrolę nad pęcherzem. Miała wrażenie, jakby okrągły wylot lufy wwiercał się jej w czaszkę. Mimo to zebrała się w sobie. – Zostaw ją – powiedziała.

      – Do ciebie mówiłem, suko? – Zach przycisnął lufę mocniej, aż Sam uniosła brodę.

      Zacisnęła pięści z całej siły. Musiała to przerwać. Musiała chronić Charlotte.

      – Daj nam spokój, Zachariahu Culpepperze. – Zaskoczyła ją własna bezczelność. Była przerażona, ale w każdym gramie jej przerażenia znajdowała się domieszka narastającej wściekłości. Ten człowiek zamordował jej matkę. Pożądliwie łypał na jej siostrę. Zapowiedział, że cało z tego nie wyjdą. Pomyślała o młotku wetkniętym w szorty. Wyobraziła sobie, jak wali nim Zacha w czaszkę. – Dobrze wiem, kim jesteś, pieprzony zboczeńcu.

      Wzdrygnął się na dźwięk tego słowa. Zacisnął szczęki. Gniew wykrzywił mu twarz. Ścisnął mocniej strzelbę, aż pobielały mu kłykcie. Ale kiedy odezwał się do Samanthy, jego głos zabrzmiał spokojnie.

      – Wyrwę ci powieki, żebyś mogła patrzeć, jak nożem odbieram twojej siostruni cnotę.

      Spojrzała mu prosto w oczy. Cisza, jaka zapadła po tej groźbie, dzwoniła jej w uszach. Nie odwróciła wzroku. Strach wbijał jej w serce tysiące ostrzy. Nie spotkała dotąd człowieka tak do cna bezlitosnego i zwyrodniałego.

      Charlie zaczęła zawodzić.

      – Zach – powiedział Trampek. – Daj spokój, stary. – Urwał i czekał na reakcję. – Mieliśmy umowę, nie?

      Zach ani drgnął. Nikt z pozostałej trójki też się nie poruszył.

      – Mieliśmy umowę – powtórzył Trampek.

      – Jasne – mruknął wreszcie Zach, pozwalając Trampkowi wyjąć sobie z rąk strzelbę. – Porządny człowiek dotrzymuje słowa.

      Zaczął się odwracać, ale nagle zmienił zdanie. Błyskawicznie przeciął ręką powietrze jak biczem. Złapał Samanthę za twarz, rozcapierzając palce jak koszykarz chwytający piłkę, i uderzył ją w plecy tak mocno, że przewróciło się krzesło, a ona uderzyła głową o zlew.

      – I co, teraz też myślisz, że jestem zboczeńcem? – Dłonią miażdżył jej nos, palce wetknął w oczodoły.

      Samantha złapała go za gruby nadgarstek, na oślep kopała i wierzgała, próbowała go podrapać, uderzyć, skończyć z bólem. Krew sączyła się po policzkach. Palce Zacha drżały, wpychając jej gałki oczne w głąb mózgu. Zagiął palce, usiłując oderwać jej powieki. Paznokciami skrobał po odsłoniętych oczach.

      – Przestań! – krzyczała Charlie. – Przestań!

      Nacisk ustał równie nieoczekiwanie, jak się zaczął.

      – Sammy! – Charlie dyszała ciężko, strach paraliżował jej oddech. Dotknęła dłońmi twarzy siostry. – Sam, spójrz na mnie. Widzisz mnie? Spójrz na mnie, błagam!

      Samantha ostrożnie uniosła powieki. Były naderwane. Miała wrażenie, że patrzy przez kawałek starej koronki.

      – Co to, kurwa, jest? – zapytał Zach.

      Młotek. Wypadł jej ze spodenek.

      Zach podniósł go z ziemi. Obejrzał drewnianą rączkę, potem rzucił Charlie znaczące spojrzenie.

      – Jesteś ciekawa, co mogę tym zrobić?

      – Dosyć! – Trampek wyrwał mu młotek i rzucił na korytarz. Słuchali, jak metalowa główka obija się o drewnianą podłogę.

      – Chciałem się trochę zabawić, bracie.

      – Wstańcie. Miejmy to już za sobą – powiedział Trampek.

      Jednak Charlie nie ruszyła się z podłogi. Sam mrugała powiekami, próbując pozbyć się krwi. Ledwie widziała. Światło lampy wiszącej u sufitu paliło jej oczy niczym rozgrzany olej.

      – Pomóż jej wstać. – Trampek zwrócił się do Zacha. – Obiecałeś, stary. Nie pogarszaj sytuacji.

      Zach szarpnął Samanthę za rękę tak mocno, że omal nie wyrwał jej ze stawu barkowego. Dźwignęła się z trudem i oparła o stół dla utrzymania równowagi. Zach popchnął ją ku drzwiom. Wpadła na krzesło. Charlie wzięła ją za rękę.

      Trampek otworzył drzwi.

      – Wychodźcie – zarządził.

      Nie miały wyboru, musiały iść. Charlie ruszyła pierwsza, kiwając się na boki, by pomóc siostrze zejść po schodach. Poza zasięgiem jaskrawego światła kuchennej lampy pulsowanie pod powiekami Samanthy zelżało. Wzrok nie przystosował się do ciemności, przed oczami pojawiały się i znikały cienie.

      W tej chwili powinny trenować na bieżni. Pierwszy raz w życiu ubłagały mamę, żeby pozwoliła im opuścić trening. A teraz Gamma nie żyła, a one wychodziły z domu trzymane na muszce przez człowieka, który zjawił się tutaj, żeby uregulować swoje długi z pomocą broni.

      – Widzisz coś? Sam, widzisz? – dopytywała Charlie.

      – Tak – skłamała. Przed oczami migotała jej dyskotekowa kula, tyle że zamiast barwnych rozbłysków widziała pulsujące plamy szarości i czerni.

      – Tędy

Скачать книгу