W kręgach władzy. Władza absolutna. Remigiusz Mróz

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу W kręgach władzy. Władza absolutna - Remigiusz Mróz страница 7

W kręgach władzy. Władza absolutna - Remigiusz Mróz W kręgach władzy

Скачать книгу

widywała wielokrotnie przy Wiejskiej, kiedy był jeszcze reporterem sejmowym. Potem często pojawiał się w telewizji, relacjonując kilka istotnych wydarzeń. Był na fali wznoszącej i coraz częściej mówiło się o tym, że będzie miał własny program na antenie NSI.

      – Bianczi?

      Młody dziennikarz milczał.

      Fakt, że to on był nadawcą esemesów, zupełnie zmieniał postać rzeczy. Bianczi nieraz udowodnił, że za punkt honoru stawia sobie weryfikację źródeł, nie rzuca słów na wiatr i jest gotów dążyć do prawdy za wszelką cenę, nawet jeśli grozi mu za to aresztowanie.

      – Halo? – upomniała się o uwagę Anita.

      – Jesteś w bezpiecznym miejscu? – spytał.

      – Nie wiem, czy gdziekolwiek jest teraz…

      – Mam na myśli, czy nikt cię nie słyszy.

      – Nie, nikt. Jestem w parku Rydza-Śmigłego.

      Bianczi namyślał się przez krótką chwilę.

      – Świetnie – skwitował w końcu. – Możemy się tam umówić.

      – Nie lepiej w Autonomii? To rzut kamieniem stąd.

      Słynąca z dyskrecji restauracja wydawała się idealnym miejscem, by prowadzić rozmowę, której nikt nie powinien się przysłuchiwać, reporter NSI jednak najwyraźniej był innego zdania.

      – Nie – zaoponował stanowczo. – Żaden polityk nie może nas widzieć.

      – Nie przesadzasz?

      – Nie. Zachowuję nienaturalny spokój, zważając na okoliczności.

      – Jakie okoliczności?

      Słyszała, z jakim trudem przełyka ślinę, i oczami wyobraźni zobaczyła, jak Bianczi ociera pot z czoła i gorączkowo się rozgląda, wypatrując zagrożenia.

      – Nie przez telefon – odparł. – Wyjaśnię ci wszystko, jak się zobaczymy.

      – Najpierw muszę wiedzieć, czy to nie wybieg.

      – Wybieg?

      – Żeby zdobyć materiał z pierwszej ręki o zamachu.

      Bianczi zaklął cicho, a potem nerwowo zakaszlał.

      – Naprawdę myślisz, że stać byłoby mnie na coś takiego?

      – Nie wiem, co mam myśleć.

      Dziennikarz zastanawiał się przez moment, a Kitlińska miała wrażenie, jakby na odpowiedź musiała czekać całą wieczność. Ta w końcu jednak nadeszła.

      – Dotarłem do czegoś.

      – A konkretnie?

      – Do tajnej notatki z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych – podjął. – Rzuca zupełnie nowe światło na to, co się wydarzyło. Zupełnie.

      – Więc pójdź z nią do kogoś, kto może coś z tym zrobić – odparła cicho Anita. – Ja w tej chwili…

      – Nie mogę nikomu ufać.

      – Nawet Hauerowi?

      Bianczi znów kaszlnął.

      – Nie wiem – odparł słabym głosem.

      Tego się nie spodziewała. Sympatie stacji telewizyjnych były dobrze znane, a dziennikarzy jeszcze bardziej. NSI przychylnie odnosiła się do Unii Republikańskiej, a Hauer i Bianczi nieraz pokazywali, że łączy ich mocna relacja.

      – Mówisz poważnie? – odezwała się Kitlińska.

      – Tak. Ta sprawa naprawdę sięga dalej, niż sądzisz.

      – Co jest w tej notatce?

      – Sama zobaczysz – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Za godzinę na tyłach Muzeum Wojska Polskiego, pasuje?

      Anita znajdowała się niedaleko, miejsce wydawało się odpowiednie. O ile w okolicy mogli kręcić się przechodnie, o tyle na schodach na niewielkiej skarpie ona i Bianczi nie powinni nikogo spotkać.

      – Pasuje – odparła.

      – Do tego czasu uważaj na siebie.

      Kitlińska rozejrzała się uważnie, jakby rzeczywiście istniał jakiś powód, dla którego powinna zachować ostrożność.

      – Nic mi nie grozi – zauważyła.

      – Mylisz się.

      Znów zaległa chwilowa cisza.

      – Obserwują mnie – dodał Bianczi. – I przypuszczam, że od teraz ciebie też.

      Zanim zdążyła dopytać o cokolwiek, rozłączył się. Spojrzała na zegarek, a potem podniosła się i powoli ruszyła w kierunku muzeum. Nie mogła opędzić się od myśli, że w głosie Biancziego brakowało wahania, które pozwalałoby sądzić, że dziennikarz się myli.

      Rozdział 3

      Po tym, jak Straż Marszałkowska zamknęła część korytarza prowadzącego do sejmowego gabinetu prezydenta, Patryk i Milena nie musieli się obawiać, że usłyszy ich przypadkowy reporter.

      Oboje zapewnili się, że wszystko poszło zgodnie z planem – zarówno Kitlińska, jak i politycy innych partii nie sprawiali wrażenia, jakby mieli zamiar robić problemy. Bogiem a prawdą, na jakąkolwiek interwencję było już za późno.

      Teresa Swoboda przejęła władzę, nic nie mogło tego zmienić. A przyznanie przez kilku parlamentarnych wyjadaczy, że zostali w prosty sposób ograni, byłoby dla nich właściwie politycznym samobójstwem.

      Patryk spoglądał na żonę, dostrzegając na jej twarzy wyraźną satysfakcję. Tak naprawdę to ona jako jedyna zachowała w krytycznym momencie zimną krew. To jej pomysłem było, by przekonać Chmala do jedynego sensownego posunięcia. Zaapelowali do jego poczucia obowiązku i utwierdzili go w przekonaniu, że jeśli nie zdecydują się na ten niewielki fortel, w kraju zapanuje chaos. Szef BBN-u nie miał wyjścia – tym bardziej że Rosjanie i Białorusini rzeczywiście zmobilizowali kilka dywizji. Byli gotowi wejść w każdej chwili, choć z pewnością bacznie obserwowali wszystkie ruchy ze strony NATO.

      Tym razem Mil nie prowadziła wózka Hauera. Szła obok, co uważny obserwator z pewnością wziąłby za symptomatyczne.

      – Nie mogło pójść lepiej – odezwała się.

      – Co?

      – Mówię, że…

      – Słyszałem, co powiedziałaś – wpadł jej w słowo Patryk, zatrzymując wózek.

      Żona

Скачать книгу