Nasze małe kłamstwa. Sue Watson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nasze małe kłamstwa - Sue Watson страница 14
Obserwuję, jak Caroline odjeżdża, i oddycham z ulgą, próbując nie wyobrażać sobie jej roztrzaskanego wozu u podnóży smaganych wiatrem klifów. Simon zdaje się jej w ogóle nie widzieć, a jeśli tak, to nie daje nic po sobie poznać. Poza tym jest zbyt zajęty nakazywaniem chłopcom, żeby „szli, a nie biegli”. Mięśnie szczęk drgają mu z napięcia i widzę przez chwilę prawdziwą osobę kryjącą się za uśmiechniętym czarusiem, którego mieli okazję poznać przygodni klienci przy kasie.
– Simon, daj spokój. Pozwól im rozładować trochę energii – mówię cicho.
Odwraca się do mnie gwałtownie.
– Co takiego?
– Oni zwyczajnie chcą pobiegać. Zachowują się po prostu jak… chłopcy.
– Ach, cóż, zatem nie ma sprawy, tak? Pewnie to właśnie mówią matki złodziei i morderców. „Zachowują się po prostu jak chłopcy” – mówi jękliwym głosem, prawdopodobnie przedrzeźniając mnie. Nie odpowiadam. Nie ma sensu. – Może gdybyś zwracała większą uwagę na zachowanie naszych dzieci, a mniejszą na moje… – syczy ciszej.
Ale ja nie mogę. Muszę go obserwować. Jestem zmuszona do podsłuchiwania jego rozmów telefonicznych i sprawdzania jego esemesów, bo jeśli tego nie zrobię, wszystko się rozpadnie i nastąpi koniec naszej rodziny.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Po raz pierwszy zaczęłam podejrzewać Simona o zdradę, zanim zostaliśmy małżeństwem. Było to na dwa tygodnie przed ślubem. Poszedł na drinka po pracy i pojawił się w domu pijany, o czwartej nad ranem. Odchodziłam od zmysłów i byłam bliska rozpaczy, ale on powiedział, że to nic takiego, zwykła noc spędzona z kolegami, która przedłużyła się bardziej, niż się spodziewał. Ale ja mu nie uwierzyłam i następnego dnia z płaczem błagałam go o powiedzenie mi prawdy. Po prostu wiedziałam. Zmęczony moją histerią i widząc, że nie zamierzam odpuścić, wreszcie przyznał się do lekkiej paniki, jaką zaczął odczuwać w związku z myślą o niedługiej przyszłości. Opisał pełen alkoholu wieczór z kolegami i z poczuciem winy wyznał, iż w którymś momencie zaczął rozmawiać z młodą pielęgniarką z oddziału chirurgicznego i zagadali się do wczesnych godzin porannych. Powiedział, że lubi tę kobietę i nic więcej. Zaklinał się, że do niczego nie doszło, ale ja byłam tak zdruzgotana, że zagroziłam odwołaniem ślubu. Dzięki Bogu, Simon porozmawiał ze mną, udowodnił, że naprawdę mu na mnie zależy, i przekonał mnie, że zaprzepaszczę cudowną przyszłość.
– Będę ci to wynagradzał każdego dnia naszego wspólnego życia – obiecał szczerze. – Uwielbiam cię i nigdy nie mógłbym mieć kogoś innego. Nigdy. Jesteś księżycem moich gwiazd.
Serce mi zmiękło na te słowa. Było to dokładnie to, co chciałam usłyszeć, co potrzebowałam zrozumieć. Poza tym, jak dodał później, zupełnie przesadziłam z reakcją. Chociaż zastanawiam się, czy przypadkiem nie usłyszałam tego, co chciałam, i nie pogrzebałam wszelkich podejrzeń tak głęboko, że nawet nie zdawałam sobie sprawy, iż nadal we mnie żyją: te obawy, że mógłby zostawić mnie w każdym momencie. Że mógłby mieć każdą kobietę, której zapragnie. Nawet teraz czułam, jak ta myśl niszczy nasze małżeństwo od środka, zmieniając to, kim moglibyśmy się stać, gdybym potrafiła naprawdę zapomnieć o przeszłości.
Trzymanie go u boku, pilnowanie bezpieczeństwa naszej rodziny to syzyfowa praca. Oczywiście to nie wina Simona, że codziennie natyka się na pokusy – kobiety zawsze padały mu do stóp. Jest przystojny, inteligentny, dowcipny i czarujący. Potrafi sprawić, że kobieta czuje się przy nim jak bogini. Wiem, jak to jest, bo kiedyś ja też tak się czułam. Nawet teraz, mimo tego, co się wcześniej zdarzyło, oddałabym wszystko, żeby znów to poczuć. Po tym, co przeszliśmy, po wszystkich potwornościach, jakie padły z naszych ust, wystarczy jedna pieszczota, jedna noc, abym z powrotem poczuła się jak w dniu ślubu, skryta za welonem przed wszystkimi naszymi kłamstwami.
Gdybym tylko mogła znów się tak poczuć… Spędziłam jednak nasze małżeństwo w stanie paranoi, wyobrażając sobie, że konkuruję ze sprzedawczyniami, barmankami, a nawet moimi najlepszymi przyjaciółkami. Źle osądzałam, przesadnie reagowałam, a były też chwile, o których nie chcę nawet myśleć, a w których zachowywałam się jak dzikie zwierzę – „przekupka” i „dzikuska”, jak to określił Simon. Musieliśmy się przeprowadzać kilka razy, Simon zmieniał szpitale i to wszystko moja wina. Jestem nawet notowana. Czy ktoś słyszał o żonie chirurga z kartoteką kryminalną? Stałam się istnym ciężarem, tak twierdzi Simon i ma rację. Nie jestem żoną, na jaką zasługuje, ani matką, na jaką zasługują jego dzieci. Bo jaka matka robi to, co ja zrobiłam? Dlaczego on w ogóle jeszcze ze mną jest? Kocham mój dom i moją rodzinę, ale nie mogę się nimi cieszyć, ponieważ całe dnie spędzam, zamartwiając się tym, że nie jestem wystarczająco dobra dla Simona, że w końcu znajdzie sobie kogoś lepszego i mnie zostawi. Dlatego zawsze jestem czujna. Myślałam, że poradziłam sobie z tym, ale mój demon znów mnie dopadł i tym razem ma na imię Caroline.
Po latach terapii naprawdę sądziłam, że wreszcie nauczyłam się żyć z poczuciem żalu, winy i z wyimaginowanymi zdradami Simona. Przeprowadzka tutaj, na tę ulicę bogaczy, pełną eleganckich georgiańskich domów z oknami po obu stronach wejścia dobrze mi zrobiła. Teraz jednak zaczynam się zastanawiać, czy kiedykolwiek uda się nam zapomnieć o tym, kim jesteśmy, i zostawić za sobą ból, który ze sobą dźwigamy. Pobyt tutaj przypomina mi również to, kim kiedyś byłam. Moja mama mieszkała całkiem niedaleko i całe moje dzieciństwo spędziłam w tej okolicy, chociaż po drugiej stronie płotu. Mieszkałam z rodziną zastępczą zaledwie kilka przecznic stąd i często w drodze do i ze szkoły mijałam te domy, z których jeden należy teraz do mnie. Widząc ten inny świat, wyobrażałam sobie, jak wygląda życie w tych cudownych domach, rozświetlonych lampami w chłodne zimowe wieczory, idealna rodzina z dobrymi rodzicami, ogień migoczący w palenisku, gorące bułeczki na kolację. A teraz, w naszym pięknym domu przy Garden Close numer 5, z eleganckim, zadbanym trawnikiem, symetryczną alejką i dwoma wawrzynami przy drzwiach, zaczęłam się czuć, jakby wreszcie mi się udało, jakbym zaczęła przynależeć do tego świata. Nikt nie zamierzał mnie stąd odesłać, nikt nie planował odejść – wszystko to należało do mnie. Byłam tu bezpieczna. Aż do teraz – do czasu Caroline.
Nasza teraźniejszość zostaje uformowana przez przeszłość, obawy, brak pewności, stratę. Dlaczego nie potrafię zignorować moich najnowszych obaw i zamiast tego cieszyć się tym, co mam? W przeszłości, kiedy byłam chora, sadziłam róże, szorowałam kuchnię i piekłam gigantyczne ilości organicznego chleba, żeby nie myśleć o kolejnych wyobrażonych sobie kochankach Simona. Ale tym razem jest inaczej. Caroline jest inna. Nie przypomina mi tamtych kobiet. Jest tutaj cały czas, w mojej głowie, w mojej kuchni i im bardziej szoruję i poleruję, tym wyraźniej widzę jej twarz odbijającą się w lśniących blatach kuchennych i czuję zapach jej perfum w aromacie świeżo upieczonego chleba. Mam wrażenie, jakbym za chwilę miała wszystko