Nasze małe kłamstwa. Sue Watson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nasze małe kłamstwa - Sue Watson страница 10
Wysokim głosem wrzeszczę, żeby PRZESTALI, PRZESTALI… zapominając, że odkręciłam szybę i że wścibski stary Michael z sąsiedztwa właśnie wynosi śmieci. Spogląda na mnie jak na wariatkę – ale ja nią nie jestem. Nie jestem. Dzieci nawet mnie nie usłyszały. Ostatnio nikt mnie nie słyszy, poza Michaelem, który nadal się na mnie gapi. Mam ochotę ryknąć na niego jak dzikie zwierzę, ale z gardła wydobywa mi się piskliwy skrzek: „PRZESTAŃCIE”.
Charlie wykorzystuje swoje skrzypce jako broń przeciw Alfiemu, który dla odmiany używa pięści (na szczęście jego wielka wiolonczela jest w bagażniku, więc nie ma do niej dostępu w ramach użycia jako oręż). Sophie krzyczy na nich obu, usiłując zabrać skrzypce. Drzwi do domu otwierają się i zasycha mi w ustach.
– Co to za hałasy? – Głos Simona przebija się przez wrzask. Jest spokojny, neutralny. Czy naprawdę się nie zdenerwował, czy po prostu jest świadomy obecności sąsiadów? Co on, na Boga, sobie pomyśli, wracając do domu, gdzie zamiast posiłku wita go taki chaos? Jeżeli miał stresujący dzień, ciężką operację lub, Boże broń, jeśli ktoś umarł, nie będzie w nastroju na te rozgrywające się przed domem cyrki.
Oddycham głęboko, powoli podnoszę wzrok i, ku mojej ogromnej uldze, widzę, że się uśmiecha. Mam ochotę go przytulić.
Szybko zbieram się w sobie i wysiadam z samochodu, starając się przybrać minę, jakbym przed chwilą nie piała jak wściekła kura i jakby wszystko było pod kontrolą.
– Chodźcie, chłopcy. – Ruszam w kierunku Simona, zamykając pilotem samochód. – Przepraszam cię, kochanie, zwariowane popołudnie. Nie zaczęłam jeszcze nawet robić obiadu… – terkoczę.
– Dlaczego nie? – Nagle nie potrafię odczytać jego miny.
Przełykam nerwowo ślinę.
– Dlatego… dlatego… że dopiero co wróciłam, kochanie… a dzisiaj rano powiedziałeś, że sala operacyjna… numer 33 jest zarezerwowana na osiem godzin…
– Doprawdy? – Spogląda na mnie z pełnym zwątpienia uśmiechem na twarzy. Nie jestem pewna, co to znaczy, i nie wiem, jak zareagować.
– Sala operacyjna numer 33? Cóż, wydajesz się wiedzieć o tym więcej niż ja – odpowiada lekkim tonem, a ja widzę, jak lekko drgają mu mięśnie szczęk.
Dzieci przebiegają koło nas po ścieżce i ruszamy za nimi. Simon przepuszcza mnie, żebym weszła do domu jako pierwsza. Dziękuję mu, wykorzystując sposobność, aby spojrzeć mu w twarz. Nadal nie jestem w stanie go rozszyfrować. Kiedy ruszamy razem korytarzem za dziećmi, zatrzymuje się raptownie i odwraca się do mnie. Nagle wyciąga rękę, a ja stoję, czekając na to, co za chwilę się wydarzy.
– Hej, jesteś dziś wieczór trochę nerwowa, Marianne – mówi łagodnie.
Nie komentuję, nie daję nic po sobie poznać. Nie próbuję nawet czuć. Robię po prostu to, co zwykle: stoję i czekam. Simon powoli unosi dłoń w kierunku mojej twarzy, a ja wstrzymuję oddech, zdając sobie nagle sprawę, że dzieci w kuchni umilkły.
– Tato. – Sophie wychodzi na korytarz. – Miałam dzisiaj klasówkę z francuskiego. Dziewięćdziesiąt osiem procent poprawnych odpowiedzi. – Wiem, co robi. Wcale nie miała dzisiaj klasówki z francuskiego. Kocham ją za to, ale nie chcę, żeby się w to mieszała. Pragnę w tej chwili jedynie, żeby dzieci zniknęły i niczego nie zobaczyły.
Simon uśmiecha się do Sophie.
– Doskonała robota, kochanie. – Kiedy odwraca się do mnie, jego dłoń dotyka mojej twarzy. Gładzi mój policzek wierzchem dłoni, leciutko niczym dotyk pajęczyny, i przez chwilę nie mam pojęcia, dokąd to wszystko zmierza. Myślę, że on również.
Sophie stoi nieruchomo, przyglądając się.
– Mówisz, że w ogóle jeszcze nie zaczęłaś szykować obiadu? – powtarza powoli, niemal szeptem.
– Nie… przepraszam… ja…
Wpatruję się w jego twarz, szukając wskazówki. Jestem zagubiona i Simon, świadomy tego, utrzymuje swoją pokerową minę jeszcze przez kilka koszmarnych sekund. Powoli podnoszę wzrok i spoglądam mu w oczy. Widzę cień niezdecydowania, aż wreszcie jego usta wykrzywiają się w pobłażliwym uśmiechu. Szybko odwracam się do Sophie, która stoi niczym wrośnięta w ziemię i wygląda, jakby przestała oddychać.
– Nie ma obiadu, Marianne? – mruczy Simon.
Walcz lub uciekaj.
Przenosi powoli wzrok na Sophie, a potem znów na mnie.
– W takim razie… – Spogląda mi w oczy i w takich chwilach wydaje mi się, że potrafi zajrzeć mi do umysłu. – Może wybierzemy się do tej nowej pizzerii na mieście?
Oddychaj.
Mam ochotę rozpłakać się z radości. Serce przepełnia mi ulga, wdzięczność i miłość.
Potakuję energicznie głową, jak dziecko, obejmując go w talii i wtulając się w niego. Simon śmieje się niczym tolerancyjny ojciec. Dzisiejszy wieczór mimo wszystko będzie dobry.
ROZDZIAŁ TRZECI
Wiem, że jeszcze nie do końca wyzdrowiałam, ale biorę leki. Powinnam zażywać je wieczorem, przed pójściem spać, jednak muszę przyznać się do eksperymentowania z godzinami. Właśnie przez to czasem jestem roztargniona i zdarza mi się źle interpretować różne sytuacje. Może więc wszystko to sobie tylko wyobrażam, ale kiedykolwiek jesteśmy razem z Simonem, wytwarza się specyficzna atmosfera.
Czy ja to sobie wymyśliłam? Czy sama to kreuję?
Wczoraj stałam w kuchni, przyglądając się, jak Simon gra w ogrodzie w piłkę nożną z bliźniakami. Był bramkarzem i za każdym razem, gdy któryś z chłopców kopał piłkę, rzucał się tygrysim skokiem na trawę, robiąc głupie miny i udając, że zwala się na ziemię jak kłoda. Chłopcy ryczeli ze śmiechu i przyglądając się im przez okno, czułam miłość wypełniającą moją pierś. Nigdy nie miałam ojca, ale moje dzieci go mają. Ojca, który wspaniale się nimi zajmuje – i Sophie, chociaż teraz, kiedy jest nastolatką, opieka nad nią stała się nieco bardziej skomplikowana. Simon i Sophie cudownie się rozumieli, kiedy była mała. Simon był w niej całkowicie zakochany. Nadal jest i na pewno ten fakt bardzo się przyda teraz, gdy poruszamy się po burzliwych nastoletnich wodach. Simon jest dobrym ojcem i wydaje się mieć świetny kontakt z dziećmi – podobnie jak ja, kiedy jestem z nimi sama. Gdy jednak jesteśmy wszyscy razem, ostatnio mam wrażenie, że odstaję od mojej rodziny. Zupełnie jakbym do nich nie pasowała. Zastanawiam się, czy to tylko moje emocje, choroba, leki, czy też coś innego… A może to Caroline?
Jestem jak detektyw usiłujący rozwiązać