Wisznia ze słowiańskiej głuszy. Aleksandra Katarzyna Maludy
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wisznia ze słowiańskiej głuszy - Aleksandra Katarzyna Maludy страница 5
Nie czekali na niego. Rua popatrzył za nimi, a potem podjechał do wozu, rozsunął skóry tworzące nad nim mały czum. Dziad nie spał.
– No? – zaskrzypiał.
Dziad stary był. Śmierć chyba o nim zapomniała, bo żył na tym świecie już więcej niż sto lat. Tak podejrzewał. Dużo widział, dużo wiedział. Jego mądrość jeszcze trzymała tych ostatnich na stepie Hunów przy życiu. Ale gadać nie lubił. Tylko głową pokiwał, kiedy Rua zdał mu ze wszystkiego sprawę. I nic nie powiedział. Nie było co tak milczeć, więc chłopak ruszył za innymi. W grabieży każda para rąk się przyda.
Ciemność i cisza panowały w izbie. Dzieciaki spały w kobiecym kącie, lekko posapując, chłopy pochrapywały basowo, a baby cienko. Tylko Stary leżał bez ruchu, a Jaga siedziała koło niego zgarbiona, z rękami dla ciepła złożonymi między udami. Ktoś mógłby pomyśleć, że też śpi, ale ona czuwała. Spod zmrużonych powiek patrzyła na Starego i czekała. Dola nie mogła być głucha na jej zaklęcia, nie mogła przecież dozwolić, by ten pies zszedł ze świata, zanim ona nie powie mu, jak bardzo go nienawidzi!
– Dolo, Dodolo, Rodzanico! Nić wiję, wiję, ziemi grudę biję, biję – mruczała tak cicho, że chyba tylko w głowie jej brzęczały te słowa. – Niech usłyszy mnie zdychający gad!
Charknął, a ona nie poruszyła się, tylko wzrok jej zbystrzał i w ciemnościach rozjaśnianych poświatą przygasających w glinianym piecu bierwion widziała, jak drgają mu powieki. Dusza wracała do niego. Usta zapadnięte z jednej strony w paralitycznym grymasie prostowały się z wolna. Bezwładna ręka próbowała zacisnąć się w pięść. Silny był! Nie zmogła go Mokosz?! Co broni tego parszywca?! Sięgnęła po woreczek z nawęzami15 wiszący na szyi swaka i szarpnęła za rzemyk. Stary nagle otworzył oczy. Jaga widziała, jak rozszerzają się w przerażeniu, więc wysypała na podołek wszystkie jego amulety. Groził jej wzrokiem! Chciał coś krzyczeć, ale z jego gęby wydobywały się tylko gniewne stęknięcia. Wreszcie się go nie bała. Patrząc mu prosto w oczy, zgarnęła jego skarby, podeszła w kąt izby do pieca, rozdmuchała lekko tlący się ognik i wrzuciła wszystko w czerwoną piecową gębę. Prawie wszystko… Rzecz najcenniejszą zostawiła. Żelazo. Przyjrzała mu się bliżej. To mocny amulet, najmocniejszy – żelazne męskie przyrodzenie. Odwróciła się do Starego i na jego oczach włożyła je do swojego woreczka. Ledwie poczuła jego ciężar między piersiami, siła zaczęła krążyć jej razem z krwią. Odwaga, roztropność! Pochyliła się nad psubratem, by dobrze słyszał, co ma mu do powiedzenia.
– Jak gnida żyłeś, jak wesz giniesz! Za moją siostrę, za Wisznię, za mnie samą!
Ściągnęła mu ze łba futrzaną czapę i przycisnęła do jego twarzy. Kopnął parę razy goleniami i było po nim. Szybko! Za szybko! Zajrzała pod czapę. No tak! To nie ona go udusiła, ale własna złość go zabiła. Gęba Starego aż granatowa się zrobiła od krwi, która uderzyła mu do głowy.
– Za mamę? Za mnie? Za ciebie? Co to znaczy, cioto?
Jaga drgnęła. Za nią stała Wisznia i dopytywała o rzeczy, które powinna poznać. Nie pytała o Starego, choć pewnie widziała, co się stało. Jaga wcale się temu nie zdziwiła. Wszystkie kobiety i dziewczyny w chacie życzyły mu, by jak najszybciej zdechł! A o przeszłych rzeczach musiała wreszcie Wiszni powiedzieć. Przyszedł już po temu czas. Wstała, naciągnęła na siebie futrzaną opończę i wyszła na zewnątrz. Dziewczyna za nią. Siadły obie na przeciętym pniu pod chatą. Księżyc stał w pełni. Od południa leniwie sunęły chmury. Pachniało wilgocią i nadchodzącą wiosną.
– Cioto…
Myśli Jagi pomknęły do pewnej nocy. Wtedy też zima miała się ku końcowi i od południa szedł cieplejszy dech. Ona była młoda. Zachodził do niej jeden kowalczyk. Kochała go… Przywoływała w myślach wspomnienia z tamtej tragicznej dla niej nocy.
Dawno to było, kiedy siedzieli razem na pniu, co go chłopi ściągnęli pod klecie16 jeszcze jesienią. Niedługo świt miał nadejść i już szarawą smużką znaczył niebo na wschodzie. Od puszczy szedł wilczy zew.
– Wilcze gody. – Jaga uśmiechnęła się zachęcająco, bo przecież na niego wołali Wilk.
Młodzi byli. Chciała, by ją objął, przytulił, a on zasłuchał się w ten dziki ton.
– Powiadają, że gdzieś tacy żyją, co raz na rok w wilki się przemieniają. Może i ty taki? – Zajrzała mu w oczy zalotnie. Szczęśliwa była, tak siedząc tu z nim.
– Chciałbym. Chciałbym, żebyś i ty taka była. Przemienieni w wilki ruszylibyśmy do puszczy i tyle by nas widzieli.
Patrzył na nią z takim natężeniem, że Jadze ścierpła skóra z nagłego podejrzenia. A może on wie? Może on coś wie? Zapadła się w sobie. Gdzieś znikł zalotny uśmiech. Obrzydliwa codzienność znowu objęła ją swoimi mackami i nie pomagała nawet jego obecność. Bo Jaga była siostrą Mlady, żony Starego. Ojciec oddał mu Mladę w któryś szczególnie ciężki przednówek, a potem zginął w potyczce z obcymi. Kiedy zabrakło opiekuna, do wyraju17 poszła reszta rodziny i Jaga znalazła się na łasce Starego. Najpierw była z tego zadowolona, bo w jego chacie panował największy dostatek w osadzie. Głodu tam nie znano. Niestety kiedy Mlada zaciążyła, a jej brzuch stawał się coraz większy, Stary zaczął włazić na wszystkie inne kobiety w chacie. Zresztą robił to podobno i przedtem. W owym czasie szczególnie upodobał sobie Jagę.
– Nie chciałabyś… Boisz się… – westchnął Wilk, bo zupełnie nie tak zrozumiał jej milczenie.
Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Nie wiedział, nie domyślał się, nie dotarły do niego żadne ploty! Wszędzie by za nim poszła, kochałaby go w każdej postaci. Już chciała podnieść oczy na miłego, już powiedzieć, że choćby dziś, choćby teraz… że najlepiej zaraz, już! Nie zdążyła.
– Ruchawica przeklęta! Wywłoka! – Stary znalazł się nagle przed nimi i zaczął okładać ją dębową lagą.
– Mój syn z babą tego wszarza?! – Kowal, rodzic Wilka, dopadł ich w tym samym momencie.
Kto śledził Jagę i Wilka? Kto chciał się wkraść w łaski jednego albo drugiego z ojców? Bo skłócić się obu bardziej już nie dało. Wilczur przed całą osadą oskarżył kiedyś Starego o kradzież, Stary bronił się, jak mógł, ale ani jeden, ani drugi nigdy nie powiedział, co by to być mogło ta skradziona rzecz, a tylko warczeli na siebie wiecznie i gołymi rękami gotowi byli się dusić. Widać ważne to – tyle tylko zdążyła pomyśleć wtedy Jaga. Kowal zgarnął syna do kuźni, a Stary póty tłukł Jagę lagą, póki się ruszać przestała. Jednak nie utłukł jej na śmierć. Dowlokła się nad ranem do chaty.
Stary tylko zerknął na nią i warknął:
– Następnym razem jego ubiję! Słowem się do kowala odezwiesz, to klnę się na Peruna, że jego ubiję!
15
słowiański amulet
16
komórka, prowizoryczne pomieszczenie
17
W wierzeniach słowiańskich jest to kraina, do której odlatują na zimę ptaki utożsamiane z duszami zmarłych. Bram wyraju strzegł Weles.