Milczenie owiec. Thomas Harris

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Milczenie owiec - Thomas Harris страница 6

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Milczenie owiec - Thomas Harris

Скачать книгу

go nie widziałam.

      – Chyba nie ma mi pani za złe tego żartu, pani inspektor? To się nazywa „wyciąć komuś niezły numer”.

      W ciszy, która zapadła, słyszała bicie własnego serca. Zaryzykowała.

      – Może lepiej zajmiemy się innymi pana numerami. Mam ze sobą kwestionariusz…

      – Nie. Nie, to było głupie i niewłaściwe. Nigdy nie można się odgryzać, kiedy chce się kogoś podejść. To, że zrozumiała pani dowcip i odcięła się, sprawia, że rozmówca na chwilę zostaje wytrącony z równowagi. To z kolei ma negatywny wpływ na jego nastrój. Wszystko opiera się na nastroju. Szło pani bardzo dobrze, pani zachowanie nacechowane było uprzejmością, we właściwy sposób reagowała pani na moją uprzejmość, zdobyła sobie pani moje zaufanie, powtarzając wiernie to, co powiedział Miggs, choć z pewnością było to niekomfortowe. A potem jak pięścią między oczy wali mnie pani swoim kwestionariuszem. Tak się nie robi.

      – Doktorze Lecter, jest pan doświadczonym psychiatrą, klinicystą. Sądzi pan, że jestem na tyle głupia, żeby próbować wytrącać pana z równowagi? Proszę o trochę więcej zaufania. Zwracam się do pana, żeby odpowiedział pan na pytania kwestionariusza, a pan albo to zrobi, albo nie. Czy stanie się panu coś złego, jeśli rzuci pan na to okiem?

      – Czytała pani ostatnio jakieś materiały opublikowane przez sekcję behawioralną, inspektor Starling?

      – Tak.

      – Ja również. FBI postąpiło głupio, odmawiając mi prenumeraty „Law Enforcement Bulletin”, ale i tak otrzymuję go z drugiej ręki. Mam również „News” z John Jay, a także czasopisma psychiatryczne. Seryjnych morderców dzieli się tam na dwie kategorie: zorganizowanych i niezorganizowanych. Co pani myśli o tym podziale?

      – No cóż… myślę, że jest zasadniczy. Oczywiście, że…

      – Jest symplicystyczny, tego słowa chciała pani chyba użyć. Większość psychologii to dziecinada, a ta uprawiana w sekcji behawioralnej niczym nie różni się od frenologii. Zacząć trzeba od tego, że ta dyscyplina nie dysponuje odpowiednim materiałem ludzkim. Proszę iść na jakikolwiek wydział psychologii i popatrzeć, kim są studenci i wykładowcy. Spotka pani albo zwariowanych amatorów krótkofalowców, albo innych zapaleńców z wyraźnymi zaburzeniami osobowości. A i tak są to akurat ci najzdolniejsi. Zorganizowani i niezorganizowani… wymyślił to kompletny dupek.

      – A jak pan by zmienił tę klasyfikację?

      – W ogóle bym nic nie zmieniał.

      – À propos publikacji, przeczytałam pańskie artykuły o uzależnieniu chirurgicznym i o mięśniach mimicznych prawej i lewej strony twarzy.

      – Istotnie, są pierwszorzędne – oznajmił doktor Lecter.

      – Takie jest też moje zdanie i zdanie Jacka Crawforda. To on mi je wskazał, co jest jednym z powodów, dla których tak bardzo mu zależy na pana współpracy…

      – Staremu stoikowi Crawfordowi na czymś zależy? Musi być bardzo zajęty, jeśli szuka pomocy u studentek.

      – Jest zajęty i pragnie…

      – Zajęty Buffalo Billem.

      – Tak sądzę.

      – Nie. Nie „tak sądzę”, pani inspektor. Wie pani świetnie, że chodzi o Buffalo Billa. Myślałem, że może Jack Crawford przysłał panią, żeby mnie o niego zapytać.

      – Nie.

      – Więc nie pracuje pani przy tej sprawie?

      – Nie. Przyszłam do pana, ponieważ potrzebujemy…

      – Co pani wie o Buffalo Billu?

      – Nikt nie wie o nim zbyt dużo.

      – Czy w gazetach było wszystko, co wiecie?

      – Tak myślę. Doktorze, nie oglądałam żadnych zastrzeżonych materiałów na ten temat, moim zadaniem jest…

      – Ilu kobiet użył Buffalo Bill?

      – Policja odnalazła pięć.

      – Wszystkie obdarte ze skóry?

      – Tak, częściowo.

      – Gazety ani razu nie wyjaśniły, dlaczego tak go nazwano. Wie pani, dlaczego mówią na niego Buffalo Bill?

      – Tak.

      – Proszę mi powiedzieć.

      – Powiem panu, jeśli rzuci pan okiem na kwestionariusz.

      – Dobrze, rzucę, i na tym koniec. A więc dlaczego?

      – Ktoś w wydziale zabójstw Kansas City głupio sobie zażartował i stąd się to wzięło.

      – Tak…?

      – Nazwali go Buffalo Billem, ponieważ zdziera skórę z torsów.

      Clarice pomyślała, że ma do wyboru: okazać przerażenie albo potraktować to, co powiedziała, żartobliwie. Wybrała przerażenie.

      – Proszę mi przesłać kwestionariusz.

      Położyła na wózku niebieski formularz. Siedziała nieruchomo, podczas gdy Lecter szybko przerzucał kartki. Położył je z powrotem na wózek.

      – Och, pani inspektor, czy naprawdę sądzi pani, że podda mnie sekcji za pomocą tego błękitnego małego instrumentu?

      – Nie. Sądzę, że może pan wniknąć w samego siebie i posunąć do przodu nasze badania.

      – A z jakiego powodu miałbym to zrobić?

      – Z powodu ciekawości.

      – Ciekawości czego?

      – Dlaczego jest pan tutaj. Co się panu przydarzyło.

      – Nic mi się nie przydarzyło, pani inspektor. Sam stanowię o swoim losie. Nie możecie zredukować mnie do splotu określonych okoliczności. Zrezygnowaliście z kryteriów dobra i zła dla behawioryzmu. Założyliście wszystkim moralne pieluszki. Nic nie jest nigdy, według was, czyjąkolwiek winą. Niech pani spojrzy na mnie, pani inspektor. Czy ośmieli się pani powiedzieć, że jestem zły? Czy jestem zły?

      – Sądzę, że jest pan destruktywny. To dla mnie to samo.

      – A zatem zło jest tylko destrukcją? W takim razie, jeśli to takie proste, sztormy są także złem. Pożary, gradobicia. Towarzystwa ubezpieczeniowe podciągają to wszystko pod kategorię klęski żywiołowej. Taka była wola Boga.

      – Niech pan pomyśli o…

      – Dla zabicia czasu kolekcjonuję zdjęcia zniszczonych kościołów. Czy oglądała pani fotografię kościoła, który

Скачать книгу