Obcym alfabetem. Grzegorz Rzeczkowski
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Obcym alfabetem - Grzegorz Rzeczkowski страница 7
Pewne jest jedno – urządzeń służących do nagrywania gości Sowy nigdy nie odnaleziono. To mówi wiele o służbach, które wyjaśniały tę sprawę, ale również o tym, jak przygotowana była operacja podsłuchowa.
Łukasz N. w końcu pękł – pięć dni po zatrzymaniu przez ABW. Stało się to po spotkaniu z funkcjonariuszami Centralnego Biura Śledczego Policji. Spotkaniu, które również wywołuje wiele pytań i wątpliwości. Przede wszystkim ze względu na okoliczności, w jakich do niego doszło, oraz na wydział, który zajął się „kelnerem”. Znajdujące się w aktach sprawy informacje rzucają na te okoliczność nowe światło.
Do dziś zagadką jest, dlaczego CBŚP, w sytuacji gdy sprawę prowadziła ABW, postanowiło samo wejść do akcji? Z ustaleń sądu wynika, że inicjatywa wyszła od Rafała Derlatki, zastępcy dyrektora CBŚP. Do policjantów miały dotrzeć informacje, że zagrożone może być życie zarówno Marka Falenty, jak i obu współpracujących z nim „kelnerów”. Przy czym tylko w przypadku Falenty funkcjonariusze identyfikowali to zagrożenie jako pochodzące od kogoś, kto mógłby chcieć pozbawić go życia. W przypadku kelnerów jest tylko mowa o zagrożeniu, bez wskazania źródła.
Derlatka polecił swoim podwładnym, w tym naczelnikowi wydziału do spraw zwalczania aktów terroru Mariuszowi P., dotrzeć do całej trójki. Policjanci zaproponowali im „opiekę” w ramach programu ochrony świadków. Falenta po konsultacji z prawnikami się nie zgodził, drugi z „kelnerów”, Konrad Lasota, wyraził zgodę, ale po kilku tygodniach się wycofał, na ochronę przystał Łukasz N. Czy rzeczywiście ktoś planował zabić Falentę, a jeśli tak, kto i w jaki sposób, do dziś nie wiadomo. Tak samo nie wiadomo do końca, czy innym kelnerom ktoś groził. Nawet przed sądem policja zasłoniła się tajemnicą. Nie da się więc ocenić, na ile realne było to zagrożenie. O ile istniało. Faktem jest, że choć Falenta nie skorzystał z ochrony, a Lasota w końcu z niej zrezygnował, żadnemu nic się nie stało. Nie wiadomo nawet, czy kierowano wobec nich jakieś pogróżki.
Podczas procesu organizatorów afery podsłuchowej zeznający oficer CBŚP Mariusz P. opowiedział11, w jakich okolicznościach doszło między innymi do objęcia „opieką” Łukasza N. Po otrzymaniu polecenia od Derlatki pojechali z drugim funkcjonariuszem do mieszkania „kelnera”, który mieszkał wówczas dosłownie kilka kroków od Sowy, na cichym osiedlu nowych bloków na warszawskich Siekierkach.
Policjanci nie powiedzieli N., że jego życie może być zagrożone, ale zapytali go, czy nie czuje się zagrożony w związku z tym, co piszą o nim media w kontekście afery. Menedżer nie wpuścił ich do mieszkania, rzekomo z obawy, że ktoś podszywa się pod policjantów. Powiedział, że czuje się zagrożony, bo „wiele osób za nim jeździ”, a ktoś nawet dzień wcześniej zajechał mu drogę, gdy prowadził samochód. N. miał nawet twierdzić, że gdyby policja przyszła do niego godzinę później, to powiesiłby się, bo „był mocno zestresowany” i „został z tym wszystkim sam”.
Jak zeznał Mariusz P., 40 minut po jego wizycie u N. ten przyszedł „roztrzęsiony” do KGP, mówiąc, że „chce się przyznać do wszystkiego”, czyli do nagrywania polityków razem z drugim kelnerem, Konradem Lasotą, na zlecenie Falenty. Miał za to otrzymać na początek, czyli w wakacje 2013 r. 20 tys. zł, a potem co miesiąc 10 tys., z czego 2,5 tys. przekazywał Lasocie (przy okazji go oszukując, bo miał mu dawać połowę).
Łukasz N. powiedział policjantom, że jest obserwowany i zastraszany. Mówił ogólnie o jakichś ochroniarzach, ale nie wspomniał, kto dokładnie miałby mu grozić i go obserwować. Twierdził, że bał się biznesmenów, których nagrywał, oraz Marka Falenty, który mógłby chcieć wziąć na nim odwet. Czy tak rzeczywiście było, raczej się nie dowiemy. Jeśli ktokolwiek ma tę wiedzę, to tylko policja. Nie wiemy nawet, jak CBŚP oceniło wiarygodność słów Łukasza N.
Jednak osoby dobrze znające Falentę kategorycznie zaprzeczają, by był do czegoś podobnego zdolny. Określają go jako osobę przebiegłą, zdolną do nadużyć, nawet oszustw, ale nie do fizycznego atakowania przeciwników. Poza tym wszyscy przyznają, że Falenta nie grzeszy odwagą. – To typ „pana Bu”. Jak przed takim kimś staniesz i krzykniesz „bu!”, to on bierze nogi za pas. Trochę jak wystraszone dziecko – mówi jedna z osób, która go poznała. – To nie jest człowiek, który jak będzie trzeba, to wstanie i będzie się bił.
Łukasz N. był bardzo zainteresowany tym, co policja może mu zaoferować. „Odpowiedziałem: »dużą koronę«, »małą koronę« oraz czynności ochronne” – mówił naczelnik P. przed sądem [„duża korona” w policyjnym slangu oznacza świadka koronnego, „mała korona” zaś – małego świadka koronnego – przyp. red.]. N. na to przystał i zaczął zeznawać, bo – jak stwierdził – chciał „przyznać się do wszystkiego, ponieważ nagrywał nie tylko to, co było publikowane w mediach, i jest to tzw. bomba”. Dodał też zastanawiające słowa, że „trzeba ratować ten kraj”.
Wróćmy jednak do zeznań, które złożył w sądzie Mariusz P. Było to jesienią 2016 r., a więc już po wygranych przez PiS wyborach i głębokich zmianach, które nowa władza dokonała w służbach. Ten kontekst w jakiś sposób tłumaczy jego „szczerość”, a przede wszystkim jego punkt widzenia na to, dlaczego policja „weszła w szkodę” ABW. „Poprawialiśmy po nich czynności”. I dalej: „podeszliśmy do N. po ludzku; jesteśmy w tym dobrzy”. Zastanawiać może szczególnie pierwsze zdanie. Świadczy ono nie tylko o rywalizacji między służbami, co jest zrozumiałe – wszystkie ważniejsze służby na świecie rywalizują przede wszystkim ze swoimi krajowymi konkurentami, wystarczy wymienić brytyjskie MI5 i MI6 czy rosyjskie FSB i GRU. Rzadko jednak zdarza się taka, która nie tyle otwarcie się do tego przyzna, ile oficjalnie podważy umiejętności drugiej. To kolejny dowód na to, że w tej sprawie służby bardziej rywalizowały ze sobą, nie dzieląc się ustaleniami, niż współpracowały.
Ta wypowiedź w połączeniu ze słowami o „podejściu po ludzku do N.” i objęciem ochroną może jeszcze świadczyć o jednym – że CBŚP niejako „przejęło” go na własność, co więcej – rozpięło nad N. szczelny parasol, który nie tylko ochronił go przed zagrożeniami, lecz także zapewnił swoistą nietykalność. Policja, „prowadząc” go, narzuciła jego punkt widzenia na sprawę, który wyraźnie pobrzmiewa w jego zeznaniach. On zaś, jako główny świadek oskarżenia, mówił wyłącznie o motywacji „biznesowo-finansowej”, co prokuratura „kupiła”, i trzyma się jej konsekwentnie do dziś, pomijając inne wątki – prowadzące do ludzi PiS i rosyjskich służb. Moi rozmówcy z ABW pamiętają tyle, że Centralne Biuro Śledcze bardzo szybko odcięło „abwerę” od Łukasza N. Tak menedżer z restauracji o rosyjskich powiązaniach – o których będzie jeszcze mowa – został głównym informatorem CBŚP w sprawie podsłuchowej i głównym świadkiem oskarżenia, który pogrążył Falentę. Dzięki temu uniknął zresztą odpowiedzialności, a precyzyjniej – sąd zastosował wobec niego, jako tzw. małego świadka koronnego, nadzwyczajne złagodzenie kary.
Jest jeszcze jedna kwestia dotycząca kontaktów N. z CBŚP, która do dziś nie została wyjaśniona – tajemnicza rozmowa poprzedzająca złożenie zeznań przez „kelnera”. Od kilku źródeł słyszałem, że do takiej rozmowy doszło,
11