Wisząca dziewczyna. Jussi Adler-Olsen
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Wisząca dziewczyna - Jussi Adler-Olsen страница 24
Już dziesiąty raz Pirjo czytała ostatnią wiadomość Wandy Phinn, w której ta zapowiadała rychłe przybycie. Pirjo czuła się z tym nieswojo. Nauka o absorpcji natury niewiele mówiła o przeczuciach, ale Pirjo z doświadczenia wiedziała, że nie należy ich lekceważyć.
Tym razem przeczucie zdecydowanie nie było dobre. Za każdym razem, gdy czytała list, rozważała różne scenariusze i prawdopodobne następstwa wejścia tej Wandy Phinn do gry, ale rezultat ciągle był ten sam: bez względu na przyjęty punkt widzenia, mejl tej kobiety wieszczył czystą katastrofę. Bezczelnie zignorowała odmowę przyjęcia na kurs, a teraz wybierała się podbić świat Pirjo i Atu, a na to Pirjo po prostu nie mogła pozwolić. Nie teraz, kiedy popędzał ją zegar biologiczny.
„Dobrze, że to ja rozpatruję wnioski” – pomyślała. Gdyby zobaczył go Atu, pobudziłoby to zarówno jego ciekawość, jak i libido, a ona znała jego słabości lepiej niż ktokolwiek inny. Nie, nie dopuści, by ta kobieta dołączyła do Akademii Absorpcji Natury, bo sprawy wymkną się spod kontroli.
Spojrzała na zegarek i zastanowiła się. Za godzinę dziewczyna w pakiecie ze swoim młodym ciałem i wszystkimi talentami znajdzie się na dworcu głównym w Kalmarze, licząc na to, że Pirjo ustąpi.
Ale tu się myliła.
„Będę improwizować, jestem w tym dobra” – pomyślała.
Wszystko się jakoś ułoży.
Poszła po swój skuter stojący na placyku przed pomostem.
Przez chwilę stała, przyglądając się zanurzonym w wodzie zbutwiałym deskom i wodorostom kołyszącym się przy palach pomostu. Trudno o bardziej sielski widok, a jednak, co zrozumiałe, przywodził na myśl nieprzyjemne skojarzenia. Bo fakty wyglądały tak, że Pirjo już wcześniej doświadczyła niebezpieczeństwa zagrażającego jej egzystencji i ostatnio właśnie tutaj się to skończyło.
Posprzeczała się z jedną z wyznawczyń, którą uznała za niebezpieczną rywalkę. Doszło do krzyków, przepychanek i bijatyki, i sytuacja wymknęła się spod kontroli. Kobieta od paru tygodni stanowiła trwały element wystroju w pokojach Atu i zaczęła naciskać na przejęcie niektórych zadań Pirjo, która oczywiście się w tym zorientowała.
Właśnie zrobiła krok, po którym nie było już odwrotu.
Ich konfrontacja zakończyła się właściwie nieszczęśliwym wypadkiem, ale skoro już się wydarzył, to trudno było o lepsze zakończenie.
Od tamtej pory minęło już parę ładnych lat, a teraz ta Wanda Phinn.
Pirjo spojrzała w stronę akademii i wybrała żwirową ścieżkę biegnącą wokół budynków i sadu. Wprawdzie ta droga była sporo dłuższa niż bezpośrednia prowadząca do szosy, ale za to dyskretniejsza, więc nikt z akademii nie będzie wiedział, kiedy i dokąd pojechała.
Gdyby ktoś potem ją pytał, gdzie była, odpowie, że pojechała na wycieczkę na północ, by się dotlenić i zebrać myśli. Że rozważa nowe pomysły swoich linii telefonicznych i że musi je uporządkować.
Jej nieobecność musiała być zrozumiała i wiarygodna i dopóki nazwisko Wandy Phinn nie pojawiało się w żadnych rozmowach, dopóty tylko Pirjo wiedziała o istnieniu tej kobiety.
Kiedy dzień dobiegnie końca, a ona unieszkodliwi i wyeliminuje Wandę Phinn, przyjdzie czas na Malenę.
Jeszcze nie wymyśliła, jak się z nią rozprawić, tak by nie wiedział o tym Atu, ale jeśli nie stanie się to w miarę szybko, sprawy wymkną się spod kontroli i przybiorą nieciekawy obrót.
Dla Wandy Phinn podróż rozpoczęła się na dobre, dopiero gdy wsiadła do pociągu do Kopenhagi. Lot przypominał wszystkie inne, ale ostatni odcinek pociągiem, prowadzący wśród krajobrazów, których nigdy przedtem nie widziała, był zupełnie baśniowy. Nawet otaczający ją język pochodził jakby ze świata sag, był magiczny, ekscytujący i wywodzący się z minionych czasów.
Widziała, jak wielkie, płaskie połacie gruntów uprawnych ustępują miejsca skalistej ziemi i ciągnącym się kilometrami kamiennym ogrodzeniom, postawionym dawno temu ludzkimi rękami. I nagle czerwone, drewniane domki i ciągnące się w nieskończoność lasy świerkowe. Tu, na tej obcej, cudownej szwedzkiej prowincji odnajdzie swoje królestwo i swój tron. Tutaj pożegna się z dawną sobą i przeszłością, by żyć z Atu do końca swoich dni. Niczego na świecie nie była bardziej pewna.
Wanda dobrze się przygotowała. Skoro jej nie zaproszono, musiała nastawić się na długotrwały opór i niechęć. Ale nawet w takiej sytuacji nie zamierzała się wycofywać, choćby jej kandydaturę odrzucono na dobre. Obwieściła termin swego przybycia w jeszcze jednym mejlu i jeśli ktoś odbierze ją ze stacji, to w porządku, jeśli natomiast nie, to zarezerwowała hotel i miała wystarczająco dużo pieniędzy, by przez parę tygodni dać sobie radę. W końcu doczeka się audiencji, była tego pewna.
– Pierwszy raz w tych okolicach? – spytał siedzący naprzeciwko mężczyzna, gdy zaczęła kręcić się na siedzeniu. Minęli już Karlskronę, więc do Kalmaru zostało zaledwie pół godziny.
Potwierdziła.
Uśmiechnął się.
– Dokąd się pani wybiera?
– Na Olandię. Spotykam się tam z przyszłym mężem – usłyszała własną odpowiedź.
Po twarzy mężczyzny przebiegł cień zawodu.
– Szczęściarz. Można zapytać, kto to taki?
O dziwo, poczuła, że się rumieni.
– Nazywa się Atu Abanshamash Dumuzi.
Zmarszczył czoło, skinął głową i obrócił twarz w stronę przyćmionego światła, spowijającego kolejną wioskę.
Gdy przybyli na stację, pomógł jej wynieść walizkę z wagonu.
– Wie pani, w co się pakuje? – spytał, stawiając bagaż na peronie.
– Dlaczego pan tak mówi? – zdziwiła się. Pewnie kolejny pełen uprzedzeń człowiek, który widzi świat wyłącznie tak, jak nauczono go w domu.
– Jestem dziennikarzem i pracuję tutaj, w Kalmarze. Byłem w ośrodku na Olandii, by przeprowadzić wywiad z tamtejszym guru, i miałem mieszane uczucia. Proszę wybaczyć, to tylko moje subiektywne wrażenie, ale widziałem tam tylko oszustwa i manipulację. Przywódca, Dumuzi, chciał mnie oczarować, ale muszę powiedzieć, że w najmniejszym stopniu mu się to nie udało. Jest pani pewna swojej decyzji?
Skinęła głową. Była pewna bardziej niż kiedykolwiek.
– Dziękuję za pomoc – powiedziała, powstrzymując się od komentarza, i obrała kurs na plac przed budynkiem dworca.
Stała przez chwilę, opierając się o maszt z flagą, i mrużyła oczy od słońca. Tak jak myślała. Nikt po nią nie przyjechał.
„No