Życie za życie. Alex Dahl

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Życie za życie - Alex Dahl страница 9

Życie za życie - Alex Dahl

Скачать книгу

nie była zmęczona, gdybym nie żywiła się posiłkami z plastikowych, podgrzewanych w mikrofali tacek, gdybym biegała po znajdującym się na końcu ulicy torze dla biegaczy, być może mogłabym być piękna.

      Ale jestem taka zmęczona. W tej chwili mam czerwone oczy i mrużę je nawet w przytłumionym świetle padającym znad zlewu w kuchni. Włączam radio i uśmiecham się, gdy zaczynają śpiewać The Supremes. Odwracam lewy nadgarstek, w zamyśleniu gładzę palcem jeden z tatuaży, ten, który mamy razem ja i Noa. Wpatruję się w miękką białą dłoń, a potem biorę leżący przede mną długopis. Rysuję ptasie skrzydło, które wygląda, jakby machało, gdy otwieram i zamykam dłoń.

      Zastanawiam się, co robi Noa. Nie miałam z nią kontaktu od kilku dni, ale to nie jest tak, że moja siostra musi się u mnie meldować. Pewnie dzisiaj gra – jest bardzo popularną DJ-ką i ma mnóstwo pracy.

      W pokoju obok zasnęła moja córka. Każdej nocy budzi się wiele razy, czasami co godzinę. Budzi się z płaczem, a niekiedy z krzykiem. To coś nowego. Denerwuję się tym tak bardzo, że w ogóle ledwo sypiam. Powinnam być już w łóżku, ale ja wolę siedzieć i rozmyślać całymi godzinami, tak długo, aż nie jestem w stanie otworzyć oczu.

      Teraz gra Kate Bush, a ja odwracam stronę w szkicowniku, wygładzam dłonią nową stronę. Już mam zamiar zacząć rysować tępym ołówkiem węglowym, naszkicować siebie taką, jaką widzę w lustrze, a może tylko swoją dłoń, trzymającą delikatne ptasie skrzydło, gdy nagle z drugiego pokoju dobiega mnie dźwięk. Używam słowa „pokój”, ale to tylko pozbawiona okien wnęka wydzielona z salonu. Wstaję, wpatruję się w moją córkę. Porusza się, przewraca głowę z boku na bok, rzuca lewą stopą. Na jej twarzy pojawia się wyraz zdenerwowania, nad brwią zebrał się pot. Wiem, co się teraz wydarzy. Będzie się coraz bardziej rzucać, aż wreszcie pod wpływem koszmarów otworzy oczy i jej głos rozbrzmi w naszym niewielkim mieszkaniu.

      Siadam obok niej i próbuję ją uspokoić, zanim sytuacja się pogorszy. Kładę jedną dłoń na jej ramieniu, a drugą na czole, ale teraz trzęsie się całe jej ciało i nie wiem, co zrobić. Nikt nigdy nie mówił mi, co należy uczynić w takiej sytuacji. Może to kwestia zdrowotna i powinnam to przerwać, ale nie wiem jak, więc tylko siedzę i płaczę. Po kilku minutach Kaia wydaje z siebie gardłowy ryk i siada na łóżku, ciężko dysząc.

      – Nie! – krzyczy i nie reaguje, gdy ją przytulam, gdy gładzę ją po długich, mokrych włosach.

      – Jestem tutaj, skarbie – mówię. – Mamusia jest tutaj.

      – Nie! Nie! – świszczy Kaia, jęcząc w moich ramionach niczym ptak, który zaplątał się w krzak, i zostajemy w bezruchu przez długi czas, ja mocno ją przytulam, aż wreszcie Kaia opada z sił i przewraca się z powrotem na materac. Kładę się obok niej i wyobrażam sobie siebie widzianą z góry. Nieruchomą, tak jakbym została rzucona na plecy z wysokości trzystu metrów, wyczerpana, z wyrazem twarzy takim jak u Kai: mieszaniną udręki i obojętności.

      Rozdział 9

      Alison

      Po kolacji Oliver poszedł na górę do swojego pokoju, a Sindre wybrał się na wieczorne bieganie. Przez długi czas siedziałam wieczorem w salonie przy zgaszonych światłach. Mój mąż wrócił dopiero po kilku godzinach i pewnie wiedział, że tam jestem, ale poszedł prosto na górę, nie zapalając światła. Czekałam, aż na pewno zaśnie, a potem weszłam na piętro. Teraz jest 2:48 nad ranem, a ja siedzę w fotelu przy oknie od trzydziestu siedmiu minut. Twarz Sindrego jest poważna i skoncentrowana we śnie, jak gdyby rozwiązywał zagadki. Na zewnątrz z doliny wieje silny wiatr, który z całych sił rzuca się na domy na samym szczycie wzgórza.

      Osiem żyć, powiedział Oliver. Próbuję wyobrazić sobie osiem osób, obcych, z narządami mojej córki. Inne dzieci żyją, bo ona umarła. Jeśli to, o czym mówił Oliver, jest prawdą, komórki mojego dziecka mogłyby zmienić ciała biorców, wrosnąć w nie.

      Co to oznacza? Co mogłoby to oznaczać? Moja córka była częścią mnie na długo przed tym, jak się urodziła. Powstała z każdej komórki mojego ciała, była odżywiana każdą kroplą krwi. Była ucieleśnieniem mojego serca, nosicielką wszystkiego, czym jestem i czym kiedykolwiek mogłam być. Jest nadal częścią mnie, na zawsze będzie w każdej komórce, ale nie żyje, a to oznacza, że w środku ja też nie żyję.

      Wyobrażam sobie, że jej serce bije w tym momencie, wszyte w klatkę piersiową małego nieznajomego człowieka. Widzę świeżą, czystą krew pompowaną do młodego ciała, niosącą maleńkie cząsteczki mojego własnego dziecka. Wstaję i przyciskam twarz do okna. Gdzieś tam bije jej serce.

      Rozdział 10

      Iselin

      – Nie chcę iść – mówi Kaia. Wiedziałam, że tak będzie. Kucam obok niej i biorę w dłonie jej rączki w rękawiczkach.

      – Ej – mówię. – To zupełnie normalne, że się denerwujesz. Ale będziesz się świetnie bawić, wiem to.

      – Nie.

      – Tak. Pamiętasz, jaką masz miłą nauczycielkę? Nie może się już ciebie doczekać. No i dzieci! Kochanie, to mała klasa, wszystkie dzieciaki wyglądały po prostu cudownie.

      – A co, jeśli będą się ze mnie śmiać?

      – Dlaczego miałyby się z ciebie śmiać?

      – Bo nie wiem tego, co wiedzą one.

      – Och, kochanie. Tyle się już nauczyłaś. Skończyłyśmy już książkę do trzeciej klasy, pamiętasz? Możliwe, że wiesz więcej od nich.

      – Ale one chodzą do szkoły już ponad rok.

      – Tak, ale my uczyłyśmy się dużo w domu. Jesteś na dobrej drodze.

      – Boli mnie serce.

      – Boli?

      – Za szybko bije. Takie bum–bum–bum.

      Sadzam sobie moją dziewczynkę na kolanach i przez długą chwilę ją przytulam.

      – Kaiu, to tylko zdenerwowanie. Daj spokój. Musimy już iść.

      ***

      Pod bramą szkoły Kaia zachowuje się tak, jakby zahartowała się na widok innych dzieci. Niektóre zebrały się na placu zabaw, inne skaczą po wielkich kałużach, a jeszcze inne stoją spokojnie u boku matek. Podbiega do nas mała dziewczynka, którą jak przez mgłę pamiętam z dnia naszych odwiedzin w szkole, i szeroko się uśmiecha.

      – Kaiu – mówi, a moja córka odwzajemnia jej uśmiech. – Chodź! – Kaia puszcza moją rękę i bierze za rękę tamtą dziewczynkę.

      – Pa, mamusiu – mówi z ekscytacją, jej twarz ma zdrowy, jesienny rumieniec. Szybko ją przytulam, a ona się odsuwa i mówi: – Z obu stron, mamusiu. Musimy przytulać się również z drugiej strony. – Przyciska lewy policzek do mojego, a potem odchodzi tak szybko, jak tylko daje radę, cały czas trzymając za rękę swoją nową przyjaciółkę.

      – Pa – szepczę.

      Rozdział 11

      Alison

Скачать книгу