Córki smoka. Andrews William
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Córki smoka - Andrews William страница 19
– Pułkowniku, dostał pan już list od swojej rodziny w Nagasaki? – zapytałam.
– Przyszedł wczoraj.
– To wspaniale. Co u nich słychać?
– Nic, co powinno cię obchodzić.
Narzuciłam na siebie yukatę i ułożyłam się wygodnie w pościeli.
– Kiedy ich pan znów zobaczy? – dopytywałam.
– Nie wiem – odparł. – Nie jestem wróżką. Pewnie nieprędko. Dlaczego pytasz?
– Słyszałam, że wojna się kończy.
Pułkownik zgromił mnie wzrokiem.
– Kto tak powiedział?
– Przepraszam, pułkowniku – powiedziałam. – To tylko głupia plotka.
Skierował wzrok z powrotem na sufit. Założył ręce na nagiej piersi.
– Zjedz trochę amanatsu – rozkazał. – Przywieźli je z Kumamato specjalnie dla oficerów. Na pewno w stacji nie macie takich rzeczy.
Położyłam mu rękę na nodze. Była wilgotna od potu i biło od niej ciepłem.
– Dziękuję, że się pan o mnie troszczy. – Wzięłam do ręki jeden z owoców. – Co się stanie po zakończeniu wojny? To znaczy kiedy Japończycy pokonają Amerykanów?
– To jasne, będziemy rządzić całym kontynentem.
– Oczywiście. Ale co będzie z kobietami do towarzystwa, gdy wojska wrócą do Japonii?
Pułkownik podniósł głowę z poduszki.
– Skąd przychodzą ci do głowy takie pytania? Wyglądam na jasnowidza? Skąd miałbym wiedzieć, co się z kimś stanie po wojnie?
Miał rację. Znowu zadawałam zbyt wiele pytań. Schyliłam głowę.
– Niech pan przebaczy głupiej dziewczynie – powiedziałam.
Pułkownik znów opadł na poduszkę.
– Nie zjadłaś żadnego amanatsu. Jedz śmiało. Jesteś za chuda.
– Dziękuję, pułkowniku.
Gdy obierałam owoc, yukata się rozchyliła, odsłaniając moją pierś. Pułkownik wpatrywał się w nią w milczeniu, więc słyszałam tylko szum wentylatora.
– Nie jem amanatsu o tej porze roku – rzekł, wbijając we mnie wzrok. – Są kwaśne. Zjedz, ile chcesz.
Ponownie zapatrzył się w sufit. Zjadłam kolejny kawałek owocu. Rzeczywiście był kwaśny, ale nie przeszkodziło mi to w zjedzeniu całego.
– Pułkowniku – zaczęłam wreszcie – czy mogę o coś spytać?
– Tak.
– Moja siostra jest w ciąży. Aborcję ma przeprowadzić doktor Watanabe. Proszę, niech ją pan wyśle do szpitala w Pushun. Tam lepiej się nią zajmą.
Pokręcił głową.
– Nie zrobię tego.
– Proszę, niech pan to dla mnie zrobi.
Zamachnął się i zrzucił mnie z łóżka. Upadłam z łomotem na podłogę, a resztki amanatsu potoczyły się po chińskim dywanie.
– Dlaczego miałbym przejmować się losem jakiejś Koreanki? – zdziwił się. – Moim jedynym obowiązkiem jest służyć cesarzowi.
Wstałam na kolana i podpełzłam do niego. Patrzył na mnie dziwnym wzrokiem, gdy uniosłam się lekko i zaczęłam pieścić jego penisa. Nie zadziałało, więc postanowiłam spróbować ustami. Przysunęłam twarz i poczułam odpychający zapach po odbytym wcześniej stosunku.
Pułkownik przechylił się do tyłu i wziął butelkę sake ze stolika.
– To nic nie da – skwitował ze spokojem.
– Proszę, pułkowniku – błagałam. – Zrobię, co pan zechce.
Wyciągnął korek z butelki i sięgnął po szklankę, zupełnie mnie ignorując.
– Zostaw mnie samego. Natychmiast – rozkazał.
Podczas gdy nalewał sobie alkohol, pokłoniłam się, założyłam tabi i zori, a potem wyszłam.
Wlokłam się ze zwieszoną głową, klucząc pomiędzy niskimi tynkowanymi budynkami. Wybrałam tę drogę, by przejść wąską ścieżką obok lecznicy. Zatrzymałam się i przyłożyłam rękę do ściany, za którą prawdopodobnie czekała na aborcję Soo-hee.
Próbowałam. Byłam gotowa na wszystko. Ale zawiodłam i teraz życie onni zależało od sprawności rąk grubego doktora Watanabe.
– Jesteś czysta – powiedział lekarz. Siedziałam z rozłożonymi nogami na łóżku w lecznicy. – Nie mam pojęcia, jak ty to robisz. Jesteś jedyną, która do tej pory nie zaszła w ciążę ani nie złapała żadnej choroby. Masz wyjątkowe szczęście.
Byłam na wizycie kontrolnej. Co miesiąc gruby doktor zakładał lniany kitel, a potem badał mnie, szukając śladów choroby. Żołnierze, gdy korzystali z naszych usług, mieli obowiązek używać prezerwatyw, ale przez problemy z zaopatrzeniem zmuszano nas do ich mycia i używania, dopóki nie pękły. Zwykle starczały tylko na dwa albo trzy razy i wszystkie dziewczęta oprócz mnie były na coś chore. Może grzebień matki jednak mnie ochronił.
– Proszę pana – poprosiłam, wstając z łóżka i zakładając bieliznę – czy mogę spotkać się z moją siostrą przed jutrzejszym powrotem żołnierzy? Będę wtedy już zbyt zajęta, żeby ją zobaczyć. Leży piętro wyżej, to zajmie tylko chwilę. Proszę, niech mi pan pozwoli.
– Nie. Czuje się bardzo źle i nie może nikogo widzieć – odparł lekarz znad umywalki.
– Proszę pana, to moja siostra.
– Nie dyskutuj, mała – rzucił przez ramię. – Powiedziałem „nie”.
Schyliłam głowę.
– Wszystko z nią w porządku? Wyzdrowieje?
– Ma krwawienie wewnętrzne – odrzekł, wycierając w ręcznik dłonie. – Nie mam czasu, żeby przeprowadzić operację. Umrze, jeśli samo jej nie przejdzie.
Czułam, jakby ktoś kopnął mnie z całej siły w brzuch. Zamarłam.
– Musi pojechać do szpitala w Pushun! – krzyknęłam. – Błagam, niech ją pan tam wyśle.
Odwrócił