The Frontiers Saga. Tom 3. Legenda Corinair. Ryk Brown

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу The Frontiers Saga. Tom 3. Legenda Corinair - Ryk Brown страница 9

The Frontiers Saga. Tom 3. Legenda Corinair - Ryk Brown

Скачать книгу

także więcej się dowiedzieć o siłach Ta’Akarów.

      Teraz Jalea zareagowała wyraźnie emocjonalnie.

      – Dołączycie do nas?

      – Powiedzmy, że jeszcze nie odrzuciłem tego pomysłu.

      – Przekażemy wszystko, co wiemy, kapitanie – zapewnił Tug.

      – Dziękuję. Ponieważ mam jeszcze inne sprawy do załatwienia, chciałbym cię prosić, abyś porozmawiał o tym z moją szefową ochrony.

      – Żaden problem, kapitanie. Jesteśmy już dobrymi przyjaciółmi – powiedział Tug z uśmiechem.

      2

      W dziale medycznym po raz kolejny zapanował chaos. Choć nie było tak źle jak poprzednio, jednak porządek, o który dbali doktor Chen i jej personel składający się głównie z ochotników, został poważnie naruszony. Aby poradzić sobie z napływem dodatkowych rannych po bitwie w hangarze, młoda pani doktor została zmuszona do przeniesienia większości wracających do zdrowia do pobliskich kwater, które zamieniono na prowizoryczne sale szpitalne.

      Bitwa zakończyła się prawie trzy godziny temu i chociaż sytuacja wydawała się być pod kontrolą, centrum działu medycznego wciąż było w bardzo złym stanie. Chaos został opanowany, a doktor Chen zrobiła dla rannych wszystko, co mogła. Tak jak poprzednio, było to jednak przede wszystkim bierne oczekiwanie, by zobaczyć, ilu z nich przeżyje.

      Gdy Nathan przechodził przez sektor zabiegowy, pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę, było to, że większość rannych nie należała do jego załogi. Byli to pracownicy zatrudnieni do pozyskiwania zasobów z pierścieni. W rzeczywistości spośród ośmiu obecnie leczonych pacjentów aż sześciu było osobami zamieszkałymi na Przystani. Nathan poczuł nagle wyrzuty sumienia. Ci ludzie zostali ranni – a przecież wielu z nich zmarło – z powodu jego decyzji o sprowadzeniu „Aurory” w pobliże księżyca. To prawda, że postępował zgodnie z radami Tobina i Jalei, ale ostatecznie on za to wszystko odpowiadał i musiał się teraz zastanawiać, czy było warto. Co więcej, czy w ogóle miał prawo podjąć tę decyzję? W końcu to nie byli członkowie jego załogi. Byli to cywile pochodzący nawet nie z jego własnego świata.

      Tak jak poprzednio, idąc przez sektor zabiegowy, starał się przygotować na nadchodzące mdłości, ale tym razem się nie pojawiły. Wtedy zdał sobie sprawę, że chociaż czuł się winny temu, co się z stało z tymi ludźmi, jednak nie czuł się odpowiedzialny za ich śmierć. Nie miał pojęcia, że narazi ich na niebezpieczeństwo. To Tobin wiedział – on był odpowiedzialny za los, który ich spotkał. Nagle Nathan przestał się martwić egzekucją wykonaną przez Jaleę na „chudym gnojku”, jak to ujęła Jessica.

      Nathan dotarł do pomieszczenia gospodarczego, znajdującego się po drugiej stronie sektora zabiegowego, spodziewając się, że doktor Chen będzie siedziała gdzieś w kącie, jak zwykle żując suszone owoce i orzechy. Ale pokój był pusty i w nieładzie.

      – Kapitanie? – z tyłu dobiegł kobiecy głos.

      Nathan odwrócił się i zobaczył znajomą twarz. Była nieco młodsza od niego, miała krótkie brązowe włosy i piwne oczy. Wyglądała na zmęczoną, ale zdecydowaną. Gdy ta młoda osoba zbliżyła się do niego, stwierdził, że nie wie, skąd ją zna. Nie była członkiem jego załogi, a przynajmniej nie miała na sobie munduru. Później zauważył częściowo wygojoną bliznę na jej czole i przypomniał sobie. Pomógł jej na korytarzu po bitwie z pierwszym okrętem Ta’Akarów. Została ranna w czoło, a mimo to próbowała pomóc ciężko rannemu mężczyźnie, ponaddwukrotnie większemu od niej. Widział ją też później, krzątającą się po sektorze zabiegowym z datapadem, gdy robiła na nim dla doktor Chen notatki związane z leczeniem.

      – Tak?

      – Prawdopodobnie nie pamięta mnie pan – zaczęła.

      – Korytarz – powiedział. – Pomagałaś w dziale medycznym rannemu człowiekowi. Prosiłaś o wsparcie. Tak, pamiętam.

      – Zgadza się – odrzekła zaskoczona, że ją zapamiętał. – Nazywam się Cassandra. Cassandra Evans – powiedziała, wyciągając rękę.

      – Nathan Scott. – Uścisnął podaną dłoń. – Pracujesz przy projekcie napędu skokowego, prawda?

      – Proszę?

      – Przepraszam. Mam oczywiście na myśli translokację nadświetlną.

      – Tak. Faktycznie łatwiej jest to nazywać napędem skokowym.

      – Co robisz w dziale medycznym?

      – Pomagam doktor Chen. Moim zadaniem w tym projekcie było zbadanie, w jaki sposób napęd skokowy może wpłynąć na fizjologię człowieka. Ale po tym wszystkim, co się wydarzyło, uważam, że powinnam zostać tutaj i udzielać pomocy.

      – To bardzo sensowna decyzja. Jestem pewien, że doktor Chen docenia twój wysiłek. – Nathan rozejrzał się. – A gdzie ona w ogóle jest?

      – Na bloku operacyjnym. Prawdopodobnie pozostanie tam przez jakiś czas. Powiedziała, żeby obsztorcować pana za „zabranie na pokład bandy obcych ludzi bez przeprowadzenia wstępnego badania przesiewowego w poszukiwaniu patogenów”. – Twarz Cassandry lekko się zmarszczyła. – Chyba jednak nie muszę na pana krzyczeć, prawda?

      – Uważam się za odpowiednio skarconego.

      Wyraz ulgi pojawił się na jej twarzy.

      – Prosiła również, aby przekazać, że każdy musi jak najszybciej przejść pełny test fizyczny. Oznacza to każdą osobę, która wyszła na powierzchnię, i każdego nowego mieszkańca okrętu.

      – Zajmę się tym, ale to może chwilę potrwać – odparł. – W tej chwili wciąż pracujemy trochę desperacko.

      – Oczywiście, rozumiem. Powiadomię ją, gdy opuści blok operacyjny.

      – Świetnie, więc chyba zostawię cię z twoją pracą – powiedział. – Miło było cię poznać, Cassandro.

      – Mnie pana też.

      Nathan zaczął kierować się w stronę wyjścia, gdy go zawołała:

      – Kapitanie? – Odwrócił się. – Chciałam tylko podziękować.

      – Za co? – Nathan wyglądał na nieco zdziwionego.

      – Doktor Sorenson powiedziała nam, w jaki sposób pan postąpił i przejął dowodzenie, gdy zginęli kapitan Roberts i komandor Montero. Uważa, że prawdopodobnie już niejeden raz nas pan uratował. – Cassandra wyglądała na nieco zawstydzoną swoim oświadczeniem. – Pomyślałam, że po prostu ktoś powinien panu podziękować.

      Nathan był zaskoczony i brakowało mu słów, co nie zdarzało się zbyt często.

      – Bardzo proszę, Cassandro. – Patrzył na nią przez chwilę. – I dziękuję, że to powiedziałaś.

      Młoda kobieta nagle poczuła się niezręcznie.

      – Lepiej

Скачать книгу