Powrót bogini Część 2. P.C. Cast
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Powrót bogini Część 2 - P.C. Cast страница 15
![Powrót bogini Część 2 - P.C. Cast Powrót bogini Część 2 - P.C. Cast](/cover_pre401557.jpg)
Wreszcie powieki zadrżały, potem się uniosły i tata spojrzał na mnie nieprzytomnym, szklistym wzrokiem.
– Nareszcie! – zawołałam z niewysłowioną ulgą, bo wprawdzie nie było dobrze, ale jednak już lepiej.
– Bugs… – wychrypiał z wielkim trudem, jakby miał wyjątkowo paskudne zapalenie krtani.
– Tak, to ja, tato! Jak się czujesz?
Kilkakrotnie zamrugał, spojrzenie nadal miał nieprzytomne. Niewątpliwie jeszcze do niego nie docierało, gdzie jest i co się stało, ale po chwili w oczach taty błysnęło.
– Co… ze szczeniakami? – spytał wciąż chrapliwie.
– Bardzo mi przykro, tato, ale niczego już nie można było dla nich zrobić.
– Szkoda, wielka szkoda. Mama Parkerowa będzie niepocieszona.
Miałam wielką ochotę powiedzieć, że Mama Parkerowa byłaby o wiele bardziej niepocieszona, gdyby on, ratując szczeniaki, sam poszedł na dno. Nie była to jednak pora na takie uwagi, przecież biedny tata był ledwie żywy. Kiedy po chwili znów zamknął oczy, poczułam dławiący strach. Kurczowo zacisnęłam palce na jego ręku, przerażona, że znowu stracił przytomności. Albo…
Nie! Bogini, bła…
Omal nie zemdlałam ze szczęścia, kiedy wyczułam, jak słabiutkie palce taty leciutko ściskają moją dłoń, jednocześnie usłyszałam cichy szept:
– Teraz ci wierzę, Bugs… tak na sto procent. Wierzę, że Partholon… istnieje.
Hummer z imponującym warkotem wyhamował tuż przed drzwiami szopy, zaraz potem Clint był przy tacie.
– Gotów pan do drogi, panie Parker?
– Daj mi jeszcze minutę, synu – wyszeptał tato. – Dam radę iść.
Clint zaśmiał się, po czym powiedział tonem miłego, ale stanowczego sanitariusza:
– Pospacerujemy innym razem, panie Parker, a teraz przemieścimy się w inny sposób. – Ponownie zademonstrował strażacki chwyt, zarzucając sobie tatę na ramię.
Zaniósł go do samochodu i położył na tylnym siedzeniu. Kiedy się prostował, po twarzy przemknął grymas bólu, ale głos, którym Clint wydawał dyspozycje, był mocny i zdecydowany:
– Shannon, siadaj przy ojcu i przez cały czas ładuj w niego energię, wszystko, co ci jeszcze zostało z energii drzew. Swoją oszczędź, bo wyładujesz się całkowicie, jak wtedy, w zagajniku. A teraz raczej nie będzie możliwości, żeby ciebie doładować! – zakończył dowcipnie.
A skoro już wyrzucił z siebie dowcipasa, to się uśmiechnął, był to jednak bardzo nikły uśmiech.
– A jak tam z tobą, Clint? – spytałam, sadowiąc się koło taty.
– O to będziemy się martwić później – mruknął, też lokując się w samochodzie.
I będzie się o co martwić, pomyślałam, spoglądając z wielkim niepokojem, jak sztywny i przygarbiony ostrożnie siada za kierownicą.
Nie zapomniał jednak o kolejnej dyspozycji:
– Złap się za coś, Shannon. Czeka nas ostra jazda.
Hummer ryknął, zawrócił i pognał w dół po drodze dojazdowej.
Super. Moje uznanie dla samochodów militarnych, a także facetów, którzy lata spędzili w wojsku, rosło z każdą minutą.
– Zobacz, Shannon, co z ręką – odezwał się po krótkiej chwili Clint, spoglądając do lusterka wstecznego.
Wiadomo, że chodziło o poranioną rękę, którą tata przyciskał do piersi. Prawą, czyli dobrze się złożyło, bo siedziałam koło taty właśnie po tej stronie.
– Tato, obejrzę twoją rękę, dobrze? – spytałam jak najcieplejszym tonem.
Coś tam wymamrotał, jak to facet, z którym niepotrzebnie się cackają, ale nie stawiał oporu. I dobrze, bo cały szalik był zakrwawiony, krew pociekła nawet na derkę.
– Clint, nadal krwawi – powiedziałam bardzo zaniepokojona.
– Owiń jeszcze tym i przyciskaj. – Ściągnął z szyi szalik. – Niedobrze, ręka musi być porządnie poharatana.
– Tato, przepraszam, ale trochę zaboli – powiedziałam bardzo łagodnie, tak po macierzyńsku, a on tylko pokiwał głową. Szybko owinęłam zakrwawioną rękę dodatkowym szalikiem, mocno zawiązałam końce i nacisnęłam, jednocześnie skupiając się na przekazaniu tacie magicznego ciepła.
Podziałało? I to jak! Tata najpierw tylko zamknął oczy i tak trwał przez jakiś czas, potem jednak prawie na mnie ryknął:
– Cholera! Przedtem było lepiej, bo w ogóle jej nie czułem!
– Trudno, tato, ale tak trzeba. Cieszę się, że głos ci wrócił.
– Ja też. Wreszcie mogłem sobie zakląć.
Jego broda zadrżała, zaczął szczękać zębami, ale był to dobry znak, a nawet bardzo dobry. Tata wracał do życia.
Przez to stał się bardziej rozmowny, a wiadomo, jaki temat go dręczył:
– Bugs, ten drań, to całe monstrum było tam. Cholera! Po prostu ciecz, która wlała się do stawu.
– Wiem, tato. Musisz zrozumieć, że on w tym świecie nie przybiera konkretnej postaci, jak dzieje się to w Partholonie. W Oklahomie jest, jak sam widziałeś, czarną mazią.
– Czyli po prostu diabeł!
– Coś w tym rodzaju.
Pokiwałam głową i ponownie skupiłam się na przekazywaniu tacie kolejnej porcji uzdrawiającej energii. Musiała być spora, bo tata nagle zapragnął usiąść, więc musiałam stoczyć z nim walkę.
– Tato, błagam, leż – powtórzyłam trzeci czy czwarty raz.
– Dobrze, już dobrze, leżę. Ale denerwuję się. Przecież ten drań jest tam nadal! Co będzie z moimi zwierzętami?
– Akurat jeśli chodzi o nie, to moim zdaniem powodu do niepokoju nie ma – stwierdził Clint. – Po pierwsze, Nuada został unieszkodliwiony, w każdym razie przynajmniej na jakiś czas. Poza tym, jak sądzę, jego podstawowym, a może i jedynym celem są ludzie. Szczeniakami tylko się posłużył, żeby zwabić pana nad staw, więc o zwierzęta proszę się nie martwić, panie Parker.
Tata nic nie powiedział, jednak na moje oko trochę się rozluźnił.
– Clint ma rację, tato. Jego