Ostatni Krzyżowiec. Louis de Wohl

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Ostatni Krzyżowiec - Louis de Wohl страница 26

Ostatni Krzyżowiec - Louis de  Wohl

Скачать книгу

      Juan potrząsnął głową. Nie po raz pierwszy – po czterech miesiącach pobytu na dworze – spotykał się z tego typu myśleniem. Nie mógł jednak się z nim zgodzić. Ostatnio bardzo wiele się nauczył, i to w dużym stopniu – bez żadnego wysiłku. Ale takie myśli były niczym węgorze lub węże, i był pewien, że bardzo by się nie podobały don Luizowi.

      – O, trąbki – powiedział Aleksander. – Słyszysz je? Przeszli Bramę Visagra. Co robisz?

      – Wchodzę tam – odpowiedział Juan. – Carlos musi się przygotować...

      – Nie możesz tego robić. – Aleksander był przerażony. – Wiesz równie dobrze jak ja, że on nie znosi, gdy ktoś mu się wtrąca. Potnie cię, jak tego nieszczęsnego lo­- kaja.

      – Może i tak – rzekł Juan łagodnie. – Ale muszę powiedzieć o trąbach. Jeżeli ciągle jest wściekły, to mógł ich nie słyszeć, mnie jednak usłyszy.

      Ruszył do przodu, lecz drzwi otworzyły się, zanim do nich dotarł, i wszedł książę Carlos.

      Zarówno Juan, jak i Aleksander ukłonili się tej niepozornej, podobnej do dziecka, postaci.

      Również Carlos ubrany był na czarno. Duża biała kreza dokoła szyi kontrastowała z jego ziemistą cerą, ale przynajmniej do pewnego stopnia ukrywała krzywe plecy. Szare, głęboko osadzone oczy nie licowały z jego wiekiem; były stare, podejrzliwe i niespokojne. Kąciki absurdalnie małych ust były zaciśnięte.

      Wydawało się, że nie idzie, tylko wlecze się samą siłą woli. Prawą nogę miał nieco krótszą od lewej. Był niemal karłem. A ówczesna moda ze swymi krótkimi kubraczkami i długimi pończochami czyniła jego chód podobnym do skradania się, zajadłego marszu czarnego chrząszcza.

      – Juanie i Aleksandrze – odezwał się. – Myślę, że wy nie zmieniliście się. – Jego głos brzmiał dziwnie melodyjnie.

      – Mielibyśmy się zmienić, Wasza Wysokość? – spytał Aleksander.

      – Tak, otóż mój ojciec się zmienił. Do tej pory był moim ojcem. Teraz jest panem młodym. I to w dodatku w wieku trzydziestu trzech lat. Na jego brodzie i skroni jest mnóstwo siwych włosów. Widziałem je. Powiedziałem mu, lecz mu się to nie spodobało.

      – Królewski pochód zajedzie przed pałac za kilka minut – ostrzegł Juan.

      – On ma włosy w uszach, a także w nosie – kontynuował Carlos. – Ciekaw jestem, co powie panna młoda, jak to zobaczy. No cóż, ale i ona się zmieniła. Jeszcze parę miesięcy temu była moją narzeczoną. A teraz on mi ją zabrał. Król dał, król zabrał – niech imię króla będzie pochwalone.

      – Wasza Wysokość, spóźnimy się – błagał Juan.

      Carlos obdarzył go krzywym uśmiechem.

      – No dobrze, już idę.

      Położył rękę na ramieniu Juana. Aleksander poszedł za nimi.

      – Gdy się jest królem, można prawie wszystko – szeptał Carlos. – Można dać obietnicę... każdą obietnicę, i cofnąć ją. Można dać prezent i odebrać go. Mój ojciec jest w tym bardzo dobry. Może któregoś dnia zabierze z powrotem wszystko, co mi dał, nawet moje życie.

      – Wasza Wysokość – dyszał Juan.

      Carlos znowu się uśmiechnął.

      – Nawet moje życie – powtórzył – chyba że...

      Gdy zbliżyli się do drzwi po przeciwnej stronie pokoju, te się otwarły i przeszli pomiędzy dwoma podwójnymi rzędami służby i straży, aż dotarli do głównej klatki schodowej.

      Po kilku minutach wydostali się na podwórze i doszli do trybuny królewskiej, gdzie mistrz ceremonii z wyraźną ulgą zaprowadził ich na przeznaczone im miejsca.

      Wszyscy się kłaniali.

      Carlos skinął godnie. Jego twarz była zupełnie bez wyrazu. Szepnął do Juana:

      – Wiem, co oni myślą i zabiłbym ich wszystkich.

      Nikt inny tego nie słyszał. Potrafił szeptać bez poruszania wargami. Z oddali zbliżały się krzyki i odgłos staccato klaszczących dłoni.

      Wyższy oficer gwardii wydawał głośno rozkazy.

      – Izabela, Królowa Pokoju – wołano na zewnątrz. – Izabela, Królowa Pokoju!

Kolo.psd

      Było dobrze po północy, gdy Juanowi pozwolono odejść do swego apartamentu we wschodnim skrzydle pałacu. Ceremoniał dworski nakazywał, żeby towarzyszyło mu dwóch szambelanów, by oddać go bezpiecznie w ręce kamerdynerów, żeby ci pomogli mu się rozebrać.

      – Dobranoc, Wasza Ekscelencjo.

      – Dobranoc, Pedro, Diego.

      Żaden z nich nie został nigdy cięty sztyletem po policzku.

      Również w tej komnacie, podobnie jak niemal w każdej w tym pałacu – i w ogóle w którymkolwiek, gdzie zamieszkiwał Karol V podczas swych rządów – stał duży zegar. Juan kochał zegary. Piętnaście z nich zostało wycofanych z sześciu pokoi w Yuste...

      Juan odmówił swoje modlitwy i poszedł spać. Lecz mimo zmęczenia nie mógł zasnąć. Słowa i obrazy, obrazy i słowa bombardowały go wśród ciszy: „Może któregoś dnia ojciec odbierze mi wszystko, co mi dał, nawet moje życie. Nawet moje życie, chyba że...”. I ten straszny, wykrzywiony uśmiech. Chyba że – chyba że co?

      Nienawiść. Juan nigdy nie zetknął się z nienawiścią, póki nie poznał księcia Carlosa, który był nią tak bardzo owładnięty. Nienawiść jednak była czymś małym. „To mała, bolesna rzecz – mawiał don Luiz. – Nigdy nie daj się wodzić czemukolwiek, co jest małe, z wyjątkiem owego małego głosu w twoim wnętrzu, jakim jest sumienie”. Jakiego rodzaju sumienie miał Carlos?

      Był chory. Był niewątpliwie chory. Czy mógł rzeczywiście być zakochany w królowej, której do tej pory nigdy nie widział? Czy można zakochać się w portrecie?

      Nic tutaj nie było takie jak w Villagarcíi. Wydawało mu się, że Villagarcía była światem, jaki powinien być, a dwór królewski – tym, jaki jest.

      W Villagarcíi prawdopodobnie nikt nikomu nie zazdrościł. Tutaj wyglądało na to, że jeden zazdrości drugiemu. I te plotki – one były bodaj najgorsze. Wszyscy nieustannie szepczący, szemrający, wymieniający znaczące spojrzenia. Jak tu się zorientować, co jest prawdą, a co nie.

      Próbował myśleć o ślicznej twarzy młodej królowej. Była troszkę starsza od niego, a tak dostojna i łaskawa – oni wszyscy musieli to przyznać, nawet najbardziej odpychające stare damy. Pozwolono mu ucałować rąbek jej sukni. Carlosowi też.

      Widział to jeszcze raz, z zamkniętymi oczami: Carlos

Скачать книгу