Quo vadis. Генрик Сенкевич

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Quo vadis - Генрик Сенкевич страница 29

Quo vadis - Генрик Сенкевич

Скачать книгу

wyzwolić – odparł Winicjusz – lecz mniejsza z tym. Mówmy o Ligii. Rzym to morze…

      – Perły poławiają się właśnie w morzu… Zapewne nie znajdziemy jej dziś lub jutro, jednakże znajdziemy niechybnie. Ty mnie obecnie obwiniasz, żem ci podał ten środek, ale środek sam w sobie był dobry, a stał się zły dopiero wówczas, gdy na złe się obrócił. Wszakżeś słyszał od samego Aulusa, że zamierza z całą rodziną przenieść się do Sycylii. W ten sposób dziewczyna byłaby i tak daleko od ciebie.

      – Byłbym za nimi pojechał – odrzekł Winicjusz – a w każdym razie byłaby bezpieczna, teraz zaś, jeśli tamto dziecko umrze, Poppea i sama uwierzy, i wmówi w cezara, że to z winy Ligii.

      – Tak jest. To mnie zaniepokoiło także. Ale ta mała kukła może jeszcze wyzdrowieć. Gdyby zaś miała umrzeć, znajdziemy i wówczas jakiś sposób.

      Tu Petroniusz zamyślił się na chwilę, po czym rzekł:

      – Poppea wyznaje jakoby religię Żydów i wierzy w złe duchy. Cezar jest przesądny… Jeśli rozpuścimy wieść, że Ligię porwały złe duchy, wieść znajdzie wiarę, zwłaszcza że gdy nie odbił jej ani cezar, ani Aulus Plaucjusz, zniknęła w sposób istotnie tajemniczy. Lig sam jeden nie byłby tego dokazał. Musiałby mieć pomoc, a skądby niewolnik w ciągu jednego dnia mógł zebrać tylu ludzi?

      – Niewolnicy wspierają się wzajem w całym Rzymie.

      – Który krwawo to kiedykolwiek przypłaci. Tak, wspierają się, ale nie jedni przeciw drugim, a tu wiadomo było, że na twoich spadnie odpowiedzialność i kara. Gdy poddasz swoim myśl o złych duchach, potwierdzą natychmiast, że je na własne oczy widzieli, bo to ich wobec ciebie od razu uniewinni… Spytaj którego na próbę, czy nie widział, jak unosiły Ligię w powietrzu, a na egidę Zeusa, zaprzysięgnie natychmiast, że tak było.

      Winicjusz, który był także przesądny, spojrzał na Petroniusza z nagłym, ogromnym niepokojem.

      – Jeśli Ursus nie mógł mieć ludzi do pomocy i nie mógł sam jeden jej porwać, to kto ją porwał?

      Lecz Petroniusz począł się śmiać.

      – Widzisz – rzekł – uwierzą, skoro i ty już na wpół wierzysz. Taki jest nasz świat, który drwi z bogów. Uwierzą i nie będą jej szukali, a my tymczasem umieścimy ją gdzieś daleko od miasta, w jakiejś mojej lub twojej willi.

      – Jednakże kto mógł jej pomóc?

      – Jej współwyznawcy – odpowiedział Petroniusz.

      – Jacy? Jakież ona czci bóstwo? Powinien bym wiedzieć lepiej od ciebie.

      – Każda niemal kobieta w Rzymie czci inne. Jest rzeczą niezawodną, że Pomponia wychowała ją w czci dla tego bóstwa, które sama wyznaje, jakie zaś wyznaje, nie wiem. Jedna jest rzecz pewna, że nikt nie widział jej, by w którejkolwiek z naszych świątyń ofiarowała naszym bogom. Oskarżano ją nawet, że jest chrześcijanką, ale to rzecz niepodobna. Sąd domowy oczyścił ją z tego zarzutu. O chrześcijanach mówią, że nie tylko czczą oślą głowę, ale są nieprzyjaciółmi rodzaju ludzkiego i dopuszczają się najbezecniejszych zbrodni. Zatem Pomponia nie może być chrześcijanką, gdyż cnota jej jest znaną, a nieprzyjaciółka rodzaju ludzkiego nie obchodziłaby się tak z niewolnikami, jak ona się obchodzi.

      – W żadnym domu nie obchodzą się z nimi tak jak u Aulusów – przerwał Winicjusz.

      – Więc widzisz. Pomponia wspominała mi o jakimś bogu, który ma być jeden, wszechmocny i miłosierny. Gdzie pochowała wszystkich innych, to jej rzecz, dość, że ten jej Logos nie byłby chyba bardzo wszechmocny, a raczej musiałby być marnym bogiem, gdyby miał tylko dwie czcicielki, to jest Pomponię i Ligię z dodatkiem ich Ursusa. Musi ich być więcej, tych wyznawców, i ci dali pomoc Ligii.

      – Ta wiara każe przebaczać – rzekł Winicjusz. – Spotkałem u Akte Pomponię, która powiedziała mi: „Niech ci Bóg przebaczy krzywdę, jaką wyrządziłeś Ligii i nam.”

      – Widocznie ich bóg to jakiś curator bardzo dobrowolny. Ha, niechże ci przebaczy, a na znak przebaczenia niechaj ci wróci dziewczynę.

      – Ofiarowałbym mu jutro hekatombę. Nie chcę jadła ni kąpieli, ni snu. Wezmę ciemną lacernę i pójdę włóczyć się po mieście. Może ją w przebraniu znajdę. Chory jestem!

      Petroniusz spojrzał na niego z pewnym politowaniem. Istotnie, oczy Winicjusza podsiniały, źrenice świeciły gorączką; nie ogolony rano zarost powlókł ciemnym pasem jego silnie zarysowane szczęki, włosy miał w nieładzie i wyglądał naprawdę jak chory. Iras i złotowłosa Eunice patrzyły na niego także ze współczuciem, lecz on zdawał się ich nie widzieć i obaj z Petroniuszem tak nic nie zważali na obecność niewolnic, jakby nie zważali na kręcące się koło nich psy.

      – Gorączka cię trawi – rzekł Petroniusz.

      – Tak jest.

      – Więc posłuchaj mnie… Nie wiem, co by ci zapisał lekarz, ale wiem, jak ja bym postąpił na twoim miejscu, ja. Oto zanim się tamta odnajdzie, poszukałbym w innej tego, czego mi wraz z tamtą zabrakło. Widziałem w twojej willi ciała wyborne. Nie przecz mi… Wiem, co jest miłość, i wiem, że gdy się jednej pożąda, inna jej zastąpić nie może. Ale w pięknej niewolnicy można zawsze znaleźć chociaż chwilową rozrywkę…

      – Nie chcę! – odpowiedział Winicjusz.

      Lecz Petroniusz, który miał do niego rzeczywistą słabość i który pragnął istotnie złagodzić jego cierpienie, począł rozmyślać, jakby to uczynić.

      – Może twoje nie mają dla ciebie uroku nowości – rzekł po chwili – lecz (i tu jął patrzyć kolejno na Iras i na Eunice, a wreszcie położył dłoń na biodrze złotowłosej Greczynki) przypatrz się tej charytce. Kilka dni temu młodszy Fontejus Kapiton dawał mi za nią troje cudnych pacholąt z Klazomene, albowiem piękniejszego ciała chyba i Skopas nie stworzył. Sam nie rozumiem, dlaczego dotąd pozostałem dla niej obojętny, nie wstrzymała mnie przecie myśl o Chryzotemis! Otóż daruję ci ją, weź ją sobie!

      A złotowłosa Eunice usłyszawszy to pobladła w jednej chwili jak płótno i patrząc przestraszonymi oczyma na Winicjusza, zdawała się bez tchu w piersi czekać na jego odpowiedź.

      Lecz on zerwał się nagle i ścisnąwszy rękoma skronie począł mówić prędko jak człowiek, który trawiony chorobą, nie chce słyszeć o niczym:

      – Nie!… nie!… Nic mi po niej! Nic mi po innych… Dziękuję ci, ale nie chcę! I idę szukać tamtej po mieście. Każ mi dać galijską lacernę z kapturem. Pójdę za Tyber. Gdybym choć Ursusa mógł zobaczyć!…

      I wyszedł śpiesznie. Petroniusz zaś widząc, że istotnie nie może usiedzieć na miejscu, nie próbował go wstrzymywać. Biorąc jednak odmowę Winicjusza za chwilową niechęć do każdej kobiety, która nie była Ligią, i nie chcąc, by wspaniałomyślność jego poszła na marne, zwróciwszy się do niewolnicy rzekł:

      – Eunice, wykąpiesz się, namaścisz i przybierzesz, a potem pójdziesz do domu Winicjusza.

      Lecz

Скачать книгу