Tomek wśród łowców głów (t.6). Alfred Szklarski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tomek wśród łowców głów (t.6) - Alfred Szklarski страница 3

Tomek wśród łowców głów (t.6) - Alfred Szklarski

Скачать книгу

zawodziły. Na przemian sławiły utraconych mężów i złorzeczyły zabójcom. Mężczyźni również nie próżnowali. Eleli Koghe przewiązał swój kamienny topór przepaską na biodra poległego brata i zaprzysiągł krwawą zemstę. Podobne przyrzeczenia składali bliżsi i dalsi krewni zabitych, albowiem ognie zapalone na szczytach górskich rozniosły wieść o tragicznym wydarzeniu i spokrewnione plemiona już ściągały na stypę.

      Tego dnia dopiero późnym wieczorem kobiety rozkopały smakowicie dymiące piece. Dwie zabite na stypę świnie oraz całe stosy jarzyn rozdzielono pomiędzy domowników i gości. Starszyzna i sławni wojownicy otrzymali najlepsze części mięsiwa i jams. Każdy brał swoją porcję na liść i zajadał się nią na uboczu. Kobietom rozdano ochłapy i jarzyny. W końcu dzieci i psy zaczęły wygrzebywać z popiołu w piecach resztki jedzenia.

      Uroczystości pogrzebowe miały trwać dłuższy czas. Toteż po zakończeniu wieczerzy mężczyźni udali się do emone na naradę wojenną. Zasiedli rzędami po obydwu stronach ognia, żarzącego się w wylepionym gliną rowku pośrodku podłogi wzdłuż domu. Naczelnik plemienia zwinął w rulon kilka żółtawych liści tytoniu, po czym wydobył z siatki oryginalną fajkę. Była to dość gruba rurka bambusowa długości około trzydziestu centymetrów, zamknięta na obydwu krańcach naturalnymi przegrodami. W pobliżu końców fajki, na wierzchu rury, znajdowały się pojedyncze otwory. W jeden z nich naczelnik zatknął rulonik liści, który zapalił płonącą gałązką. Następnie przyłożył usta do drugiego otworu w fajce i tak długo wciągał powietrze, aż cała rurka napełniła się dymem. Teraz wyrzucił niedopalone liście i podał fajkę swojemu sąsiadowi. Każdy z zebranych kolejno zaciągał się nagromadzonym w jej wnętrzu dymem.

      Po tej ceremonii rozpoczęły się długie narady. Jednomyślnie postanowiono szukać zemsty na Mafulu, co niewątpliwie powinno ucieszyć dusze obydwu poległych.

      Wojownicy wylegli na plac. Było tam ludno i gwarno, kobiety bowiem, a nawet i dzieci, nie kładły się spać tej nocy. Wdowy wciąż objawiały publicznie swoją rozpacz; kaleczyły ciała ostrymi bambusowymi nożami, tarzały się w popiele i lamentowały.

      Wojownicy rozpoczęli przygotowania do wyprawy wojennej. Oporządzali broń, malowali ciała sadzą i białą gliną w czarne i białe pasy, głowy przystrajali pióropuszami z ptasich piór, a na szyjach zawieszali naszyjniki z zębów dzikich świń. Jeszcze przed świtem byli gotowi do wyruszenia w drogę. Teraz miał się odbyć wojenny taniec.

      Wojownicy w pełnym uzbrojeniu podzielili się na dwie grupy, które stanęły naprzeciwko siebie twarzą w twarz. Najpierw obydwa oddziały zmierzyły się groźnym wzrokiem, nucąc półtonem groźną w brzmieniu pieśń. Potem tancerze gwałtownie potrząsali dzidami, łukami i kamiennymi maczugami. Stojąc w miejscu, mocno uderzali stopami o ziemię, aż czerwonawy pył spowił ich mglistym obłokiem. Tempo tańca stawało się coraz szybsze. Obydwie grupy postępowały krok do przodu, potem dwa do tyłu, robiły krok w prawo i jeden w lewo, by naraz skoczyć ku sobie z głośnym okrzykiem bojowym. Przez długi czas to cofali się, to znów nacierali na siebie, aż w końcu powietrze napełniło się świstem strzał wystrzelonych z łuków. Nagle obydwa oddziały zatrzymały się, jakby wrosły w ziemię. Zamilkła bojowa pieśń. W tej właśnie chwili skrawek tarczy słonecznej wychylił się zza gór. Po tropikalnej nocy nastawał dzień. Tym samym złe duchy dżungli traciły swoją moc. Wojownicy mogli już wyruszyć na wyprawę wojenną.

      Tego jeszcze dnia naczelny wódz Tawade, Eleli Koghe, przekroczył graniczny strumień i splądrował najbliższą wieś Mafulu. Polała się krew. Odtąd przez długie tygodnie Tawade bądź Mafulu na przemian wyprawiali uczty na cześć zwycięstwa lub stypy na znak żałoby.

*

      Eleli Koghe znów przygotowywał wyprawę wojenną na Mafulu. Przecież każdy napad powodował ofiary w ludziach, które trzeba było pomścić. Starszyzna i wojownicy naradzali się w emone. Eleli Koghe przypominał krzywdy wyrządzone im przez Mafulu oraz korzyści, jakie wojna przyniosła plemieniu Tawade. Przychylny pomruk wojowników coraz bardziej go podniecał. Hojnie obdarowani łupem wojennym czarownicy zapewniali Tawade zwycięstwo.

      Właśnie zapalono fajkę, aby uświęcić decyzję podjęcia wyprawy wojennej. W emone zaległa cisza. Wtem gdzieś od szczytów górskich spłynął głos zwielokrotniony przez echo.

      – Hoooooo! Hoooooo! Wy tam w dole strumienia, słuchajcie! – roznosiło się po dolinie.

      Eleli Koghe sugestywnym gestem nakazał milczenie. Wybiegł na werandę. Złożył dłonie przy ustach i jak przez tubę odkrzyknął:

      – Hooooo! W górze strumienia, mówcie, słuchamy!

      – Hoooo! Zbliżają się białe duchy o kształtach ludzi! Zabierają z dżungli najbarwniejsze ptaki i kwiaty! Z kijów miotają pioruny! Palą wodę! Zabierają ptaki i kwiaty! Biada nam!

      Mężne serce Eleli Koghe zadrżało na wieść o niezwykłych duchach. Milczał przez chwilę, a potem zebrawszy siły, krzyknął:

      – Hoooo! Czy białe duchy idą do nas?!

      – Dążą w górę strumienia! Za trzy księżyce8 będą u was. Miejcie się na baczności, brońcie naszych ptaków!

      Spotkanie w Sydney

      Na przedmieściu w południowej części Sydney9, w willi dyrektora Parku Taronga – olbrzymiego ogrodu zoologicznego, odbywało się przyjęcie. Pan Filip Hart podejmował niezwykłych gości, albowiem z wyjątkiem jego przyjaciela Karola Bentleya, dyrektora Ogrodu Zoologicznego w Melbourne10, wszyscy byli dla niego zupełnie obcymi ludźmi.

      Inicjatorem tego przyjęcia był znany zoolog Karol Bentley. Kilka lat temu odbył jako doradca wyprawę łowiecką w głąb kontynentu australijskiego. Przewodzili jej polscy łowcy dzikich zwierząt, zatrudnieni w hamburskim przedsiębiorstwie Hagenbecka. Razem z dorosłymi mężczyznami wziął wtedy udział w łowach młody chłopiec, Tomasz Wilmowski, syn kierownika wyprawy. Bentley bardzo polubił Tomka. Chciał go nawet przyjąć na wychowanie, gdyż obawiał się, że ustawiczne podróżowanie ojca uniemożliwi chłopcu naukę. Tomek ze wzruszeniem podziękował Bentleyowi za wielkoduszną propozycję, lecz nie zgodził się pozostać w Australii. Od 1904 roku minęły już cztery lata. W tym czasie Tomek brał udział w wielu wyprawach łowieckich i wyrósł na bardzo dzielnego młodzieńca.

      Bentley, powiadomiony listownie o pobycie w Australii swych polskich przyjaciół, telegraficznie zaproponował im spotkanie w Sydney. Przyjęli jego zaproszenie i oto teraz razem z nim gościli u pana Filipa Harta.

      Wilmowscy oraz ich przyjaciele przyjechali do Australii wprost z wyprawy na Syberię, skąd dopomogli uciec z zesłania kuzynowi Tomka, Zbyszkowi Karskiemu11. Wraz ze Zbyszkiem umknęła również jego narzeczona, młoda studentka medycyny, Natasza Władimirowna Bestużewa.

      Podczas pierwszego pobytu w Australii łowcy poznali w Nowej Południowej Walii hodowcę owiec, Allana. Państwo Allanowie niemal wielbili Tomka, gdyż on to właśnie odnalazł wtedy zagubioną w buszu ich dwunastoletnią jedynaczkę, Sally. Od tej pory Sally i Tomek żyli w wielkiej przyjaźni. Widywali się często, ponieważ Sally, podobnie jak Tomka, wysłano do szkół w Londynie. Obecnie młoda panienka

Скачать книгу


<p>8</p>

Krajowcy Nowej Gwinei nie znali kalendarza; czas mierzyli „księżycami’’, z których jeden stanowił dobę.

<p>9</p>

Sydney – stolica stanu Nowa Południowa Walia, największe miasto Australii, a zarazem jeden z największych portów.

<p>10</p>

Melbourne – stolica stanu Wiktoria w południowo-wschodniej Australii, leży na północnym krańcu zatoki Port Phillip u ujścia rzeki Yarra. Doskonały port. Jest drugim pod względem wielkości miastem w Australii. W latach 1901–1927 było stolicą Związku Australijskiego powstałego w 1900 r.

<p>11</p>

Dramatyczna walka o uwolnienie polskiego zesłańca została opisana w książce Tajemnicza wyprawa Tomka.