Królowa Margot. Aleksander Dumas
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Królowa Margot - Aleksander Dumas страница 39
— A więc, kochana Małgorzato, czekam, jak ci już powiedziałem.
— Lecz na cóż czekasz?
— Na to, ażebyś mi objawiła swoje zadowolenie.
— Z czegóż to mam być zadowolona?
— Z niespodziewanego wypadku, wskutek którego możesz zostać wolną.
— Wolną... — powtórzyła Małgorzata, chcąc zmusić księcia, ażeby dokończył zaczętą myśl.
— Bez wątpienia; rozwiodą cię z Henrykiem Nawarskim.
— Rozwiodą! — zawołała Małgorzata utkwiwszy wzrok w młodym księciu.
Książę d'Alencon chciał wytrzymać to spojrzenie, lecz wkrótce, zmieszany, musiał odwrócić oczy w drugą stronę.
— Rozwiodą?... — powtórzyła Małgorzata. — Zobaczymy to, mój bracie. Bądź tak łaskaw i opowiedz mi ze wszystkimi szczegółami, jakim to sposobem chcą nas rozwieść.
— No — mruknął książę — Henryk jest hugonotem.
— Bez wątpienia, lecz on przecież tego nie taił, wiedzieli o tym wszyscy, kiedy mnie wydawano za niego za mąż.
— Tak jest, moja siostro — rzekł książę, a na twarzy jego błysnęła mimowolna radość. — Lecz od twego małżeństwa cóż robił Henryk?
— Wiesz o tym lepiej aniżeli kto inny; prawie cały dzień przepędza on z tobą, to na polowaniu, to na grze w piłkę i innych zabawach.
— Tak, tak, dnie, bez wątpienia — odpowiedział książę. — A noce? Małgorzata zamilkła i z kolei spuściła oczy.
— Noce... — mówił dalej książę d'Alencon. — Noce?
— A więc?... — zapytała Małgorzata czując, że należałoby coś odpowiedzieć.
— Noce... Henryk przepędza u pani de Sauve.
— Skąd o tym wiesz?! — zawołała Małgorzata.
— Wiem, bo mnie to obchodzi — odrzekł młody książę, blednąc i obrywając koronki od swoich rękawów. Małgorzata zaczęła się domyślać, co powiedziała Katarzyna do ucha Karolowi IX; udała jednak, że o niczym nie wie.
— Dlaczego mi to wszystko mówisz, mój bracie? — odpowiedziała z doskonale udanym smutkiem. — Czyżby dlatego, aby mi przypomnieć, że mnie nikt tu nie lubi, że mnie wszyscy nienawidzą... nawet ten, którego natura dała mi za obrońcę, a kościół za męża?
— Jesteś niesprawiedliwa — szybko wtrącił książę przysuwając się jeszcze bliżej. — Ja kocham cię i opiekuję się tobą.
— Bracie mój — rzekła Małgorzata spoglądając na niego badawczym wzrokiem — masz mi coś powiedzieć od królowej-matki?
— Ja... mylisz się, siostro, przysięgam ci. Z czego możesz o tym wnosić?
— Z tego, że zerwałeś przyjaźń z moim mężem; z tego, że opuszczasz stronę króla Nawarry.
— Stronę króla Nawarry! — ze zdziwieniem powtórzył książę.
— Tak jest, bez wątpienia. Pomówmy otwarcie, Franciszku. Dwadzieścia razy zgodziłeś się na to, że możesz się wznieść lub utrzymać nie inaczej, jak przy wzajemnym poparciu. Ten związek...
—Stał się niemożliwym do utrzymania, moja siostro — przerwał książę d'Alencon.
— Dlaczego?
— Dlatego, że król ma swoje widoki na twego męża. Przebacz, omyliłem się nazywając go twoim mężem. Chciałem powiedzieć: Henryka Nawarskiego. Nasza matka odgadła wszystko. Wprawdzie wziąłem stronę hugonotów, myśląc, że są silni. Teraz zaś mordują hugonotów, a za tydzień nie zostanie ich pięćdziesięciu w całym królestwie. Ściskałem rękę króla Nawarry dlatego, że był... twoim mężem. Lecz teraz już nim nie jest. Cóż powiesz na to, ty, kobieta nie tylko najpiękniejsza, ale i najmądrzejsza w całej Francji?
— Powiem — odparła Małgorzata — że znam dobrze naszego brata Karola. Widziałam go wczoraj w jednym z tych napadów szaleństwa, skracających jego życie o dziesięć lat; powiem jeszcze, że te napady coraz częściej się powtarzają i że według wszelkiego prawdopodobieństwa nasz Karol niedługo pożyje. Powiem na koniec, że król Polski umarł i że na jego miejsce koniecznie chcą wybrać jakiegoś francuskiego księcia. W takich okolicznościach nie należy porzucać sprzymierzeńca, który w chwili bitwy może nas wesprzeć siłą całego narodu i królestwa.
— A ty! — zawołał książę. — Czyż mnie nie zdradzasz jeszcze bardziej, przekładając cudzoziemca nad brata?
— Objaśnij mnie, Franciszku, jak i w czym cię zdradziłam.
— Wczoraj prosiłaś Karola o życie króla Nawarry.
— Cóż więcej?' — zapytała Małgorzata z udaną niewinnością. Książę nagle powstał i przeszedł się kilka razy po pokoju; potem schwycił Małgorzatę za rękę. Ręka ta była sztywna i zlodowaciała.
— Do widzenia, moja siostro — rzekł książę. — Nie chciałaś mnie pojąć, przypisz więc sama sobie nieszczęścia, jakie, mogą spaść na ciebie.
Małgorzata pobladła i pozostała nieruchoma na miejscu. Książę odchodził; Małgorzata nie prosiła go, aby pozostał. Lecz zaledwie znikł w korytarzu, sam natychmiast powrócił.
— Słuchaj, Małgorzato — rzekł — zapomniałem ci powiedzieć, że jutro o tej godzinie król Nawarry już żyć nie będzie, Małgorzata krzyknęła; myśl, że użyto jej jako narzędzia do zamordowania Henryka, zatrwożyła ją do głębi duszy.
— I ty nie przeszkodzisz temu? — zapytała. — Nie obronisz swego najlepszego, najwierniejszego sprzymierzeńca?
— Od wczorajszego dnia król Nawarry przestał być moim sprzymierzeńcem.
— Któż więc jest nim?
— Gwizjusz. Tępiąc hugonotów Gwizjusz stał się królem katolików.
— Więc syn Henryka II uznaje za swego króla księcia Lotaryngii!
— Nie jesteś dzisiaj w stanie, Małgorzato, nic pojąć.
— Przyznam, że na próżno staram się przeniknąć twą myśl.
— Siostro, pochodzeniem nie ustępujesz w niczym księżnej de Porcian; Gwizjusz jest tak śmiertelny, jak i król Ńawarry, wystaw więc sobie, Małgorzato, trzy rzeczy, wszystkie prawdopodobne: pierwsza, że księcia Gwizjusza obiorą królem Polski, druga, że ty mnie kochasz tak, jak ja ciebie. Wtedy... ja zostanę królem Fracji... a ty... ty... będziesz