Deniwelacja. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Deniwelacja - Remigiusz Mróz страница 7
Dominika przyjęła poprawny uśmiech wyłącznie z sympatii. Osicy przemknęło przez głowę, że jest to jedyna osoba w prokuraturze, która odnosi się do niego z życzliwością.
Poznali się całkiem nieźle podczas sprawy Forsta i Bestii. Początkowo się ze sobą ścierali, ale ostatecznie oboje znaleźli się po dobrej stronie. Mimo że przez ostatni rok właściwie się nie kontaktowali, Edmund odniósł wrażenie, że nadal istnieje między nimi nić wzajemnej serdeczności.
Był zadowolony, że to właśnie ją przydzielono do sprawy. Nie mógł powiedzieć tego samego o Gercu.
– Więc co? – rzucił Aleksander. – Ktoś celowo doprowadził do kontaminacji miejsca zdarzenia?
Osica westchnął, a potem sięgnął do samotnej teczki leżącej na biurku. Otworzywszy ją, rozdzielił kopie fotografii między prokuratorów.
– Spójrzcie sami – powiedział, stukając palcem w jedno ze zdjęć przed Dominiką. – Makro jest całkiem niezłe.
Podnieśli na niego wzrok.
– Tak przynajmniej powiedział fotograf – dodał Osica, wzruszając ramionami. – Mnie interesuje tylko to, że na tych zbliżeniach widać, ile tam jest petów, włosów, zużytych chusteczek, papierowych ręczników, a nawet… – Urwał i pokręcił głową. – Zobaczcie sami.
Przez moment przeglądali zdjęcia w milczeniu. Edmund nie miał wątpliwości, że ostatecznie dotrą do takiego samego wniosku jak on. Ta scena została zainscenizowana.
Gerc prychnął, a potem zamknął teczkę.
– Co to ma być? – zapytał. – Wygląda, jakby ktoś splunął nam prosto między oczy.
– Ten jeden raz się z panem zgodzę – odparł Osica.
– I to nie żadną zwyczajną plwociną – ciągnął prokurator. – Ale odcharkniętą z samego dna płuc.
Wyobraźnia Edmunda mimowolnie zadziałała. Wzdrygnął się.
– Mniejsza z porównaniami – powiedział. – Nie ulega wątpliwości, że ktoś zna się na rzeczy. Cały ten bajzel nie znalazł się tam przypadkowo.
Wadryś-Hansen mruknęła w zamyśleniu. Wyglądało na to, że ma zamiar coś powiedzieć, ale gdy dwaj mężczyźni skupili na niej wzrok, tylko pokręciła głową.
Edmund odczekał chwilę. Kiedy prokurator dotarła do ostatniego zdjęcia, a potem zamknęła teczkę, nabrał głęboko tchu.
– Mimo tego całego bogactwa nie znaleźliśmy tam niczego, co łączyłoby to zabójstwo z ciałami spod Giewontu – dodał, po czym przeniósł wzrok na Gerca. – A więc pańska teza o…
– Trzeba być wyjątkowym idiotą, żeby nie łączyć jednego z drugim.
– Idiotą lub śledczym postępującym zgodnie ze sztuką.
– To synonimy – odparował Aleksander. – Dobry śledczy wychodzi poza schemat.
– A jeszcze lepszy się go trzyma.
Dominika znacząco odchrząknęła, ale Gerc nie miał zamiaru odpuszczać.
– To nie przypadek, że w jednym momencie odkryliście truchła na zboczu i na placu budowy.
– Te, jak pan mówi, truchła leżały nieopodal szlaku przez całą zimę. Ofiara w Zakopanem została zabita dziś nad ranem.
– Tak czy inaczej to nieprzypadkowe.
Osica popatrzył błagalnie na Dominikę, ale nie znalazł w jej oczach gotowości do wsparcia go. Niedobrze. Jeśli prokuratura na tym etapie gotowa była przyjąć, że to jedna sprawa, zapewne biuro prasowe już przygotowywało treść oświadczenia na konferencję prasową. Jeszcze dziś w świat pójdzie informacja, że w Zakopanem grasuje seryjny zabójca.
Rok spokoju. Tylko na tyle było stać to miasto.
– To zbyt pochopne – odezwał się. – I właściwie także zastanawiające.
– Zastanawiająca jest pańska rezerwa – odparł Gerc. – Naprawdę chce pan się łudzić, że jedno nie ma związku z drugim?
– Dopóki nie zobaczę dowodu potwierdzającego, że…
Osica urwał, nagle zdając sobie sprawę, dlaczego prokuratura przyjęła taką wersję. To nie był kaprys ani pochopna decyzja. Od rana w Krakowie musiano rozważać, co w istocie się wydarzyło.
Nie, nie w Krakowie. W Warszawie.
I kiedy tylko do ministra dotarły pierwsze informacje z Zakopanego, klamka zapadła.
– Chodzi o Forsta, tak? – zapytał Edmund. – Wasza robocza hipoteza jest taka, że to on za to odpowiada?
Prokuratorzy nie odpowiedzieli, a Osica zaśmiał się pod nosem.
– Niewiarygodne – skwitował. – Po tym wszystkim, co ten człowiek zrobił, nadal bierzecie go za głównego podejrzanego, kiedy tylko…
– Jego koszula i czapka były przy zwłokach – przerwał mu Aleks.
– Tak, wiem. Byłem tam, do cholery.
– Więc rozumie pan, że to podejrzane.
– Równie podejrzane jak to, że Księżyc kręci się wokół Ziemi. Bo przecież ktoś może nim sterować, prawda? – odpowiedział Osica. – To zbliżony rodzaj absurdu.
Oskarżyciele po raz kolejny zamilkli. Komendant pomyślał, że po Gercu właściwie powinien spodziewać się takich pomysłów. Mając na uwadze jego zatargi z Wiktorem, być może należało nawet oczekiwać gorszych.
Ale Wadryś-Hansen? Ona powinna być głosem rozsądku.
Na moment zawiesił na niej wzrok, jakby w ten sposób mógł sprawić, że prokurator stanie po jego stronie. Nie doczekawszy się żadnej reakcji, Edmund przeniósł spojrzenie na Gerca.
– Co chorego pan sobie wykoncypował? – zapytał. – Że Forst stał się osobą, którą kiedyś ścigał? Że przetrzymywał te kobiety w swojej piwnicy, zabił je, a potem przeniósł ciała w góry i ułożył jedno obok drugiego pod Giewontem?
Aleksander spojrzał na niego z wyraźnym politowaniem.
– Mówiłem już, że po Forście można spodziewać się wszystkiego. Jego psychika…
– Gówno pan wiesz o jego psychice.
– Na szczęście. Jak każdemu normalnemu człowiekowi trudno mi wniknąć w głowę psychopaty. Pan jednak najwyraźniej nie ma z tym problemów.
Osica wstał i oparł się o biurko. Zanim jednak zdążył powiedzieć