W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 - Remigiusz Mróz страница 27
Hubert obrócił się w kierunku drzwi, a potem spojrzał pytająco na Darię. Nie miała zamiaru relacjonować mu dokładnie wszystkiego, czego dowiedziała się od Chronowskiego, ale pewne rzeczy powinna mu przekazać.
– Rosjanie podłożyli gotówkę i prawo jazdy – oznajmiła.
Korodecki nie wydawał się zdziwiony, ale właściwie była to jego naturalna reakcja na wszystko, co działo się wokół. Na palcach jednej ręki Daria mogła policzyć sytuacje, w których widziała wyraz konsternacji na jego twarzy.
– To pewna informacja?
– Rzekomo prosto z Rosgwardii.
– Trzeba będzie to potwierdzić.
– Właśnie miałam zamiar to zrobić, kiedy przyszedłeś do mnie z wesołą nowiną.
Hubert przestąpił z nogi na nogę, niepewny, co konkretnie prezydent ma na myśli.
– Chodziło mi bardziej o to, by służby zweryfikowały, czy…
– Nie mam czasu na okrężną drogę, Hubert.
– To znaczy?
Skinęła głową w stronę drzwi.
– Zaproś tę polityczną hienę do środka – poleciła.
Po chwili szef kancelarii i premier siedzieli przed biurkiem, a znajdująca się po drugiej stronie Seyda patrzyła na nich badawczo. Obracała w ręce telefon, czekając, aż któryś z nich się odezwie.
Przedstawiła Adamowi, co miała zamiar zrobić, ale tylko po to, by upewnić się, że to dobry ruch.
– Oszalałaś – odezwał się w końcu Chronowski. – Tak nie załatwia się tego typu spraw.
Uzyskała to, na co liczyła. Uśmiechnęła się, a potem wybrała numer.
– Za mojej prezydentury właśnie tak się będzie je załatwiało.
– Poczekaj…
– Nie mam na co. Szczyt jest niedługo, muszę mieć pewność.
Przyłożyła komórkę do ucha. Na połączenie z prezydentem Trojanowem musiała czekać tylko chwilę. Mogła użyć właściwych kanałów dyplomatycznych, ale nie chciała ryzykować, że ktoś z jego administracji zdąży go przygotować do rozmowy.
Mogła też polecić któremuś z pracowników dyplomatycznych, by skontaktował się ze swoim rosyjskim odpowiednikiem i omówił całą sytuację. Nie wspominając już o pozostawieniu tej kwestii do rozstrzygnięcia MSZ-etowi lub w ostateczności dowódcom służb.
Rezultat w każdym przypadku byłby jednak identyczny. Rosjanie wszystkiego by się wyparli, a w ocenie ich reakcji musiałaby zdać się na przekazy z drugiej ręki.
Wolała sama rozmówić się z gospodarzem Kremla.
Położyła telefon na biurku, włączyła głośnik, a potem się wyprostowała.
– Daria – rozległ się teatralnie uprzejmy, ale w rzeczywistości szorstki głos. – Nie spodziewałem się, że będziemy mieli okazję porozmawiać przed szczytem.
– Zdrastwujtie, Michaił – odparła. – Ja też nie.
– W takim razie to miła niespodzianka dla nas obojga.
– Tak sądzisz?
Przez chwilę nie odpowiadał, a ona słyszała w tle ciche, niewyraźne rozmowy po rosyjsku. Trojanow i jego współpracownicy nie mogli wiedzieć, że doszło do przecieku z Rosgwardii – przypuszczali zapewne, że Seyda dzwoni, by skonsultować się w sprawie szczytu.
A nawet jeśli nie, to że właśnie taki powód telefonu zaraz im przedstawi. Wymagał tego niepisany protokół dyplomatyczny. Żadna głowa państwa nie mogła pozwolić sobie na rzucanie bezpośrednich, niepopartych dowodami oskarżeń wobec innej.
Ale Seyda tego dnia nie była w nastroju do przestrzegania zasad.
– Dla mnie niespodzianka była raczej mało przyjemna – oznajmiła. – Powiedziałabym nawet, że przybijająca, bo myślałam, że czasy prowokacji w naszych stosunkach minęły razem ze zniknięciem Politbiura.
– Słucham?
Pytanie z pewnością nie było li tylko mimowolną reakcją. Przypuszczała, że przez moment Trojanow rzeczywiście dopuszczał możliwość, że się przesłyszał.
– Ale może biorąc pod uwagę to, co robiliście na Ukrainie, powinnam była spodziewać się, że nam też taki numer wytniecie.
Rozmówca milczał.
Daria popatrzyła najpierw na Huberta, potem na Chronowskiego. Obaj mieli podobnie zaniepokojony wyraz twarzy.
– Pytanie, czy ta rozmowa przebiegnie tak, jak inne tego typu w naszej historii – ciągnęła Seyda. – Jak wtedy, gdy Sikorski zapytał Stalina o wszystkich tych polskich oficerów, po których słuch zaginął, a którzy później odnaleźli się w masowych grobach w Katyniu.
– Chyba pani…
– Iosif Wissarionowicz zapewniał wtedy, że nie ma pojęcia, co się z nimi stało. I że dawno zostali wypuszczeni. Bo jaki cel ZSRR miałby w ich przetrzymywaniu? Przecież to niedorzeczne!
– Chyba pani się zapędziła.
– Chyba nie – odparła. – Ale w zależności od tego, jak pan na to odpowie, może jeszcze nabiorę rozpędu.
– Przyznam, że jestem trochę…
– Odkryliśmy, że nie było żadnego prawda jazdy – rzuciła. – Ani polskiej waluty.
Znów usłyszała niewyraźne, ciche rozmowy.
– Mam na myśli wasze rzekome odkrycia, jeśli miałby pan wątpliwości. Te, które miały przekonać mnie, że planowany jest zamach.
Mrukliwie komentarze po drugiej stronie nagle ucichły. Seyda mogła wyobrazić sobie, jak nagle stężała twarz Michaiła. Jak uniósł otwartą dłoń, sprawiając, że wszyscy zamilkli.
Przez moment na linii panowała pełna napięcia cisza. Trojanow właściwie miał pełne prawo zakończyć tę rozmowę. Obowiązująca etykieta doznała uszczerbku, konwersacja nie odbywała się już zgodnie z dyplomatycznym konwenansem.
Seyda przełknęła ślinę. Może zaczęła zbyt ostro? Prowadzenie rozmów z Rosjanami właściwie było sztuką, a ona miała wrażenie, że jeszcze do końca jej nie opanowała. Może powinna zacząć od tworzenia fasady przyjaznej wymiany zdań? Ten naród cenił sobie zachowywanie pozorów jak mało który.
Tyle