W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу W kręgach władzy Większość bezwzględna Tom 2 - Remigiusz Mróz страница 25
– Przeprowadził ciekawe badania – dodała Mil. – Sprowadzały się do rzeczy na pozór prozaicznej, czyli przeanalizowania lajków, jakie zostawiasz w mediach społecznościowych.
Patryk uniósł brwi. Już brzmiało to dobrze.
– Wiesz, ile dziennie wychodzi ich w twoim wypadku?
– Nie – odparł Hauer.
– Mniej więcej.
– Nie wiem. Przypuszczam, że kilkadziesiąt.
– Dajmy na to, że dziennie zostawiasz ich dwadzieścia – powiedziała. – Od poniedziałku do piątku wychodzi więc okrągła stówa.
– W porządku.
– Badania Kosińskiego dowodzą, że przy dziesięciu polubieniach odpowiedni algorytm pozna cię lepiej niż znajomi z pracy. Przy siedemdziesięciu lepiej niż przyjaciele. Przy stu lepiej niż twoi rodzice – powiedziała z zadowoleniem. – A jest dopiero piątek.
– Okej.
– Przy dwustu czterdziestu algorytm poznaje cię już lepiej od życiowego partnera.
– I co nam do tego?
– To, że to najpotężniejsza broń polityczna współczesnego świata – ciągnęła z entuzjazmem Milena. – Pewna firma wykorzystała te badania w ostatniej kampanii prezydenckiej w Stanach. Ta sama odpowiadała za Brexit.
Patryk zmarszczył czoło, a potem obrócił wózek w kierunku żony. Mogła liczyć na całą jego niepodzielną uwagę.
– Teraz reklamują się jako firma, która odpowiada za większość wygranych wyborów na świecie.
– Przesadzają.
– Trochę – przyznała Mil. – Ale tylko trochę.
– Chcesz ich wynająć?
– Nie, koszt byłby za duży. Bez wsparcia finansowego UR nie stać nas na to. Tyle że nie musimy sięgać po ich metody, Kosiński opisał całość na łamach szeregu magazynów naukowych.
Hauer nie miał wątpliwości, że jego żona przeczytała wszystko, co było publicznie dostępne. Brzmiało to dość niebezpiecznie, jak instrukcja budowy brudnej bomby, którą ktoś zawiesił na osiedlowej tablicy ogłoszeń.
– Nie patrz tak na mnie – odezwała się.
– Jak?
– Jakbym znalazła współczesnego Oppenheimera – odparła pod nosem. – Ten człowiek to wizjoner, nie konstruktor. Daje wiedzę, ale to, co z nią zrobisz, to twoja sprawa.
– Wygodne – odparł Patryk. – Prawie tak jak mówienie, że Kałasznikow nie ma nic wspólnego z AK-47. Oprócz tego, że wynalazł ten karabin.
– Einsteina też winisz za jego równanie? Bo to od niego się zaczęło. Przez nie Eddington pomyślał o fuzji w jądrze gwiazd i…
– Mniejsza z tym – uciął Hauer. – Co nam daje mikrotargeting? Konkretnie?
Milena pochyliła się lekko i uśmiechnęła.
– Wszystko, czego potrzebujemy do stworzenia odpowiedniej strategii – zadeklarowała z przekonaniem. – Dzięki cyfrowym śladom dowiesz się, czego słucha potencjalny wyborca, na jakie treści i w jaki sposób reaguje, co sobie ceni, czego nie, jakie marki lubi, które newsy wywołują w nim emocje, a które są dla niego obojętne. W rezultacie…
– Chcesz stworzyć spersonalizowany przekaz – wpadł jej w słowo. – Tysiące… nie, setki tysięcy indywidualnie skrojonych kampanii wyborczych.
– Zgadza się.
Hauer przez moment się nad tym zastanawiał. Jeśli firma, która wykorzystywała mikrotargeting, chwaliła się doprowadzeniem do Brexitu i sukcesem wyborczym amerykańskiego prezydenta, należało podejść do sprawy poważnie.
– Zastanów się nad tym – dodała Mil. – Twoje zapytania z Google’a, twoja historia odwiedzanych stron, lista przeczytanych i ocenionych książek, historia zamówień, lista hoteli, w których się zatrzymywałeś, krajów, które odwiedzałeś… to wszystko można stworzyć dzięki przeanalizowaniu danych z kilku portali. I odpowiedniej liczby lajków. Bez włamywania się gdziekolwiek, bez podsłuchów, bez nielegalnych posunięć. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki. A konkretnie uniesionego kciuka.
Hauer pamiętał o skandalu, który wybuchł jakiś czas temu w związku z polityką Facebooka. Firma sprzedawała kontrahentom dane na temat nastrojów użytkowników, a ci wykorzystywali je do oferowania odpowiednich produktów – na depresję reklama przecen w znanej marce odzieżowej; na smutek uśmiechnięte figurki z ulubionego serialu w promocyjnej cenie; tu coś motywacyjnego, tam coś mającego wykorzystać fakt, że użytkownik jest szczęśliwy i gotowy do podejmowania wyzwań. Możliwości można było mnożyć, a najlepsze w tym wszystkim było to, że ofiary same akceptowały regulamin, który pozwalał na takie targetowanie – a potem dobrowolnie klikały emotikony informujące portal o swoim obecnym nastroju.
– Może masz rację.
– Mam – odparła. – A żebyś ty nie miał co do tego wątpliwości, przypomnij sobie kampanię w Stanach. Pamiętasz, jak jeden z kandydatów wysyłał sprzeczne sygnały, sam sobie zaprzeczał, a mimo to uchodziło mu to na sucho?
– Aż za dobrze.
– Wszystko za sprawą mikrotargetingu – rzuciła. – Przekaz był dopasowany do oczekiwań określonych wyborców, przez co konkretne treści mogły stać ze sobą w sprzeczności.
– Mhm.
– W telewizji było widać tylko wierzchołek góry lodowej, kiedy nasz ulubiony kandydat co innego mówił w CNN, a co innego w Fox News. Ale wiesz, co działo się w internecie?
– Mniej więcej.
– Dziennikarze ze szwajcarskiego „Das Magazin” ustalili, że w czasie samej debaty prezydenckiej z kontrkandydatką sztab rozesłał prawie dwieście tysięcy różniących się, sprzecznych ze sobą komunikatów. Wszystko dopasowane pod konkretnego wyborcę.
Patryk widział w oczach żony prawdziwy ogień. I nie potrzebował żadnych algorytmów, by wiedzieć, że nie sposób go ugasić. Milena wykorzysta tę koncepcję do maksimum. Wyciśnie z niej ostatnie soki, a potem będzie ze spokojną, niemal dystyngowaną satysfakcją przyglądać się efektom.
– W porządku – powiedział. – Nie musisz mnie przekonywać.
– Ani ciebie, ani nikogo innego – odparła. – Bo znając tak szerokie spektrum preferencji danego wyborcy, wystarczy jedno czy dwa słowa i będziemy mieli go w garści.