Nieodnaleziona. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz страница 11
– Ale ostatecznie wyeliminowali naszego klienta jako podejrzanego?
– Formalnie tak.
– A nieformalnie?
– Wygląda na to, że funkcjonariusz prowadzący, Tomasz Prokocki, obecnie w stopniu podkomisarza, do końca nie był pewien, czy to dobra decyzja.
– Bo?
– Werner wydawał mu się podejrzany. Więcej szczegółów na pewno jest w raporcie, ale nie mam do niego dostępu.
– Jeszcze nie.
Kliza zrozumiała niezbyt zawoalowaną aluzję i skinęła głową. Wiedziałam, że jest w stanie dotrzeć do każdej informacji, o ile da się jej wystarczająco dużo czasu. I o ile nie musi wchodzić przy tym w interakcje z innymi ludźmi.
Mnóstwo czasu zajęło mi sprawienie, że czuła się w moim towarzystwie na tyle komfortowo, by mogła mówić pełnymi zdaniami. Nie potrafiłam wyobrazić sobie, jak pokonywała podobne trudności w Kaiserslautern. A może nie pokonywała. Może zamykała się w pokoju, zatracała w nauce i stąd później tak imponujące wyniki akademickie.
Słuchałam jej relacji jeszcze przez dobre pół godziny.
Żaden z dowodów nie wskazywał na Damiana Wernera, więc w końcu uznano, że narzeczony nie miał z tym nic wspólnego. Wydawało się, że dotarcie do tej konkluzji zajęło policji więcej czasu, niżby to wynikało z czystej logiki.
Podzieliłam się tą myślą z Jolą, a ona w odpowiedzi wydęła usta.
– Chyba po prostu byli skrupulatni, przynajmniej jeśli chodziło o niego – zauważyła. – Mnie w każdym razie podejrzane wydaje się coś innego.
– Co?
– Ściągnęli ślady biologiczne z jego ciała i ubrań. Na twarzy miał zresztą też ślady traseologiczne, co pokazuje, jak potraktowali go napastnicy.
Uniosłam brwi.
– Mam na myśli odciski butów.
– Tak, wiem, czym zajmuje się traseologia – odparłam z lekkim uśmiechem i sięgnęłam po prosecco. – Co w tym podejrzanego?
– To, że śledczy nie dopasowali odcisków do śladów z pubu. Mogli stworzyć spójny profil, przy odrobinie szczęścia łącznie ze śladami cheiloskopijnymi i odciskami palców z kufli.
Tym razem nie zająknęła się o tym, że te pierwsze dotyczą czerwieni wargowej.
– Mogli mieć znacznie więcej. Z jakiegoś powodu jednak się nie pofatygowali.
– Ktoś w policji chciał coś ukryć?
– Może.
Przez moment obydwie milczałyśmy. Kelner wciąż przypatrywał się nam, jakby nie był pracownikiem Baltic Pipe, ale służącym w arystokratycznym dworku. Widziałam, że przez to Jola czuje się niekomfortowo, ale nie mogłam nic poradzić. Robert wydawał personelowi polecenia, których nawet ja nie mogłam uchylić.
– Więc dziewczyna znika dziesięć lat temu, a potem nagle pojawia się na koncercie, gdzie przypadkiem jest znajomy Wernera – podsumowałam.
– Nie tyle znajomy, ile najlepszy przyjaciel. Jedyny, z tego co udało mi się ustalić.
– W dodatku w sieci pojawia się zdjęcie, które Werner miał tylko na telefonie.
– Mhm – potwierdziła Kliza.
– I ostatecznie, jak tylko zaczynają grzebać w sprawie, wszystko przepada jak kamień w wodę, razem z kontem tego, który zamieścił fotografie.
Jola skrzywiła się, jakby ta ostatnia uwaga wiązała się dla niej z czymś nieprzyjemnym.
– Gorzej niż kamień – powiedziała. – Bo kamień pod wodą bym namierzyła. A tego Braddy’ego nie jestem w stanie znaleźć.
Był to bodaj pierwszy raz, kiedy usłyszałam z jej ust taką deklarację. Zawsze twierdziła, że jeśli nic w przyrodzie nie ginie, to w internecie tym bardziej. Ślad zostawia każdy, nawet największy wirtuoz w zacieraniu wirtualnych tropów.
Milczałam, czekając, aż rozwinie. Kliza jednak najwyraźniej nie miała takiego zamiaru.
– Mówiłaś, że łatwiej się ukryć na pustyni niż w internecie – odezwałam się. – Musiałaś trafić na jakiś ślad.
– Trafiłam – odparła i westchnęła ciężko. – Google zarchiwizował te wpisy, ale dostałam tylko… powidok obecności Phila Braddy’ego na Facebooku. Sprawdzić mogłam jedynie IP, a to pozwoliło mi ustalić tylko tyle, że używał TOR-a.
The Onion Router. Wielowarstwowa sieć pozwalająca szyfrować ruch w internecie. Dzięki niej przed organami ścigania skutecznie ukrywało się więcej osób niż dżihadystów w afgańskich jaskiniach w okresie prosperity Al-Kaidy.
– Routerów było niepoważnie dużo – ciągnęła Jola. – Większość znajdowała się w Wielkiej Brytanii. I możliwe, że jeden z nich także na komputerze Braddy’ego. Nie ustalę tego teraz.
– Więc przed wrzuceniem zdjęcia zadał sobie trochę trudu – skwitowałam.
– Z pewnością więcej niż przeciętny spotter.
Widziałam błysk w jej oczach i nie dziwiłam się, że sprawa nie pozwoliła jej zasnąć. Na jej miejscu zapewne też całą noc spędziłabym na próbach odkrycia choćby rąbka tajemnicy.
– Okej – rzuciłam, dając do zrozumienia, że wiem wszystko, co mnie interesuje. – Co teraz zamierzasz?
– Pójdę tropem drugiego zdjęcia. Skoro było tylko na smartfonie Wernera, muszę sprawdzić, czy ktoś miał do niego dostęp.
– Może ten przyjaciel?
– Wygląda teraz na głównego podejrzanego – przyznała. – Tym bardziej że przecież był we Wrocławiu. I trafił na zdjęcie na profilu spotted.
– A jednak to on opłacił nasz rachunek.
– Mógł to zrobić tylko po to, żeby podtrzymać pozory.
Zawiesiłam wzrok za oknem i przez moment milczałam. Puste ulice, które za kilka miesięcy wypełnią się nieskończonym strumieniem turystów, działały na mnie kojąco.
– Podstawowe pytanie brzmi: czy to naprawdę może być ona? – mruknęłam.
– Wszystko na to wskazuje.
– Nie miała żadnej zaginionej siostry bliźniaczki?