Nieodnaleziona. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Nieodnaleziona - Remigiusz Mróz страница 13

Dzięki traumie, która od lat była dla nas wyłącznie ciężarem, teraz rozumowaliśmy na chłodno. Mimo to nie potrafiłem ułożyć scenariusza, który mógłby okazać się dla mnie korzystny.
– Cudów nie zdziałam – odparłem, osuwając się na fotelu. – Poza tym ktoś na pewno zaalarmował służby. Może nawet pobierają już odciski palców. Jeszcze dzisiaj sprawdzą je w bazie, a potem po mnie przyjdą.
– Nie wiesz tego.
– Nie?
Prychnąłem, chyba z bezsilności. Zamknąłem oczy i odgiąłem głowę do tyłu, przez moment mając wrażenie, że to wszystko jest tylko jakąś poalkoholową iluzją.
– Widziałeś tam nóż, prawda?
– Tak, chyba tak.
Pamiętałem wszystko jak przez mgłę, ale nie łudziłem się, że długo tak pozostanie. Stanie się dokładnie tak jak w przypadku wspomnień znad Młynówki. Początkowo będą mętne, częściowo nieosiągalne, jakby przysłonięte kurtyną bezpieczeństwa. Potem, poprzez koszmary i powracające z odmętów pamięci obrazy, się wyostrzą. I w końcu staną się wyraźne jak teraźniejszość.
– Nie ma na nim twoich odcisków palców – dodał ojciec. – To wystarczy.
– Powiedzą, że mogłem założyć rękawiczki.
– A były tam gdzieś?
– Tato…
– To wszystko zasadne pytania.
Pokręciłem bezradnie głową.
– Dla ciebie, ale nie dla policji – odparłem stanowczo. – Oni przyjmą, że rękawiczki zabrałem za sobą, a potem po prostu się ich pozbyłem.
Ledwo to powiedziałem, uświadomiłem sobie, że opuszczenie mieszkania było najgorszym, co mogłem zrobić. Powinienem zostać na miejscu i natychmiast poinformować organy ścigania. A potem czekać, niczego nie ruszając.
Z kuchni doszły nas zapachy smażonych jajek. Matka robiła najlepszą jajecznicę na świecie, ale w tej chwili na samą myśl o jedzeniu robiło mi się słabo.
Pochyliłem się i schowałem twarz w dłoniach.
Co tu się działo, do cholery? Kto i dlaczego miałby zabić Blitzera? I to w taki sposób, by wszystko wskazywało…
Urwałem tok myśli, nagle czując falę gorąca. Dłonie natychmiast stały się wilgotne, a nudności jeszcze większe. Powoli opuściłem ręce, patrząc na ojca pustym wzrokiem.
– Co się stało? – spytał.
– Ten nóż…
Ojciec uniósł brwi, a podłużne zmarszczki na jego czole zdawały się zbliżyć do linii przerzedzonych siwych włosów.
– O kurwa… – jęknąłem.
– Co się dzieje, synu?
– Używałem tego noża wieczorem – odparłem, pocierając nerwowo kark. – Otwierałem nim jakieś wino, rozcinałem tę folię na gwincie…
– Jesteś pewien, że to ten sam nóż?
Skinąłem głową. Nie byłem pewien na sto procent, ale wydawało się to logiczne. Zabójca wszedł do mieszkania, zobaczył nóż leżący na blacie w kuchni i postanowił go użyć. Blitz nie mógł stawiać dużego oporu, był tak samo wstawiony jak ja. Może nawet bardziej.
Mimowolnie wyobraziłem sobie, jak wybudza się z pijackiego snu tylko po to, by za moment umrzeć. Wzdrygnąłem się.
Nie odzywaliśmy się z ojcem przez jakiś czas. Udało nam się wyrwać z marazmu, dopiero kiedy do pokoju weszła matka z jajecznicą. Podała nam talerze, ale musiała wiedzieć, że śniadanie podzieli los nadal nieupitej herbaty. Potrzebowała jednak świadomości, że coś zrobiła, w jakiś sposób starała się o nas zadbać.
Usiadła na kanapie obok ojca i popatrzyła na mnie z głęboką troską.
– Co zrobimy? – zapytała.
– Na razie nic – odparłem.
Obawiałem się, że ojciec zacznie przekonywać mnie, bym jednak skontaktował się z policją, ale się nie odezwał. Dopiero po chwili zrozumiałem, że swoje obiekcje postanowił przekazać mi w inny sposób.
Świdrował mnie wzrokiem, który dobrze znałem.
– To nie ma sensu – burknąłem.
– Nic nie mówię, synu.
– Nie musisz. Widzę, że nadal upierasz się przy policji.
– Nie upieram się.
– To dobrze – odparłem nieco zbyt ostro, ale emocje zaczynały brać górę. – Bo widzisz chyba, że jestem wrabiany. I że ktokolwiek za tym wszystkim stoi, w jakiś sposób wpływa na mundurowych.
Westchnął, a matka uciekła wzrokiem. Była to dla nich stara śpiewka, którą powtarzałem przez jakiś czas po zaginięciu Ewy. Przeszedłem wtedy przez wszystkie stadia depresji, obwiniając każdego, o kim mogłem pomyśleć.
Przez jakiś czas forsowałem wersję, że to śledczy tuszują dowody i są zamieszani w to, co się stało. W pewnym momencie wpadłem nawet na pomysł, że napastnicy byli funkcjonariuszami po służbie, którzy postanowili się zabawić.
Ostatecznie odrzuciłem teorie spiskowe i wszelkie inne absurdalne scenariusze, ale teraz musiałem znów wziąć je pod uwagę. Na tym etapie wszystko było możliwe.
– To już nie są czasy Polski Ludowej – odezwał się ojciec. – Teraz mają sprzęt, mają technologię… ustalą, co tam się naprawdę stało.
Stało się to, że ja żyłem, a Blitz nie.
Powód mógł być tylko jeden. Zabójcy chodziło nie tylko o usunięcie mojego przyjaciela, nie tylko o wysłanie sygnału, ale też o obarczenie mnie odpowiedzialnością. Ale dlaczego? Nie łatwiej byłoby zabić również mnie?
Zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco, gdy pomyślałem o tym, jak blisko śmierci byłem. Wystarczyła chwila. Decyzja jednego człowieka.
– Zobaczą tylko dowody, które wskazują na mnie – odparłem pod nosem. – Ktokolwiek to zrobił, zadbał o to.
Zanim którekolwiek zdążyło odpowiedzieć, rozległ się dźwięk, który sprawił, że wszyscy się wzdrygnęliśmy. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że to komórka Blitza. Musiałem w popłochu, bezwiednie zabrać ją z mieszkania, by mieć jakiś kontakt ze światem. Wyjąłem smartfon z kieszeni i zobaczyłem jedną nieprzeczytaną wiadomość.
Automat ze strony