Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8. Remigiusz Mróz
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8 - Remigiusz Mróz страница 10
– Wszyscy się wyróżniają. Dlatego byli moimi klientami.
Odpowiedziało jej milczenie, a ona upomniała się w duchu, by być bardziej delikatna. Mimo że ledwo panowała nad emocjami, a cały organizm zdawał się wołać choćby o kroplę alkoholu, musiała mieć na uwadze przede wszystkim dwoje ludzi, którzy siedzieli po drugiej stronie wyspy.
To oni stanowili największe niebezpieczeństwo dla Darii. Jeden nieroztropny krok zrozpaczonego rodzica mógł sprawić, że dziecko już nie wróci do domu.
Joanna nabrała głęboko tchu.
– W takim razie jest tylko jedna osoba, która może coś wiedzieć – zabrała głos Magdalena. – Ta, na którą wskazał porywacz.
– Wszystko z niej wyciągnę – zapewniła Chyłka.
– Chcemy przy tym być – odezwał się Brencz.
– Nie ma mowy.
Julian podniósł się i odwróciwszy się do nich tyłem, stanął przed ekspresem do kawy. Złapał za krawędź blatu, przypominając pijaka, któremu niewiele trzeba do utraty równowagi. Zwiesił głowę i zgarbił się.
– Tu chodzi o naszą córkę – powiedział cicho. – Nie możemy tak po prostu…
– Co? Zaufać mi?
Chyłka też wstała, a potem podeszła do okna.
– To jest dokładnie to, co powinniście zrobić – dodała, wyciągając marlboro. – Porywacz będzie was obserwował, nas zresztą też. Jeden głupi ruch i…
Urwała, zapaliła papierosa i popatrzyła na siostrę.
– Jeśli Klara Kabelis cokolwiek wie, macie moje słowo, że też się tego dowiecie.
– Cokolwiek? – rzuciła Magdalena. – Przecież to oczywiste, że ona wie znacznie więcej.
– Wie wszystko – poparł ją Julian. – W końcu to jej masz bronić. I najprawdopodobniej to ona najęła tego człowieka, żeby porwał Darię. Chciała cię zmusić, żebyś wzięła jej sprawę.
Joanna przytrzymała dym w płucach. Na tym etapie możliwości było zbyt wiele, by mogła z czystym sumieniem przyjąć jakąkolwiek hipotezę. Szczególnie jeśli chodziło o te, które wyszły od dwójki zupełnie skołowanych, roztrzęsionych osób.
– Poczekajmy, aż ją przycisnę – powiedziała. – Wy w tym czasie po prostu nie róbcie niczego, co mogłoby zaszkodzić Darii.
Żadne z nich się nie odezwało. Joanna paliła w ciszy, która zdawała się sprawiać, że czas zwalnia. Po chwili Chyłka zgasiła papierosa, mimo że nie dopaliła go do końca. Chciała jak najszybciej opuścić ten dom. I brać się do roboty.
Wraz z Oryńskim upewnili się, że małżeństwo rzeczywiście nie zrobi niczego lekkomyślnego, a potem z dobrze skrywaną ulgą skierowali się do wyjścia.
– A ten policjant? – odezwała się jeszcze Magdalena, gdy Kordian otwierał drzwi. – Szczerbiński? Może w jakiś sposób mogłabyś się z nim skontaktować poza…. poza formalnymi kanałami?
– Mogłabym – przyznała Chyłka. – Ale jak każdy inny mundurowy zrobiłby wszystko, żeby wprowadzić sprawę na oficjalne tory.
– Ale…
– Zaufaj mi – rzuciła na odchodnym Joanna. – Darii włos z głowy nie spadnie.
Kiedy weszli do samochodu, prawniczka od razu uruchomiła silnik i odjechała. Wiedziała, że jeśli zerknie w lusterko, zobaczy wyraz desperacji na twarzy siostry. Oryński przez moment majstrował przy radiu, zmieniając piosenki. Zanim trafił na coś, co oboje byli w stanie zdzierżyć, rozległ się dzwonek telefonu Chyłki, a radio automatycznie się wyciszyło.
Zamiast grafiki z jednego z albumów Iron Maiden na wyświetlaczu pojawiła się okładka ostatniej książki McCarthy’ego.
Chyłka na moment obróciła głowę do Kordiana.
– Zachowuj się normalnie – poleciła. – I ani słowa o porwaniu.
– Ale…
– Nie wiemy, kogo porywacz ma na podsłuchu.
Nie czekała, aż Oryński potwierdzi. Nie musiała.
– Co znalazłeś? – odezwała się, odebrawszy połączenie od Kormaka.
– Tak naprawdę to coś znalazło mnie. A raczej ktoś. I może nie mnie konkretnie, ale nas.
– To znaczy? – odezwał się Kordian.
– Jesteś na linii? – zdziwił się chudzielec. – Czy wy się kiedykolwiek rozstajecie?
– Jeśli już, to tylko na ułamek sekundy. Dłużej nie potrafimy bez siebie wytrzymać.
Chyłka zatrzymała się na skrzyżowaniu Vogla z Przyczółkowską i ze złością łypnęła na czerwone światło.
– Mów, co wiesz – mruknęła.
Ścisnęła mocniej kierownicę, jakby przy całym tym rozchwianiu emocjonalnym potrzebowała jakiegoś stabilnego punktu podparcia.
– Do kancelarii zgłosiło się kilku członków PZA.
– Czego?
– Polskiego Związku Alpinizmu. Chcieli ustalić, czy będziemy reprezentować Klarę Kabelis. I nie byli przesadnie sympatyczni.
Chyłka i Oryński wymienili się zaniepokojonymi spojrzeniami.
– Skąd im to przyszło do głowy? – odezwała się Joanna.
– Może mają telewizję lub internet.
– Co?
– Parę kamer nagrało was na Okęciu, gdybyście nie…
– Stary już wie? – wtrącił się Kordian.
– To do niego się zgłosili. Jeszcze do was nie dzwonił?
Oryński wyciągnął telefon i sprawdził. Połączenia od Artura Żelaznego nie było.
– Nie.
– Dziwne. Zdawał się równie wkurwiony jak ci alpiniści – ciągnął Kormak. – Całości rozmowy nie będę wam relacjonować, ale starczy powiedzieć, że Klara nie ma dobrej opinii w środowisku.
– Tyle wiemy – odparła Joanna. – Masz jakieś konkrety?
– Aż nadto. Nawet nie wiem, od czego zacząć – mruknął chudzielec. – Po pierwsze chodzą słuchy, że sypiała z kilkoma