Emancypantki. Bolesław Prus

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Emancypantki - Bolesław Prus страница 8

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Emancypantki - Bolesław Prus

Скачать книгу

niej zachodzą zmiany. Ubyła pewna liczba uczennic i pensjonarek, zmniejszyły się dochody, należało zastąpić kilku droższych nauczycieli tańszymi… Jednocześnie coraz częściej słyszy frazesy o samodzielności kobiet, jakby skierowane przeciw niej samej.

      Początkowo wyraz "samodzielność" wymawiała tylko panna Howard, potem nauczycielki i damy klasowe, a dziś – powtarzają go starsze uczennice i nawet ich matki.

      "Co ma znaczyć ta ich samodzielność – myśli pani Latter. – Konna jazda i malarstwo?… to przecież rzeczy stare jak świat. Walka z życiem?… ależ, mój Boże, od ilu lat ja walczę z życiem… Więc niezależność od mężczyzny?… Ach, gdyby one wiedziały, od jakiego ja się uwolniłam!… To, co one mówią, ja robię albo zrobiłam od dawna i pomimo to ja ich nie rozumiem, a one uważają mnie za przeszkodę. To samo, co ja, robi tysiące kobiet w każdym pokoleniu; przecież nawet były takie, które chodziły na wojnę! Więc dlaczego te rzeczy dziś ogłaszają się jako wynalazek, w dodatku zrobiony przez pannę Howard, która dużo mówi, ale nie zrobiła nic pozytywnego? Jest dobrą nauczycielką i tyle…" – Czy nie przeszkadzam?… odezwał się za nią słodki głos. Pani Latter drgnęła.

      – Ach, Madzia!… – rzekła – dobrze, żeś przyszła.

      Panienka zwana Madzią, a przez uczennice panną Magdaleną, weszła do gabinetu w wesołym nastroju ducha. Widać to było w jej figlarnych oczach, śmiejącej się twarzy, w całej zresztą postaci, która wyglądała tak, jak gdyby z panną Madzią dopiero co tańczyły jej uczennice i jeszcze wycałowały ją na zakończenie.

      Lecz spojrzawszy na panią Latter Madzia odczuła, że wesołość w tym miejscu nie jest właściwą. Zdawało się jej, że przełożona ma zmartwienie albo że się bardzo gniewa. Za co i na kogo?… Może na nią za to, że przed chwilą tańczyła z czwartoklasistkami, ona, dama klasowa!

      – Chcę, Madziu, dać ci robotę. Wyręczysz mnie?… – rzekła pani Latter siadając przed biurkiem.

      – Czy pani może się o to pytać? – odpowiedziała Madzia. I zarumieniła się, przyszło jej bowiem na myśl, że taka odpowiedź może wydać się pani Latter zuchwałą.

      Usiadła na brzegu kanapy i pochyliwszy głowę przypatrywała się spod oka przełożonej chcąc odgadnąć, co jej dolega. Czy ona gniewa się, czy jest zmartwiona? Z pewnością gniewa się (naturalnie na nią) za tańce na górze. Przecież tyle razy mówiono jej, że dama klasowa powinna zachować powagę właściwą swemu stanowisku. A kto wie, czy pani Latter nie gniewa się i za to, że ona całowała Zosię Piasecką i mogła zarazić całą pensję jakąś niezdecydowaną chorobą. A może o to, że wstawiała się za Zdanowską?…

      – Widzisz to, Madziu – odezwała się nagle pani Latter wręczając jej paczkę papieru listowego i notatkę. – Tyle listów musisz napisać, rozumie się, jeżeli zechcesz.

      – Tylko tyle?… Ja dopiero wtedy byłabym prawdziwie szczęśliwą, gdyby mi pani kazała pisać wszystkie listy – zawołała Madzia takim tonem jak żołnierz, który chce poświęcić życie za swego wodza.

      – Oj, ty nieuleczalna entuzjastko!… Ale może i ty się kiedyś wyleczysz. Nawet prędzej, aniżeli myślę!… – rzekła zniżonym głosem pani Latter, a potem dodała: – Wyręczam się tobą w nudnej robocie, bo sądzę, że ci się to przyda. Czy ciągle projektujesz sobie założyć pensję?

      – Ach, pani, choćby dwu… choćby jednoklasową… To moje najwyższe marzenie! – zawołała Madzia składając ręce.

      Pani Latter uśmiechnęła się.

      – Mam nadzieję, że zmieni się i to twoje najwyższe marzenie – mówiła. – Już pamiętam ich kilka. W szóstej klasie marzyłaś o klasztorze, w piątej myślałaś o śmierci i o tym, ażeby Cię pochowano koniecznie w bladoniebieskiej trumience, a w trzeciej klasie, jeżeli mnie pamięć nie zwodzi, chciałaś koniecznie zostać chłopcem.

      – Ach, pani… pani!… – wzdychała Madzia zasłaniając rękoma twarz zarumienioną powyżej czoła. – Ach, jaka ja jestem… ach, ze mnie nic nigdy nie będzie…

      – Owszem, będzie, tylko pierwej wyrzekniesz się niejednego projektu, a przede wszystkim tej pensji.

      – To, proszę pani, będzie tylko wstępna klasa…

      – Coraz lepiej! – uśmiechnęła się pani Latter. – Nim jednak założysz ową wstępną klasę, napisz listy do rodziców, wujów i ciotek naszych panienek. Pisz według tego schematu: u góry – Szanowny Panie lub Szanowna Pani, a niżej: Załączając stosownie do życzenia pani (czy pana) kwit za pierwsze półrocze, mam honor przypomnieć, że do uzupełnienia rachunku należy nam się rubli… I liczbę wypiszesz wedle tej kartki.

      – To oni aż tyle są winni?… – zawołała z przestrachem Madzia przeglądając notatkę.

      – Winni mi dwa razy więcej – odpowiedziała pani Latter. Tylko niektórzy zwrócą dopiero po Nowym Roku, a znajdą się tacy, którzy nie zwrócą nigdy.

      Zerwała się z fotelu i założywszy ręce na piersiach zaczęła chodzić po gabinecie.

      – Oto masz pensję, o której marzysz – mówiła siląc się na spokój w głosie. – Oto są świetne dochody, za które panna Howard chce tu wprowadzać buchalterię, naukę rzemiosł, gimnastykę…

      Wariatka!… – syknęła pani Latter.

      – A ja myślałam, że ona taka rozumna… – wtrąciła tonem zdziwienia panienka. – Ach, jak ona pięknie mówi!… Jak ona tłomaczy, że dzisiejsza kobieta jest ciężarem dla społeczeństwa i niewolnicą rodziny, że kobiety powinny pracować na równi z mężczyznami, że powinny mieć te same prawa i że całe wychowanie powinno być zmienione…

      Drżąca z gniewu pani Latter zatrzymała się przed Madzią i poczęła mówić stłumionym głosem:

      – Dowiedzże się ty przynajmniej, co warte gadaniny tej… szalonej!… Widzisz, ile tysięcy rubli winni mi są i domyślasz się, ile tysięcy rubli ja potrzebuję mieć do Nowego Roku, ażeby nakarmić dzieci i zapłacić nauczycielom… Jeżeli więc dziś zachodzę w głowę… Ach! co ja plotę!… – szepnęła trąc czoło. Więc sama obrachuj: skąd w tych warunkach wziąć pieniędzy na wykłady nowych przedmiotów, skąd dzieci znalazłyby czas na naukę?… Głowa mnie boli!…

      Przeszła się kilka razy, a potem wziąwszy za ręce przestraszoną nauczycielkę rzekła spokojniej:

      – Jestem trochę chora i zirytowana, a tobie ufam moje dziecko, więc rozgadałam się.

      Wiem jednak, że…

      – Pani… czy pani mogłaby przypuścić, że ja powtórzę?… – spytała Madzia. A potem spoglądając na panią Latter oczyma pełnymi łez i całując jej ręce dodała:

      – Proszę pani, to… to ja zrzekam się mojej pensji…

      Przełożona przycisnęła usta do jej rozgorączkowanej głowy.

      – Dzieciaku, dzieciaku!… Jakąż różnicę może mi zrobić twoja biedna pensyjka, twoje piętnaście rubli miesięcznie? Ani myśl o niczym podobnym…

      W

Скачать книгу