Piętno mafii. Piotr Rozmus

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Piętno mafii - Piotr Rozmus страница 3

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Piętno mafii - Piotr Rozmus

Скачать книгу

i postanowił jej posłuchać. Biegł przed siebie ile sił w nogach, nie zamierzając nawet się oglądać. Po kilkudziesięciu metrach nadepnął na abaję i runął jak długi. Klęcząc i ciężko dysząc, obejrzał się przez ramię, aby z niemałym zaskoczeniem stwierdzić, że ubrany na czarno mężczyzna wcale go nie goni. Faruq patrzył skonsternowany, jak tamten zatrzymuje się przy jego straganie, grzebie w jednej ze skrzynek, a potem odchodzi z reklamówką pełną jabłek. Dopiero wtedy Faruq zdołał się podnieść. Wrócił do swojego miejsca pracy i z niedowierzaniem przyglądał się leżącemu na stole banknotowi, na którym tamten położył duże czerwone jabłko.

      2. SZCZECIN, DZIELNICA POMORZANY

      Zalogował się na Facebooka od niechcenia, bardziej z obowiązku niż przekonania, że tym razem mu się poszczęści. Sprawdzał konto kilka razy dziennie, ale jak dotąd bez rezultatu. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej? Po prostu chciał to już mieć za sobą, aby z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku obejrzeć jakiś film z Jasonem Stathamem albo sprawdzić, co tym razem poleca YouTube. Zazwyczaj oglądał amatorskie filmy nagrywane telefonem podczas bójek, czasami walki bokserskie albo najlepsze nokauty i poddania ostatnich gal MMA. Lubił też podpatrywać, jak nafaszerowani sterydami kolesie z siłowni prezentują treningi, w nadziei, że sam wprowadzi jakieś novum do swoich. Robił dzisiaj klatę i doskonale czuł, jak napięcie mięśniowe rozrywa mu piersi. Uwielbiał ten niemal euforyczny stan, wynikający z przekonania, że dał z siebie wszystko.

      Przechylił shaker z odżywką białkową, ale plastikowe naczynie zastygło w połowie drogi do ust. Gdyby ktoś mógł go teraz zobaczyć, miałby niezły ubaw. Siedział przy biurku i szeroko wybałuszonymi oczami wpatrywał się w monitor, którego blade światło z mizernym skutkiem rozpraszało panujący w pokoju mrok. Zaciągał rolety za każdym razem, gdy zasiadał do komputera.

      – O cholera… – szepnął pod nosem.

      Strużka białego płynu ściekała mu po brodzie. Przetarł ją odruchowo, wpatrując się w czerwony kwadrat, który pojawił się nad ikoną symbolizującą kobietę i mężczyznę. Zakwitł nad ich głowami niczym czerwona aureola. Oznaczało to dwie rzeczy: albo ktoś zaprosił go do grona znajomych, albo… to ona przyjęła jego zaproszenie. Miał wielką nadzieję, że chodzi o to drugie.

      Założył konto na Facebooku, ale nic, co napisał, nie było prawdą. Zdjęcie znalazł w Internecie i na dobrą sprawę niewiele było na nim widać. Chłopaczek w czerwonej bejsbolówce, naciągając daszek na oczy, prezentował swój profil. To mógł być każdy. Wybierając fotkę, zwrócił jednak uwagę na szczękę gościa. Chciał, aby była masywna, dobrze zarysowana tak jak jego, pozwalająca przypuszczać, że reszta ciała też jest niczego sobie. Oczywiście miał swoje prawdziwe konto, ale absolutnie nikt z jego grona znajomych nie mógł podejrzewać, że Jakub Skubski, za którego się podawał, to naprawdę on.

      Odetchnął głęboko i skierował kursor na czerwoną ikonę.

      – No dalej, maleńka, spraw, żeby to był naprawdę miły wieczór…

      Anka B. przyjęła twoje zaproszenie do grona znajomych.

      – Tak jest! I o to chodzi! – Klasnął w dłonie z radości, a potem zaczął pocierać je intensywnie, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Kliknął w zdjęcie profilowe uśmiechniętej brunetki. – No dobrze, kochanie, zobaczmy, jak wyglądasz…

      Musiał przyznać, że była niezłą laską. Spod niewątpliwie sztucznych rzęs spoglądało na niego dwoje dużych brązowych oczu. W delikatnie zadartym nosie tkwił kolczyk, a szeroko rozchylone czerwone wargi odsłaniały rząd równych, wręcz nienaturalnie białych zębów.

      Przeglądał kolejne zdjęcia. Ania z rodziną. Ania z… zapewne z młodszą siostrą. Ania na imprezie, ledwie widoczna wśród gęstego dyskotekowego dymu. Ania z psem. Ania z przyjaciółkami. I w końcu… Ania z nią.

      Uśmiechnął się pod nosem.

      – Mam cię – powiedział, tym razem zdecydowanie głośniej. – Od dzisiaj wszystko się zmieni… – Naprawdę mocno w to wierzył. Miał serdecznie dość bycia traktowanym jak nic niewarty goniec, pracujący w wielkiej korporacji, gdzie nikt nie pamięta nawet jego imienia. Dostał zadanie – i zamierzał je zrealizować, szansę – i musiał ją wykorzystać. Wybrano go, bo był najmłodszy i… najprzystojniejszy, choć tego już oczywiście żaden z nich nie dodał.

      Czerwony kwadracik, który pojawił się przy chmurce informującej o nadejściu wiadomości, sprawił, że uśmiech zniknął mu z twarzy. Głośno przełknął ślinę. Otworzył.

      Cześć. Dzięki za zaproszenie, ale… czy my się znamy?

      Nerwowo bębnił palcami o blat biurka. W końcu położył je na klawiaturze.

      Cześć. Tak, znamy się… – napisał, ale po chwili skasował.

      Cześć. Nie, nie znamy się, ale…

      Zawahał się. Wydął usta, na ułamek sekundy zerkając w kąt pokoju.

      Dopiero założyłem konto i przypadkiem trafiłem na Twój profil…

      Tym razem rytm na drewnianej powierzchni wybijały obie dłonie.

      Wydałaś mi się bardzo sympatyczna, poza tym też mieszkasz w Szczecinie i tak jakoś wyszło.

      Nacisnął enter.

      Cisza. Wpatrywał się w wysłaną wiadomość, czując coraz większe podekscytowanie.

      A to ciekawe. Sympatyczna? I stwierdziłeś to po zdjęciu?

      Palce szybko wystukały odpowiedź.

      Okej, okej, ładna… Moją uwagę przykuła przede wszystkim Twoja uroda.

      Już lepiej :). Ja o Twojej niewiele mogę powiedzieć, bo profilowe masz dość tajemnicze.

      I o to chodzi.

      Tak?

      No.

      A niby czemu?

      Chwila przerwy.

      Bo chciałbym zobaczyć Twoją minę.

      ?

      Chciałbym zobaczyć Twoją minę, jak już się ze mną umówisz.

      Dłuższa pauza.

      :) Dobry jesteś.

      Odetchnął z ulgą.

      Dziękuję.

      Ale nic z tego.

      Czemu?

      Bo nie umawiam się z nieznajomymi.

      Odchylił się na fotel i ciężko westchnął. Podrapał się po skroni, myśląc, co powinien napisać.

      Tak

Скачать книгу